Kain. Pierwszy czarny charakter

Kain i jego młodszy brat Abel zaczynali naprawdę od zera – byli pierwszymi „przedsiębiorcami”, wszystko zawdzięczali własnej pracy.

Kain. Pierwszy czarny charakter

Thomas J. Craughwell

Kain. Pierwszy czarny charakter

Rdz 4, 1–16
tłum. T. Fortuna

Tekst pochodzi z książki:

"Biblijne czarne charaktery"

Biblijne czarne charaktery to kontynuacja cieszącej się wielkim zainteresowaniem czytelników książki Święci nie-święci. O nicponiach, rzezimieszkach, oszustach i wyznawcach szatana, którzy jednak zostali świętymi. Tym razem amerykański pisarz zajmuje się niezwykle barwnymi, często również mniej znanymi postaciami z Biblii, które zasłynęły rozpustą, przewrotnością i okrucieństwem.

ISBN 978-83-60040-86-7,
format 130x200,
stron 368,
okładka miękka,
cena 31,90 zł


Idylla ogrodu Eden skończyła się w momencie, gdy Ewa, za namową węża-kusiciela, zjadła zakazany owoc. Kain i Abel – synowie Adama i Ewy – nic nie wiedzieli o świecie, w którym żyli kiedyś ich rodzice. Dotknęły ich jednak ponure konsekwencje upadku pierwszych ludzi: rywalizacja pomiędzy rodzeństwem, morderstwo, bunt przeciwko Bożym nakazom. Zazdrosny, rozżalony i w swojej opinii wiecznie pokrzywdzony Kain wyładował swoją frustrację na niczego niepodejrzewającym bracie Ablu.

Kain i jego młodszy brat Abel zaczynali naprawdę od zera – byli pierwszymi „przedsiębiorcami”, wszystko zawdzięczali własnej pracy. Kain zajął się uprawą roli, a Abel został pasterzem. Na świecie było jeszcze wtedy bardzo niewielu ludzi, więc bracia nie mieli żadnej konkurencji. Taka sytuacja to marzenie każdego kapitalisty.

Pracowali ciężko. Od chwili gdy Adam i Ewa zostali wyrzuceni z Edenu, pierwsza rodzina musiała w pocie czoła zarabiać na życie. W tym upadłym świecie dla Kaina codziennością były ciernie i osty na polu, ptaki i szkodniki pustoszące uprawy, susze na przemian z powodziami i wszystkie inne plagi związane z rolnictwem.

Życie Abla też nie było usłane różami. Każdego dnia owcom trzeba było zapewnić świeżą trawę i czystą wodę. Kiedy stado wyczyściło już pastwisko do gołej ziemi, Abel musiał szukać innego, najlepiej położonego w pobliżu zbiornika wody. Przenosząc się z miejsca na miejsce, czasami musiał ruszać na poszukiwanie zabłąkanych owiec. Zostawiał wtedy resztę stada na pastwę wilków, lwów, niedźwiedzi i innych zwierząt, które – od momentu gdy Ewa zjadła zakazany owoc – nie żywiły się już roślinami, lecz mięsem. Kiedy po godzinie-dwóch Abel wracał ze zgubioną owieczką, nieraz okazywało się, że wystraszone stado rozbiegło się na wszystkie strony, a w trawie leżały pozostałości po kolacji wilka – krwiste kawałki baraniny.

CODZIENNA HARÓWKA

W tamtych czasach świat był samotnym i przerażającym miejscem. W ogrodzie Eden Adam i Ewa byli idealnie szczęśliwi i całkowicie bezpieczni. Wieczorową porą Bóg zstępował z nieba i przechadzał się po ogrodzie, gawędząc z parą pierwszych ludzi. W zestawieniu z uciążliwym życiem poza ogrodem wspomnienia z tych cudownych dni na pewno były dla Adama i Ewy trudne do zniesienia, zwłaszcza że każdy kęs pożywienia, każdy centymetr kwadratowy schronienia przed upałem, chłodem, wiatrem i deszczem, każdy strzęp ubrania, którym zakrywali swoje nagie ciała, musieli zdobywać codzienną wyczerpującą pracą.

Jakie to było uczucie, kiedy Adam po raz pierwszy naciągnął sobie mięsień, a Ewa rozcięła dłoń? Pierwsze poparzenie, pierwszy pęcherz, pierwsza drzazga, pierwsza choroba – to musiało być dla nich przerażające. Do kogo mogli się zwrócić o pomoc? Oczywiście do Boga. Chociaż Bóg nie spacerował już w ich towarzystwie i nie okazywał im swojej życzliwości w ten serdeczny sposób, jaki pamiętali z ogrodu Eden, nadal był blisko.

Kain i Abel przysłuchiwali się opowieściom rodziców o szczęśliwych czasach w Edenie i z nich dowiedzieli się, dlaczego ich stamtąd wyrzucono. Może to właśnie wtedy Kain zaczął pielęgnować w sobie urazę do Pana Boga. Z punktu widzenia Kaina, codzienne cierpienia jego rodziny były zbyt wielkie – w końcu jego matka zerwała tylko jakiś owoc z drzewa. Jego zdaniem, kara była nieproporcjonalna do winy.

Jako nastolatki, Kain i Abel zdążyli już „okrzepnąć” w swojej pracy. Starszy Kain był bardziej dojrzały fizycznie od Abla, a po latach ciężkiej pracy na polu również silniejszy od młodszego brata. Natomiast Abel wciąż jeszcze miał w sobie coś z chłopca.

DWIE OFIARY

W upadłym świecie obaj bracia na pewno doznali już wielu rozczarowań. Jednak nie zawsze wiodło im się źle: zdarzały się też okresy, kiedy owce były bezpieczne i zdrowe, a zbiory obfite. Przy jednej z takich okazji Abel zaproponował bratu, żeby wspólnie złożyli ofiarę Bogu. Każdy z braci zbudował mały, kwadratowy ołtarz z polnych kamieni, ułożył na nim suche drewno i poszedł wybrać ofiarę.

Abel wrócił, niosąc w ramionach pięknego baranka bez skazy. „Abel składał (…) pierwociny ze swej trzody i z ich tłuszczu” – pisze autor Księgi Rodzaju. Z odruchu kochającego i wdzięcznego serca Abel oddał Bogu to, co miał najcenniejsze. Krzemiennym nożem poderżnął gardło barankowi, ułożył jego ciało na ołtarzu i rozpalił ogień.

A jak postąpił Kain? „Kain składał dla Pana w ofierze płody roli”. To zdanie brzmi jak zwykłe stwierdzenie faktu, ale brak jakiejkolwiek wzmianki o tym, że Kain złożył w ofierze „pierwociny” czy najlepszą część zbiorów, już od trzech i pół tysiąca lat zwraca uwagę czytelników tej opowieści. Jak żałośnie musiała wyglądać na ołtarzu mizerna sterta obtłuczonych owoców i przejrzałych warzyw oraz garść zapleśniałych kłosów pszenicy. Trudno byłoby o bardziej wyraźną różnicę między dwoma ofiarami – i nie uszło to uwadze Boga. Z ołtarza Abla wystrzelił wielki jasny płomień, a kłąb gęstego dymu wzniósł się wysoko w niebo. Tymczasem marna ofiara Kaina tliła się jak mokre drewno, a wątła smużka dymu spływała w dół po kamieniach ołtarza.

Pomiędzy wierszami opowieści z Księgi Rodzaju możemy wyczytać, że Kain miał ukryte pretensje do Pana Boga. W przeciwieństwie do Abla, który w dowód wdzięczności za błogosławieństwo niebios z radością ofiarował Bogu to, co miał najlepsze, Kain wciąż myślał o tym, jak wielkim nakładem swojej pracy i swoich sił uzyskał dobre zbiory. W życiu Kaina nie było miejsca dla Boga, więc nie widział żadnego sensu w ofiarowywaniu Bogu czegokolwiek, a już na pewno nie najlepszej części swoich plonów.

