Z kaskiem, kierownicą, imienną tablicą. W miejscach wypadków w całej Polsce rosną wciąż nowe przydrożne krzyże, a nawet małe nagrobki.
"Idziemy" nr 44/2009
Z kaskiem, kierownicą, imienną tablicą. W miejscach wypadków w całej Polsce rosną wciąż nowe przydrożne krzyże, a nawet małe nagrobki. Co sądzić o tej formie pamięci i wyrażania bólu po stracie bliskich?
W Bydgoszczy Zarząd Dróg Miejskich postanowił przed kilkunastoma dniami definitywnie rozstrzygnąć sprawę przydrożnych krzyży w mieście. W prasie miało znaleźć się ogłoszenie: "(...) zlokalizowane na terenie miasta Bydgoszczy tablice, krzyże, ołtarze jako obiekty niezwiązane z gospodarką drogową upamiętniające miejsca osób zmarłych w wyniku wypadku drogowego zostaną usunięte w ciągu jednego miesiąca od dnia ukazania się niniejszego ogłoszenia. W związku z powyższym prosi się osoby, które je umieściły, o ich zabranie w podanym wyżej terminie. Jednocześnie wyjaśniam, iż zebrane przez służby drogowe przedmioty będą przechowywane przez okres jednego roku na cmentarzu najbliższym miejsca umieszczenia tablicy, krzyża czy ołtarza ". Ogłoszenie nie trafiło do mediów, bo prezydent miasta Konstanty Dombrowicz polecił kategorycznie wycofać się z pomysłu.
Przydrożne krzyże spotkać można nie tylko na trasach poza miastem. W Warszawie, tylko na drogach zarządzanych przez Zarząd Dróg Miejskich, a te stanowią 1/3 wszystkich dróg w stolicy, takich miejsc jest około 15 – mówi Adam Sobieraj, rzecznik prasowy ZDM-u. Przydrożne krzyże w miejscach wypadku to ewenement naszego polskiego krajobrazu. Nie spotyka się ich podróżując za granicą. Krzyży przy drogach z każdym rokiem przybywa. Według statystyk Komendy Głównej Policji w wypadkach samochodowych co roku ginie około 5,5 tys. osób. W ostatnich latach widać tendencje wzrostową w liczbie śmiertelnych ofiar na drodze. – Coraz więcej krzyży ustawianych jest przy drodze. Niektóre z kaskiem motocyklisty, inne z kołem samochodowym, spotkać też można małe nagrobki – informuje Karol Jakubowski, z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji. Między Olsztynkiem a Ostródą, kilka metrów od drogi, w miejscu gdzie zginęła cała rodzina, ustawiono nawet tradycyjny pomnik nagrobny.
Krzyże stawiane są nie tylko przez bliskich ofiar wypadków, ale też przez osoby, które spowodowały wypadek. Krzyże są różne: jedne zadbane, inne już zapomniane, zniszczone przez czas. W rocznicę wypadku, w dniach imienin ofiar, urodzin i bez okazji w ciągu roku rodzina, znajomi palą znicze.
Czy można odmawiać im takiej formy upamiętnienia tragicznie zaginionych? – Znam sytuację, gdzie w miejscu tragedii rodziców, dzieci jadą kilkaset kilometrów, żeby zapalić znicz. Przydrożne krzyże są wyrazem ludzkiej pamięci o zaginionej tragicznie osobie. Także wyrazem wiary, że Bóg nie opuszcza człowieka mimo zaistniałej tragedii. Uważam, że nikomu nie przeszkadzają – mówi ks. Marian Midura, Krajowy Duszpasterz Kierowców.
Opinie w tej kwestii są jednak podzielone.
– W niejednym przypadku stawianie krzyża na miejscu wypadku stało się po prostu przyzwyczajeniem – skoro inni tak robią, to i ja muszę tak zrobić. Należy uczynić to samo – ocenia ks. Janusz Królikowski, teolog, inicjator budowy Pomnika Ofiar Wypadków Drogowych i Centrum Pomocy Poszkodowanym z sanktuarium Karoliny Kózkówny w Zabawie, w diecezji tarnowskiej.
Krzyż postawiony przy drodze na ogół nie spełnia we właściwym znaczeniu nadawanych mu funkcji. – Dla wierzącego krzyż powinien być przedmiotem czci, a nie przedmiotem bezmyślnie stawianym w mało odpowiednich miejscach, gdzie nawet samo zadbanie o niego jest dalece utrudnione, np. na ruchliwym rondzie – spostrzega ks. Królikowski. Postawiony krzyż nie łagodzi doznanej tragedii, ale stale ją przypomina, bez możliwości jej wewnętrznego przyjęcia i przeżycia. Zmierzenie się z tragedią ma wymiar przede wszystkim duchowy – przypomina ks. Królikowski. Jak zauważa, wielka liczba przydrożnych krzyży nie spełnia już funkcji napominającej, bo został przekroczony pewien punkt krytyczny, w którym liczy się tylko statystyka. Stawianie krzyża nie łagodzi ani nie wyzwala od wyrzutów sumienia, nie pozwala na przeżycie faktycznego zmierzenia się z problemem, czy to u poszkodowanego, czy u sprawcy wypadku. – W niejednym przypadku krzyże przydrożne są czymś zabobonnym, ponieważ oddalają od poważnego postawienia problemu, zadowalając się jego namiastką – sumuje ks. Królikowski.
Dochodzi do kłopotliwych sytuacji, kiedy przy przebudowie drogi pracownicy firmy muszą usunąć krzyż i nie wiedzą, co z nim zrobić. – Krzyże przy drogach, na chodnikach blisko prywatnych posesji i domów, w miejscach rekreacji stale przypominają właścicielom tych budynków o przykrym zdarzeniu, z którym nie mają związku – podkreśla kolejny aspekt ks. Zbigniew Szostak, kustosz sanktuarium Karoliny Kózkówny w Zabawie, w diecezji tarnowskiej.
Tymczasem, w świetle obowiązującego w Polsce prawa, nie można samowolnie zagospodarowywać terenu w przestrzeni pasa ruchu drogowego.
– Według Ustawy o drogach publicznych stawianie przy drodze krzyży, reklam, budek z hot-dogami, a nawet śmietników – wymaga zgody zarządcy drogi mówi Adam Sobieraj, rzecznik prasowy ZDM–u.
– Generalnie nie wyrażamy zgody na stawianie czegokolwiek co nie służy bezpieczeństwu ruchu drogowego. Jeśli w pasie drogowym istnieją nośniki informacji, reklama, krzyż rozpraszają kierowców, odciągają uwagę jadącego od drogi. Być może taki krzyż ma sens edukacyjny, ostrzegawczy dla kierowców, ale na takiej drodze występuje około 34–40% wypadków więcej. Kierowcy rozglądają się i uderzają w inny samochód. W miejscu ustawienia krzyża na własny użytek robi miejsce kultu religijnego, palone są znicze. W świetle obowiązującego dzisiaj prawa do tego celu służyć ma cmentarz, a nie obszar pasa ruchu drogowego – zauważa Adam Sobieraj z ZDM-u.
Zarządca drogi ma obowiązek usunąć takie krzyże.
– Powinniśmy ustalić dane osoby, która zajęła pas drogi. Jeżeli ta forma upamiętnienia nie ma wpływu na ruch drogowy, bo krzyż czy znicze są z dala od drogi, a krzyż umieszczony jest na drzewie, nie reagujemy tak radykalnie, kierujemy się ludzkim sumieniem – mówi Adam Sobieraj.
Nawet najbardziej zadbane przy drodze krzyże w miejscach tragedii nie pomogą osobie zmarłej tak jak modlitwa w ich intencji. – Trzeba wskazać ludziom, że ważniejsza jest pamięć modlitewna, Msza św. i przyjęcie Komunii św. w intencji zmarłego – mówi ks. Marian Midura.
Przed dwoma laty w sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny w Zabawie zrodził się pomysł budowy Pomnika Ofiar Wypadków Drogowych oraz Centrum Pomocy Poszkodowanym, objęty jedną nazwą jako „Przejście”. To bodaj pierwsza tego rodzaju inicjatywa w Europie.
– Chcemy dotrzeć z pomocą do ludzi, którzy stracili kogoś bliskiego. Pomnik ma być zachętą, by „przejść przez tamto trudne wydarzenie i wyjść z niego”. Przekonywającym momentem do utwierdzenia się w pomyśle inicjatywy był przyjazd rodziców maturzystów z Białegostoku, których dzieci zginęły w wypadku drogowym w czasie pielgrzymki do Częstochowy – mówi ks. Zbigniew Szostak. Chociaż przez 2 lata rodzice korzystali z terapii, przyjechali do sanktuarium, szukając tu wsparcia duchowego.
Do parafii bł. Karoliny można przywozić krzyże, które stoją teraz w miejscach tragedii przy drogach. – Zostaną zgromadzone w godnym miejscu, gdzie w przyszłości stanie pomnik – mówi ks. Szostak. Teraz już nazwiska ofiar wypadków można zgłaszać do specjalnej księgi pamięci, nawet przysyłać zdjęcia bliskich, wspomnienia o nich czy opisy innych przeżyć związanych z tragedią. Drugą możliwością jest wpis do księgi wypominków za zmarłych na drogach. Osiemnastego dnia każdego miesiąca o godz. 15, w Wał–Rudzie, miejscu urodzenia bł. Karoliny, odległym około 3 km od parafialnego kościoła, odbywa się Droga Krzyżowa – w intencjach ofiar wypadków drogowych jak i osób, które cierpią z powodu śmierci bliskich. W tym dniu dwie panie psycholog służą pomocą. – W przyszłości chcemy stworzy centrum terapii po traumie – mówi ks. Szostak.
15 listopada o godz. 10, w sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny odbędą się obchody Międzynarodowego Dnia Ofiar Wypadków. O godz. 12 biskup polowy Tadeusz Płoski poświęci kamień pod budowę Pomnika Ofiar Wypadków Drogowych.
opr. aś/aś