Czy potrzebujemy kolejnego soboru powszechnego? A jeśli tak, to co zrobić, aby nie odbywał się on pod dyktando współczesnych trendów kulturowych, ale wsłuchiwał w głos Ducha Świętego?
Sporo już lat upłynęło od chwili, gdy Jan XXIII napisał encyklikę „Ad Petri Cathedram”, w której padły słowa: „Przyczyną i źródłem wszystkiego zła, które jakby zatruwa jednostki, ludy i narody i które tak często niepokoi umysły wielu ludzi, jest nieznajomość prawdy, owszem, nie tylko nieznajomość, lecz niejednokrotnie pogarda i odwracanie się od niej”.
Jak widać, problem ubóstwionego współcześnie fake newsa nie jest czymś nowym, nasza popkultura go tylko trochę strywializowała. I – niestety – oswoiła. Tymczasem papieska encyklika zwiastowała nowy sobór – Watykański II, od którego rozpoczęcia mija w tym tygodniu... 60 lat! W trzydziestą rocznicę tego wydarzenia Zbigniew Nosowski i Sławomir Sowiński zapytali księdza Józefa Tischnera: „Najgłośniejszy chyba z soborowych dokumentów, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, rozpoczyna się znamiennymi słowami Gaudium et spes, czyli »radość i nadzieja«. Nieprzypadkowo – jak sądzimy – »smutek i trwoga« znalazły się na drugim miejscu w opisie uczuć ludzi współczesnych. To był świadomy wybór Soboru: szukać w świecie dobra, nie potępiać. Gdyby Sobór obradował dzisiaj, czy kolejność tych słów byłaby wciąż taka sama, czy już odwrotna?”. Słynny filozof odpowiedział wówczas: „Może zaczęłoby się od jakiegoś wezwania do odpowiedzialności, ale myślę, że soborowy wybór gaudium et spes wynikał ze świadomości rozpoczęcia istotnej odnowy życia religijnego w Kościele. Kościół przedsoborowy był Kościołem obumierającym i w dodatku wielce antypatycznym. Nie jest prawdą, że kryzys Kościoła zaczął się po Soborze. Kryzys Kościoła zaczął się o wiele wcześniej i Sobór miał być odpowiedzią na kryzys”. Zapis tej i innych rozmów zebrano w tomie „Dzieci Soboru zadają pytania”.
Czasu od rozpoczęcia ostatniego soboru upłynęło dwa razy więcej i pojawiają się coraz bardziej stanowcze głosy o konieczności zwołania kolejnego. Można by wręcz powiedzieć, że to wnuki Soboru Watykańskiego II dobijają się do watykańskich wrót, żeby otworzyć je na następny. I to od wielu lat. Niektórzy jednak wyrażają obawy przed schizmą, inni zastanawiają się, jak logistycznie takie przedsięwzięcie miałoby wyglądać. I choć to ważne kwestie, nie należy zapominać o tym, że kluczowym kryterium w takich sytuacjach było i powinno być w Kościele jedno: „jak Duch Święty zechce”.
Jan XXIII wspomniał w swoich zapiskach z pierwszych dni pontyfikatu, że w pierwszej rozmowie z sekretarzem stanu od razu przedstawił mu wielkie projekty – takie, o których nigdy wcześniej nie myślał, a nawet które przeciwne były wszystkim jego poprzednim poglądom i wyobrażeniom na ten temat. „Ja sam byłem zaskoczony tymi propozycjami, których nikt mi nigdy nie podsuwał” – napisał. Dobrze jest o tym nie zapominać. To znaczy o tych poruszeniach Ducha Świętego i o tym, że ludzkie możliwości i spekulacje zdecydowanie powinny znaleźć się na ostatnim miejscu. Bo z Piotrem i pozostałymi apostołami było podobnie. Otworzyli te drzwi, ale dopiero wtedy, gdy ogniste języki pojawiły się w Wieczerniku.