Paraklet pilnie potrzebny!

Myślę sobie – dobrze byłoby, żebyśmy pomimo całego naszego nowatorskiego zadufania wzięli sobie na poważnie do serca, że nie jesteśmy samowystarczalni.

Myślę sobie – dobrze byłoby, żebyśmy pomimo całego naszego nowatorskiego zadufania wzięli sobie na poważnie do serca, że nie jesteśmy samowystarczalni.

Kto potrzebuje obrońcy? Ktoś słaby. Na przykład młodszy brat w klasie wypełnionej większymi o głowę kolegami woła na pomoc starszego. Albo oskarżony o coś. Ba – prawo do obrony to jedno z podstawowych praw człowieka. W Kościele dokładnie wyartykułowane normą zawartą w „Kodeksie prawa kanonicznego”. A adwokat to ktoś, kto broni. Między innymi – ale jest to jednak jego podstawowy obowiązek. Ma bronić, jest przywoływany po to, żeby bronił. Wiemy o tym wszyscy, ale pewnie niewielu z nas ma świadomość, jak bardzo pochodzące z łaciny słowo „adwokat” związane jest z imieniem Ducha Świętego. Tak, tak. Chodzi o Parakleta. Co ja się nadenerwowałem, kiedy usłyszałem w dzieciństwie po raz pierwszy, że Duch Święty ma na drugie imię Paraklet! Katechetka nie mogła się mylić, była wszak dla mnie na ten czas nieomylna. I to nie tylko jak papież w kwestiach wiary i moralności, lecz absolutnie we wszystkich innych również, włącznie z godziną dostawy kubańskich pomarańczy w sklepie (tak, tak, to było za komuny). Bałem się zapytać wikarego, koledzy ministranci nie wiedzieli, więc pozostało się denerwować, że jedna z Trzech Osób Trójcy Świętej nazwana została dziwnie. Przypomniałem sobie z uśmiechem te zmagania z dzieciństwa podczas wspólnego (z proboszczem) narzekania po wprowadzeniu do lekcjonarzy mszalnych nowych tłumaczeń Pisma Świętego. Było to zaraz po Mszy św., w trakcie której po raz pierwszy przeczytałem, że Pan da nam Parakleta. A nie Pocieszyciela, jak było dotychczas. Narzekanie, jak to zwykle w zakrystii bywa, dotyczyło zmian, że po co one, że było dobrze, że po co cokolwiek zmieniać, i w ogóle kto to wymyśla. Na szczęście Paraklet pomógł. Nie od razu mnie pocieszając, lecz odsyłając do słownika. I wtedy wszystko stało się jasne. Przynajmniej dla mnie. Dla wiernych następnie również, bo w końcu od tego ksiądz jest, żeby tłumaczył i prowadził.

Piszę tak trochę lekko i żartobliwie, bo w końcu majowe słonko nastraja serdecznie, ludzie uśmiechają się pogodniej, ptaki śpiewają. Ale gdzieś w głowie tłucze mi się pytanie i robi się o wiele poważniej: „Czy człowiek XXI wieku potrzebuje obrońcy?”. A jeśli tak, to przed czym ma go bronić ten obrońca? Przed nim samym? Przed innymi? Chantal Delsol, francuska filozofka, stawia tezę o kulturze zachodniej, uwikłanej w przedziwną niespójność. Jej efektem jest pogrążenie się w sprzecznościach. Delsol twierdzi przy tym, że sednem problemu jest właściwa wizja człowieka, czyli antropologia. A zatem, upraszczając, gdybyśmy prawidłowo postrzegali, kim człowiek jest w rzeczywistości, uniknęlibyśmy wielu problemów. Trudno się z tym nie zgodzić. A ja powiem więcej: trudno nie wyartykułować palącej potrzeby współczesnego człowieka, potrzeby Parakleta, obrońcy, kogoś wezwanego na pomoc, przywołanego jak adwokat. Niestety, w większości przypadków potrzeby nieuświadomionej.

Myślę sobie – dobrze byłoby, żebyśmy pomimo całego naszego nowatorskiego zadufania wzięli sobie na poważnie do serca, że nie jesteśmy samowystarczalni. I że samowystarczalność zazwyczaj prowadzi donikąd.

ks. Adam Pawlaszczyk - redaktor naczelny tygodnika "Gość Niedzielny"

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama