Jaki będzie nowy rok 2017? Jedno jest pewne - wielka niepewność. Wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi, zarówno w sferze politycznej, jak i religijnej
Początek roku prowokuje do stawiania pytań o przyszłość, tym bardziej że można odnieść wrażenie, jakbyśmy żyli w jakimś przełomowym okresie. Jeden świat się kończy, a nie wiadomo, jaki będzie ten nowy. Jak potoczą się losy Brexitu? Czy islamscy terroryści dokonają w Europie kolejnych zamachów? A może uda się ich powstrzymać? Kto zdobędzie władzę w Niemczech i Francji? Jakim prezydentem będzie Donald Trump? Czy nie wycofa z Polski amerykańskich żołnierzy, którzy mają tu wylądować w styczniu? Czy Krym już na stałe zostanie w rękach Rosji? Ilu jeszcze chrześcijan zginie za wierność Kościołowi? A w Polsce kto wygra w konflikcie wokół okupacji fotela marszałka Sejmu? Czy reforma edukacji przebiegnie spokojnie?
Tych i podobnych kwestii jest wiele. Wszystkie są niezwykle istotne. Chciałbym je jednak uzupełnić o jeszcze jedną kategorię pytań. Zdecydowanie ważniejszą od poprzedniej. Czy będzie to kolejny rok, w którym uczestnictwo w praktykach religijnych katolików w Polsce i Europie zmaleje? A może zdarzy się cud i będzie wręcz przeciwnie? Czy seminaria i domy zakonne jeszcze bardziej opustoszeją, a my będziemy się pocieszać, że to tylko nieznaczny, kilkuprocentowy spadek, który nie powinien niepokoić? Czy wzrost praktyk religijnych dotyczyć będzie tylko muzułmanów, jak stało się w ostatnich latach w Wielkiej Brytanii, o czym w rozmowie z GN przypomniała dr Monika Gabriela Bartoszewicz (GN 1/2017 ss. 22—23).
Aż mnie ścisnęło w dołku, kiedy to przeczytałem, choć nie powinienem tak reagować. Przecież to żaden news. Podobne informacje docierają od wielu już lat i dawno powinienem się uodpornić na tego rodzaju bodźce. Nie potrafię. W rozmowie z „Gościem” młody ksiądz, który uczy w gimnazjum, o swojej pracy z młodzieżą mówi tak: „Siedzę w okopie, jestem niewyspany, głodny, brakuje amunicji... I nie bardzo wiem, kto wygrywa tę wojnę. Myślę, że sporo takich księży jak ja czuje podobnie” (więcej na ss. 30—32). Dopowiem, że chodzi o wojnę o duszę młodego człowieka.
Ta wojna zawsze się toczyła, czego dobrym przykładem jest historia wiary Zbigniewa Cybulskiego. Mija właśnie 50 lat od jego tragicznej śmierci. Wybitny aktor, legenda polskiego kina, był człowiekiem wierzącym, co chciały ukryć zarówno ówczesne władze, jak i — co już dziwniejsze — autorka właśnie wydanej biografii artysty „Cybulski. Podwójne salto”. Jak trafnie zauważył Edward Kabiesz, „w nasyconej mniej i bardziej ważnymi szczegółami biografii znajdziemy nawet dokładną historię kurtki Cybulskiego. Zabrakło w niej natomiast znaczącego aspektu życia aktora. Była nią wiara” (więcej na ss. 66—67). Widocznie autorka książki uznała życie religijne Cybulskiego za niewarte uwagi.
Na koniec chciałbym odesłać do tekstu o społecznej akcji promującej ojcostwo. Akcja godna pochwały. Zdziwienie może budzić jedynie to, że dożyliśmy czasów, w których wsparcia domagają się sprawy oczywiste. Co jak co, ale to, że każdy mężczyzna ma być ojcem, nie powinno budzić żadnych wątpliwości. A jednak budzi (więcej na ss. 46—47).
opr. mg/mg