Czy już zawsze tak będzie? Czy doczekamy się zmiany? Czy przyjdzie taki czas, że na niedzielną Mszę św. zacznie przychodzić coraz więcej osób?
Czy już zawsze tak będzie? Czy doczekamy się zmiany? Czy przyjdzie taki czas, że na niedzielną Mszę św. zacznie przychodzić coraz więcej osób?
Na razie nie ma powodów do radości. Od prawie czterdziestu lat liczba uczestniczących w niedzielnej Eucharystii stale maleje. Dobrze pokazuje to wykres na następnej stronie. W tym czasie były też wzloty, ale wieloletnia tendencja jest stała – do kościoła chodzi nas coraz mniej. Najnowsze dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego tylko pogłębiają smutny obraz. W 2016 roku wskaźnik dominicantes, czyli katolików uczęszczających na Mszę św., wyniósł 36,7 proc. i w stosunku do 2015 roku zmalał o 3,1 punktu procentowego. Również przystępowanie do Komunii św. spadło w ciągu roku o 1 punkt procentowy.
Nie trafiają do mnie argumenty, że wszędzie w Europie, a być może i na całym świecie, jest gorzej pod względem dominicantes i communicantes (na ss. 24–26 piszemy o Kościele w Chile z uwagi na pielgrzymkę Franciszka do tego kraju, gdzie regularnie praktykuje 13–17 proc. katolików). To marna pociecha. Jeżeli wieloletnia tendencja się utrzyma, to w końcu dogonimy wiele europejskich krajów. Być może stanie się to wtedy, gdy pod względem zamożności obywateli zrównamy się z Francuzami czy Duńczykami. Byłoby to zaiste pyrrusowe zwycięstwo. Będziemy tak samo bogaci i tak samo bezbożni. Czy czeka nas tak smutna przyszłość? I proszę wierzyć, nie ma we mnie nawet odrobiny poczucia wyższości, że jeszcze jesteśmy lepsi. Tego rodzaju myślenie byłoby skrajnie głupie. Bo przecież nie o poczucie wyższości tu chodzi, ale o to, by wszystkich przyprowadzić do Chrystusa. By wszyscy oddawali chwałę Bogu prawdziwemu. Tymczasem oddających chwałę Bogu jest coraz mniej. Doskonale rozumiem, że statystyki nie pokazują wiary człowieka, ale jednak coś o tej wierze mówią. Za suchymi liczbami kryją się przecież konkretne wybory milionów ludzi.
Wiem też, że to Bóg jest odpowiedzialny za owoce, a nie ludzie. Do nas należy głoszenie Słowa. Ostatnie zdanie jest jak najbardziej prawdziwe, ale ono nie może prowadzić do beztroski czy obojętności wobec takich, a nie innych statystyk. Powtórzę, za statystykami kryją się ludzie. Obym się mylił, ale czasem odnoszę wrażenie, jakbyśmy wywiesili białą flagę, poddali się. Przestali wierzyć, że niekorzystna od prawie czterdziestu lat tendencja może się odwrócić. Nie znaczy to, byśmy jako ludzie Kościoła przestali pracować. Właśnie skończyły się imponujące i przynoszące radość orszaki Trzech Króli. Zróbmy jednak mały test myślowy. Czy potrafimy sobie wyobrazić, że od przyszłego roku tendencja zacznie się zmieniać i za 10 lat regularnie będzie praktykować 50–60 proc. zobowiązanych? Przypuszczam, że w tym momencie mogą przychodzić na myśl raczej liczne powody, które zabijają w ludziach wiarę. Taki jest ten świat – powiemy. I nic się z tym nie da zrobić. To prawda, trzeba twardo stąpać po ziemi, ale białej flagi wywieszać nie wolno.
KS. MAREK GANCARCZYK - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"
opr. ac/ac