Z ołtarza Abla wystrzelił wielki jasny płomień, a kłąb gęstego dymu wzniósł się wysoko w niebo. Tymczasem marna ofiara Kaina tliła się jak mokre drewno, a wątła smużka dymu spływała w dół po kamieniach ołtarza.

Najwyraźniej Kain pielęgnował w sobie tę urazę już od dłuższego czasu, a Bóg, który czyta w ludzkich sercach tak łatwo, jak Ty czytasz tę książkę, dobrze o tym wiedział. Kain nie chciał składać Bogu żadnej ofiary, więc Bóg jej nie przyjął.

GRZECH LEŻY U WRÓT

Gdy Kain odszedł od swojego ołtarza i nędznej, odrzuconej przez Boga ofiary, jego serce napełniło się gniewem. W końcu na budowę tego ołtarza zmarnował mnóstwo czasu, który mógł przeznaczyć na pracę na polu. Pożywienie, które wyprodukował sam, bez niczyjej pomocy, przepadło w ogniu – i wszystko to dla jakiegoś pustego gestu. A jakby tego było mało, niebiosa odrzuciły jego dar.

I wtedy Kain usłyszał głos Tego, którego nienawidził ponad wszystko. „Dlaczego jesteś smutny – spytał go Pan Bóg – i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować”.

Jak ojciec, który próbuje uspokoić rozzłoszczone dziecko, Bóg chciał ukoić Kaina i przekonać go, że powinien trzymać nerwy na wodzy. Jednak Kain był zbyt dumny, by posłuchać tej rady – puścił słowa Boga mimo uszu.

Wkrótce potem Kain znalazł sposób, w jaki, jak sądził, odzyska kontrolę, wyładuje złość i ukarze Tego, który go zranił. Poszedł odszukać swojego brata Abla.

PIERWSZE MORDERSTWO

Kain znalazł Abla siedzącego w cieniu drzewa, czuwającego nad swoim stadem. Odkąd Bóg odrzucił jego ofiarę, Kain miał wykrzywioną gniewem twarz, zaciśnięte pięści i napięte mięśnie. Potrzebował czegoś, co rozładuje całe to napięcie. Zbliżając się do swojego brata, Kain wysiłkiem woli rozluźnił mięśnie. Uśmiechnął się i najbardziej naturalnym tonem głosu, na jaki było go stać, zaproponował: „Chodźmy na pole”. Abel wstał i obrzucił wzrokiem pastwisko, ale nie dostrzegł żadnego drapieżnika czyhającego gdzieś w pobliżu, więc zostawił owce i poszedł na spacer z bratem.

Kain dopiął swego – był sam na sam z Ablem. Ta część planu poszła gładko, ale teraz musiał zdobyć jakąś broń. Nagle na drodze zobaczył gałąź – długą na metr i grubą jak pięść. Abel przeszedł nad nią, ale Kain pochylił się i wziął ją do ręki. Wydała mu się solidna; na pewno nie był to żaden spróchniały patyk. Trzymając gałąź oburącz, Kain podniósł ją wysoko w górę, a potem z całej siły uderzył nią brata w głowę. Abel zachwiał się, a potem odwrócił się z wyrazem zaskoczenia, bólu i niezrozumienia na twarzy. Kain znowu podniósł gałąź i zadał kolejny cios. Abel upadł na ziemię. Kain nigdy jeszcze nikogo nie zabił; nie wiedział, jak ma to zrobić. Jednak nie przestawał okładać Abla aż do momentu, gdy był już całkowicie pewny, że pozbawił go życia.

Dość łatwo zlekceważyć nakazy Kościoła czy rady księży, a nawet mądrość Biblii. Jednak kiedy otwiera się niebo i słyszysz głos samego Boga, czy możesz to zignorować?

Tymczasem tak właśnie zrobił Kain – podobnie jak przed laty jego rodzice w ogrodzie Eden. Zjadając zakazany owoc, Adam i Ewa przynieśli światu grzech, cierpienie i śmierć. Mordując brata, Kain dał przykład wszystkim następnym przestępcom.

NIEZDARNY KOMBINATOR

Abel był martwy. Kain rzucił zakrwawioną gałąź w krzaki i zmusił się, żeby odejść stamtąd powolnym krokiem. Serce waliło mu jak młotem, a w żyłach pulsowała krew. Zemścił się, ukarał Boga, a w dodatku nikogo przy tym nie było. Dlatego, kiedy po chwili Bóg zapytał: „Gdzie jest brat twój, Abel?”, Kain skłamał. „Nie wiem” – odpowiedział, a potem, z zaskakującą bezczelnością i przewrotnością, dorzucił: „Czyż jestem stróżem brata mego?”.

W tym momencie Bóg zapalił się gniewem. „Cóżeś uczynił? – zapytał. – Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!”.

Kainowi po raz pierwszy odebrało mowę. W ciszy, jaka zapadła po tych słowach, Bóg wydał wyrok na pierwszego mordercę. „Bądź więc teraz przeklęty na tej roli, która rozwarła swą paszczę, aby wchłonąć krew brata twego, przelaną przez ciebie. Gdy rolę tę będziesz uprawiał, nie da ci już ona więcej plonu. Tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!”.

Bóg dał Kainowi możliwość przyznania się do popełnionego czynu i wyrażenia skruchy, ale on swoją bezmyślną, opryskliwą odpowiedzią pogrzebał tę szansę.

Za karę Bóg zabrał Kainowi to, co było dla niego najdroższe: ponieważ zbezcześcił ziemię krwią młodszego brata, odtąd każdy kawałek ziemi, który próbowałby uprawiać, miał się zmienić w jałowy ugór. Co więcej, Kain musiał opuścić dom i zostać wygnańcem i tułaczem, co było ciężką karą dla rolnika, przywiązanego do swojej ziemi.

Jednak na tym nie koniec. Autor Księgi Rodzaju mówi nam, że Kain ożenił się, miał dzieci, założył pierwsze miasto, a jego potomkowie wynaleźli muzykę i hutnictwo. To jeden z najwcześniejszych przykładów na to, jak Bóg potrafi wyprowadzić dobro nawet z największego zła. Z Księgi Rodzaju nie dowiadujemy się jednak, czy Kain okazał skruchę. Być może tak. W Biblii można znaleźć wiele przykładów grzeszników, którzy odmienili swoje życie – takich jak św. Piotr Apostoł, który trzykrotnie wyparł się Chrystusa, ale potem okazał żal i otrzymał przebaczenie. Może podobnie zrobił i Kain.

Jednak równie dobrze mógł nadal pielęgnować w sobie urazę, skupiać się na sobie samym i mieć pretensje do Boga, że nie daje mu tego, co mu się należy.

CZEGO MOŻE NAS NAUCZYĆ HISTORIA KAINA?

Nie pozwólmy nienawiści i złości zagościć na dłużej w naszych sercach

Kto z nas nie powiedział nigdy: „Najchętniej bym go wtedy zabił!”? To niby tylko metafora, ale nienawiść potrafi przybrać przerażające rozmiary i doprowadzić nawet do zabójstwa. Nienawiść może zrodzić się z urazy, o której nie chcemy zapomnieć, lub dawnej krzywdy, którą wciąż rozpamiętujemy. Może to być trudna do wytłumaczenia niechęć do pojedynczej osoby, a nawet całej grupy, narodowości czy rasy. Nienawiść może pojawić się, gdy uważamy, że nikt nas nie docenia i nie nagradza naszej pracy. Nienawiść czyha w naszym sercu, czekając na jakiś pretekst, aby się ujawnić. Kaina popchnęła do morderstwa, a w naszym przypadku jej owocem są zwykle okrutne, krzywdzące słowa, których nie można już odwołać.

Jeśli masz w sobie nienawiść, zacznij oczyszczać serce już dziś. Nieważne, czy nienawiść popycha Cię do konkretnych, opłakanych w skutkach działań, czy tylko tli się gdzieś pod powierzchnią, zawsze wpływa na Twoje widzenie świata, innych ludzi i samego siebie.

Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego (1 J 3, 15).

Obdarowuj innych hojnie i ze szczerego serca, nie oczekując nic w zamian

Kain odchodził od swojego ołtarza ze złością i niechęcią w sercu – kto z nas tego nie doświadczył? Ileż to razy byliśmy przekonani, że zrobiliśmy wszystko, co do nas należało, a i tak nikt tego nie docenił? No dobrze, może nie byliśmy przy tym zbyt życzliwi czy hojni i nie staraliśmy się na miarę naszych możliwości, ale przecież wywiązaliśmy się z obowiązków! W takim razie gdzie nasza zasłużona nagroda?

Bóg czytał w sercu Kaina – i nas również potrafi przejrzeć. Gdy robimy coś dobrego dla Boga albo dla innych, ważne jest, abyśmy analizowali swoje motywy i dawali coś z siebie, nie oczekując nic w zamian.

Na koniec zaś bądźcie wszyscy jednomyślni, współczujący, pełni braterskiej miłości, miłosierni, pokorni! (1 P 3, 8).

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny

Umieszczając tę opowieść w czasach na długo poprzedzających ustanowienie przykazań, konstytucji czy praw, autor Księgi Rodzaju daje nam do zrozumienia, że kodeks moralny istniał od początku historii. Kain złamał najbardziej podstawową zasadę moralną: odebrał życie drugiemu człowiekowi. Wkraczając do akcji, dając Kainowi okazję do wyznania winy i okazania skruchy oraz wymierzając mu karę, Bóg wykazał niezbicie, że przekroczenie zasad kodeksu moralnego jest nie tylko wykroczeniem przeciwko społeczeństwu, ale i grzechem przeciwko Bogu. Jako dzieci Boga, jesteśmy odpowiedzialni przed naszym Stwórcą.

Komuś ubliżył i komu bluźnił? Przeciw komu twój głos podniosłeś i w górę wzbiłeś twe oczy? Przeciw Świętemu Izraela! (Iz 37, 23).

Łaski, których doświadczamy w życiu, są częścią większego planu

Sukces, bogactwo, zdrowie, wygoda i szczęście – to wszystko dary Boga. Jeśli jednak uznajemy je za cel sam w sobie lub za rezultat wyłącznie naszych starań albo coś, na co zasługujemy, mogą zmienić się w sidła, które będą nas trzymać w niewoli chciwości, egoizmu, braku życzliwości i niewierności wobec Boga. Oczywiście nie ma nic złego w wygodnym życiu, jeśli tylko wygoda nie stanie się głównym celem naszego istnienia. Musimy zachować dystans do tych ziemskich darów – i przyjmować je z wdzięcznością, a nie chciwością.

Kroczyć będę drogą nieskalaną (…). Będę postępował według niewinności mego serca pośrodku mojego domu. Nie będę zwracał oczu ku sprawie niegodziwej (Ps 101, 2–3).

Bóg czyta w naszych sercach i zna nasze prawdziwe intencje

Rodzice z czasem rozpoznają znaki wskazujące, że ich dziecko ma zamiar coś zbroić. Nietypowy wyraz twarzy, nagła podejrzana cisza w pokoju – to sygnały, że mała pociecha próbuje jakoś obejść domowe reguły. Naturalnie Bóg nie musi czekać na takie zewnętrzne znaki. On zna każdy nie do końca szlachetny zamiar, który przychodzi nam na myśl. Dlatego też wszystkie nasze wysiłki, żeby zracjonalizować, uzasadnić czy wybielić sytuację, w której popełniliśmy grzech, są z góry skazane na niepowodzenie. Dla Boga nasze serca są otwartą księgą.

Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4 ,12).

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama