Zaskoczony i zdumiony

Skąd oni się tu wzięli? - to było pierwsze pytanie, jakie sobie postawiłem po przybyciu w zeszłą sobotę na Jasną Górę

Skąd oni się tu wzięli? – to było pierwsze pytanie, jakie sobie postawiłem po przybyciu w zeszłą sobotę na Jasną Górę. Plac przed klasztornymi wałami był wypełniony po same brzegi. Wszyscy ci ludzie przyjechali na modlitwę pokutną. W połowie października, przy niepewnej pogodzie, z perspektywą stania cały dzień na dworze. A jednak przyjechali. Także z małymi dziećmi. Byłem zaskoczony, zdumiony, ale też uradowany. Co ich przyciągnęło?

Zaskoczony i zdumiony

Chyba nie trzeba szukać jakichś skomplikowanych odpowiedzi. Ci, którzy przyjechali, zapewne dobrze wiedzieli, że są grzesznikami, ale też dobrze wiedzieli, że za grzechy trzeba przepraszać. Przede wszystkim Pana Boga. Jeżeli 100, a może nawet 200 tysięcy ludzi przyjechało bez jakiejś szczególnej zachęty, by pokutować za swoje i cudze grzechy, to chyba znaczy, że pokłady zdrowej religijności są w nas wciąż żywe i głębokie. Od dawna mówi się, że jedną z najgroźniejszych chorób duchowych naszych czasów jest zanik poczucia grzechu. A tu proszę, wiele tysięcy ludzi wyznaje: Boże, jesteśmy grzesznikami, wybacz nam i naszym braciom.

Nie chcę przeceniać pokutnego spotkania na Jasnej Górze, choć miało ono szczególny charakter. Do ludzkiego działania zawsze trzeba podchodzić z pokorą, czas zweryfikuje, co się tam wydarzyło. Na pewno jednak warte zastanowienia się jest to, czy spontaniczność tylu wiernych nie pokazała aby drogi, jaką Kościół powinien pójść w najbliższym czasie. Drogą pokuty za grzechy, a co z tym się wiąże – wskazywania na grzeszne zachowania, z których trzeba się wycofać. O biedzie materialnej mówimy na okrągło. Również my w tym numerze „Gościa” już na okładce zachęcamy do włączenia się w – moim zdaniem – znakomitą akcję polskiej Caritas mającą na celu pomaganie konkretnym rodzinom w Syrii i Libanie (więcej na ss. 16–19). Dla Kościoła zawsze było jednak jasne, że największą biedą człowieka jest grzech. Przed nim trzeba się strzec o wiele bardziej niż przed podwyższonym poziomem cholesterolu czy inną chorobą cywilizacyjną. Mam wrażenie, że coś nas powstrzymuje, by głośno o tym mówić. Jakiś rodzaj lęku, który ja też w sobie noszę. Lęku, który – jak sądzę – bierze się z obawy przed wejściem w konfrontację, która jest nieunikniona.

Arcybiskup Stanisław Gądecki w homilii wygłoszonej na Jasnej Górze przypomniał o walce duchowej, która nieustannie toczy się w człowieku i w świecie. Przybiera ona różne formy, nieraz jeżące włosy na głowie. W rozmowie z „Gościem” ks. Andrzej Muszala, profesor bioetyki z Krakowa, na pytanie, czy matka może zabrać z kliniki in vitro swoje zamrożone dzieci, dał taką odpowiedź: „Normalnie nie może, ale może to zrobić, używając jakiegoś fortelu. Jedna z matek otrzymała je w termosie kriogenicznym. W temperaturze ciekłego azotu (…) przechowywane są w nim próbówki z embrionami. Zdesperowana kobieta wyciągnęła je, zakopała w ogródku i postawiła krzyż, bo nie była w stanie żyć ze świadomością, że one tam są, a ona nie może im pomóc” (więcej na ss. 20–22).

opr. ac/ac

« 1 »
Załączone: |
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama