„Matko, nadszedł czas, by rozpocząć proces”

O duchowej spuściźnie sługi Bożego biskupa Adolfa Piotra Szelążka i drodze do procesu beatyfikacyjnego

O duchowej spuściźnie sługi Bożego bp. Adolfa Piotra Szelążka i drodze do procesu beatyfikacyjnego - z s. Sabiną Ireną Gumkowską ze Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus rozmawia Monika Lipińska.

62 lata temu związała Siostra swoje życie ze Zgromadzeniem Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Co zadecydowało o wyborze tej drogi?

Do zgromadzenia wstąpiłam dokładnie w piątą rocznicę śmierci założyciela zgromadzenia - bp. A.P. Szelążka, tj. 9 lutego 1955 r. w Ostrowi Mazowieckiej. Pragnienie życia w zakonie sięga lat dziecięcych. Kiedy miałam pięć lat, odeszła do wieczności moja mama, co bardzo przeżyłam, doświadczając przemijalności szczęścia życia rodzinnego. A świat - w moim dziecięcym odczuciu - stracił swój dotychczasowy urok. Nie bez znaczenia były ciężkie przeżycia wojenne i okupacje, zmieniające się reżimy i ich następstwa. Na bezpośrednią decyzję pójścia za głosem łaski powołania zakonnego wpłynęły uroczystości prymicyjne dwóch kapłanów w rodzinnej parafii w Czerwinie; zrozumiałam wtedy głębiej łaskę wybrania przez Boga na Jego wyłączną służbę.

Co ujęło - i nadal fascynuje - Siostrę w charyzmacie terezjanek?

Jeżeli chodzi o wybór zgromadzenia, zawdzięczam go nade wszystko Bożej opatrzności. Wstępując na drogę życia zakonnego w ciężkich powojennych uwarunkowaniach, nie miałam dokładniejszego rozeznania odnośnie charyzmatu zgromadzenia. Pragnęłam służyć Bogu, obierając Pana Jezusa jako najdoskonalszy wzór życia i miłości, pod opieką Matki Najświętszej i świętych, szczególnie św. Teresy od Dzieciątka Jezus, która mi w tym przewodziła. Zgromadzenie wskazał mi proboszcz rodzinnej parafii ks. Stanisław Koćmierowski.

Jestem przekonana, że to sam Duch Święty kształtował mnie i moją osobowość w dziecięcej prostocie, miłości i zaufaniu. Dlatego wydarzenia związane z wyborem życiowej drogi i charyzmatu były dostosowane i ukierunkowane na moją osobowość, zdolności, pragnienia, oczekiwania i zadania życiowe. To właśnie droga dziecięctwa duchowego, tzw. mała droga, wskazana przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus i przez nią praktykowana, znamionuje charyzmat terezjanek. Usiłując żyć nim w ciągu 62 lat, nie miałam i nie mam większych pragnień ani też rozczarowań. Ufam, że te dary łaski Bożej zostały dla mnie przeznaczone, ale też zadane, by w pokoju wewnętrznym i radości wypełniać najświętszą wolę Stwórcy. Fascynuje mnie na tej drodze całkowite zdanie się we wszystkim na wolę Bożą, mimo życiowych potyczek i zranień, jak też ufność i miłość w oddaniu się Jezusowi. Dlatego też w posłudze dzieciom, także niepełnosprawnym, oraz osobom starszym, skrzywdzonym, potrzebującym wsparcia, odnajdywałam swoją misję. Doświadczanie Chrystusa we wszystkich zadaniach - według posiadanych możliwości - uczy mnie dziecięcej postawy, by żyć miłością na co dzień. Oto fascynacja charyzmatem terezjańskim: przeżywanie wielkości i bogactwa tajemnic w małości.

Dokładnie cztery lata temu otwarty został proces beatyfikacyjny założyciela Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus - bp. A.P. Szelążka. Jak wyglądały pierwsze kroki poczynione w tym kierunku?

Jak to się zaczęło? Sobór Watykański II wydał wiele dokumentów dotyczących życia i posługi Kościoła w kończącym się XX w., a w nich wytyczne. Również życie zakonne, istniejące w Kościele od wieków, otrzymało dla siebie właściwy kierunek. Akcent położono na odnowę, na powrót do źródeł własnej tożsamości. Pod uwagę wzięto także radykalizm życia konsekrowanego i owocność jego posługi Kościołowi. Na tej płaszczyźnie troski Kościoła o całokształt życia zakonnego wszystkie instytuty zakonne, a szczególnie najmłodsze, poczuły konieczność głębokiego pochylenia się nad własną tożsamością. Zgromadzenie Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus również. Odczytanie zamysłu założycielskiego każdej rodziny wymagało głębszego studium nad życiem i osobistym charyzmatem założyciela. W następstwie negatywnych skutków II wojny światowej i przesunięcia granicy polskiej na wschodzie zgromadzenie ss. terezjanek, założone w 1936 r. w Łucku na Wołyniu przez ordynariusza diecezji łuckiej A.P. Szelążka, utraciło całkowicie możliwość bytowej egzystencji. Założyciel ze względu na wierność papieżowi i miłość do powierzonego sobie ludu został skazany i osadzony w kijowskim więzieniu. Po uwolnieniu i powrocie do Polski (1946 r.) stał się wrogiem totalitarnego reżimu, a jego posługa Kościołowi na Wołyniu tematem tabu. Ten stan rzeczy sprawił po latach odwilży w Polsce (1982 r.), tzn. w 30 lat po śmierci biskupa, że młodzi kapłani, szczególnie ci z diecezji płockiej, interesując się niezwykłą postacią biskupa wygnańca, nawiedzali nasz dom generalny w Podkowie Leśnej i, korzystając z archiwum zgromadzenia, pisali prace magisterskie w oparciu o nauczanie bp. Szelążka. Zarówno oni, jak też rozsiani w Polsce kapłani kresowi, w tym mieszkający w naszym domu w Podkowie Leśnej wikariusz generalny kapituły łuckiej ks. infułat dr Stanisław Kobyłecki oraz odwiedzający go wierni z Wołynia, zaświadczali o świętości życia ich pasterza. Przeświadczony o wielkiej świątobliwości życia bp. A.P. Szelążka był także kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski, który - według oświadczenia ks. inf. S. Kobyłeckiego - podczas spotkań z kapitułą łucką w Warszawie powiedział m.in.: „Jestem przekonany, że diecezja łucka posiada wielkiego protektora przed Bogiem”.

Pamięć o biskupie była żywa, a kapłani łuccy przez wiele lat całą wspólnotą nawiedzali grób swego biskupa. W naszym zgromadzeniu siostry modliły się przez wstawiennictwo ojca założyciela również prywatnie. W każdą rocznicę śmierci przez ostatnie lata była sprawowana Eucharystia o łaskę jego beatyfikacji. Mocnym impulsem w tym kierunku stała się 50 rocznica śmierci czcigodnego ojca założyciela w 2000 r. Ich obchody - ze względu na rok Wielkiego Jubileuszu Odkupienia w Kościele - zostały przesunięte na rok 1999. 6 listopada, po uroczystościach w kościele św. Jakuba w Toruniu z udziałem kard. Józefa Glempa, biskupów, kapłanów, sióstr oraz wiernych, w Diecezjalnym Seminarium Duchownym odbyło się sympozjum pt.: „Człowiek, Pasterz, Założyciel”, uczestniczyła w nim także m.in. senator Alicja Grześkowiak. To właśnie po zakończeniu sympozjum biskup toruński Andrzej Suski wypowiedział do mnie te bardzo znaczące słowa: „Matko, już nadszedł czas, aby rozpocząć proces beatyfikacyjny bp. A.P. Szelążka”.

Również w 2000 r. zawitały Siostry w diecezji siedleckiej, a dokładnie w Stoczku Łukowskim, gdzie bp Szelążek przyszedł na świat. Czym dla Siostry - pełniącej wówczas funkcję matki generalnej zgromadzenia - była ta wizyta i jakie były jej owoce?

To, że rok 2000 był pierwszym historycznie i na wskroś rodzinnym zetknięciem się Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus ze Stoczkiem Łukowskim, z parafią pw. Wniebowzięcia NMP, w szczególny sposób jej czcigodnym duszpasterzem ks. prałatem Józefem Huszalukiem, w moim odczuciu nie było wydarzeniem przypadkowym. Każde bowiem życie, jego zaistnienie wiąże się z miejscem urodzenia, chrztu i innych wydarzeń wpisujących się w osobę ludzką. Stąd też wydaje mi się, że to sama Boża opatrzność kierowała czasem spotkania. Przypadająca na rok milenijny 50 rocznica śmierci założyciela wzbudziła we mnie pragnienie poznania miejsca urodzenia i chrztu biskupa. Dlatego też wraz z zarządem i siostrami nowicjuszkami przybyłyśmy do Stoczka Łukowskiego. Ta wizyta równała się z rozpaleniem ognia miłości w sercach zarówno do osoby ojca założyciela, jak i jego rodzinnej parafii. Przedstawiony wówczas przez nowicjuszki spektakl: „Taki człowiek” unaocznił zebranym jego wielkość nawet w skrajnie trudnych warunkach więzienia w Kijowie. Siostry wzięły udział w oprawie liturgicznej Mszy św., zaś po Eucharystii wierni otrzymali pamiątkowe obrazki z modlitwą za wstawiennictwem bp. Szelążka, także o jego beatyfikację. To wydarzenie zapoczątkowało więź nie tylko z parafią, ale również z władzami miasta i gminy. Wielką życzliwość i żarliwość wykazywał od początku i wykazuje do obecnej chwili niestrudzony czciciel sługi Bożego A.P. Szelążka ks. prałat J. Huszaluk.

Z bp. Szelążkiem łączy Siostrę pośrednio miejsce posługi. Była Siostra pierwszą terezjanką, która w 1992 r., po 56 latach od opuszczenia przez zgromadzenie diecezji łuckiej, powróciła na te tereny. Jak wyglądał ten powrót?

Miłość do Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus już w okresie wstępnej formacji wiązała mnie głęboko z ojcem założycielem. Chociaż nie miałam wówczas dostatecznej wiedzy na temat trudnych dziejów zgromadzenia ani męczeńskiej posługi bp. Szelążka w Kościele Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej, rozumem i sercem dotykałam trudnej rzeczywistości historii. Dowodem była dla mnie pasterska miłość biskupa do ludu Bożego Wołynia. Po dziesięciu latach oddanej służby i trudzie podejmowania wielu inicjatyw duszpasterskich na rzecz Kościoła na Wołyniu, mimo zagrożeń politycznych ksiądz biskup podjął się założenia w 1936 r. naszego zgromadzenia. Myślę, że przynaglała go do tego miłość do całego narodu, szczególnie najmłodszego pokolenia Polaków, tj. dzieci i młodzieży. Zgromadzenie miało podjąć dzieło wychowawcze w duchu św. Teresy od Dzieciątka Jezus. W roku 1986, będąc ze współsiostrą z doraźną pomocą duszpasterską w Mozyrze na Białorusi, odwiedziłyśmy również Ukrainę i katedrę łucką, zamienioną wcześniej na muzeum ateizmu. Tylko jedna jej kaplica była udostępniona katolikom do sprawowania Eucharystii.

Jak wspomina Siostra relacje z mieszkającymi tam katolikami?

Wspominam je jako życzliwe i ciepłe, zwłaszcza ze strony katolików polskiego pochodzenia, którzy obdarzali mnie wielką troską i rodzinnym klimatem. Natomiast w Zdołbunowie zamieszkiwały osoby napływowe spoza Wołynia, nawet po powrocie z Syberii czy Kazachstanu; tutaj te relacje były po części chłodniejsze, obojętniejsze. Mimo wszystko jako osoba w habicie doświadczałam głębokiego zaufania ze strony osób, które miały ogromną potrzebę dzielenia się wspomnieniami, bieżącymi sprawami, trudnościami, także pamięcią o trudnych wydarzeniach na Wołyniu.

O założycielu, dzisiaj czekającym na wyniesienie na ołtarze, opowiada Siostra swoimi wierszami. Powstają one z potrzeby serca…

...jak też powodowane głębokimi natchnieniami z miłości do ojca założyciela i do woli Bożej. Przy tym jestem głęboko przeświadczona, że mają one nie tyle wartości poetyckie, co subiektywne.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 42/2017

opr. ab/ab

 

« 1 »
Załączone: |
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama