Kontrowersyjny jest sponsor budowy meczetu pochodzący z Arabii Saudyjskiej, jedynego muzułmańskiego kraju, gdzie nie wolno budować kościołów
"Idziemy" nr 18/2010
Wiadomość, że na warszawskiej Ochocie powstaje Ośrodek Kultury Muzułmańskiej podzieliła Polaków. „Nie mamy »Ochoty« na meczet” – skandowali podczas manifestacji przeciwnicy budowy. „Nie dla rasizmu” – odpowiadali zwolennicy. Czego tak naprawdę się boimy?
Do czasu, kiedy ulicami Ochoty przeszła manifestacja zorganizowana przez Stowarzyszenie Europa Przyszłości, niewiele osób wiedziało, że niedaleko Ronda Zesłańców Syberyjskich powstaje meczet. Manifestacja wywołała burzę w mediach i stała się początkiem ożywionej dyskusji nad granicami tolerancji i naiwności oraz nad sytuacją wyznawców islamu w Polsce.
W projekcie wygląd ośrodka bardziej niż znane nam z przewodników turystycznych meczety przypomina biurowiec. Jedynym znakiem kultury islamskiej ma być 18-metrowy minaret, z którego nie rozlegnie się jednak charakterystyczne nawoływanie muezina do modlitwy. W środku mieścić się będzie sala modlitwy, restauracja, biblioteka i sala multimedialna.
Ośrodek buduje Liga Muzułmańska, zarejestrowana w Polsce w 2004 r. organizacja zrzeszająca muzułmanów. Szacuje się, że w Polsce jest obecnie 20–30 tys. wyznawców islamu, w tym połowa z nich w Warszawie. Nie jest to jednak środowisko jednorodne.
Muzułmanie – mocno zasymilowani potomkowie Tatarów – mieszkają w Polsce od stuleci. Od 1925 r. działa ich Muzułmański Związek Religijny w RP.
– Zasadniczą różnicą pomiędzy członkami tych dwóch organizacji jest pochodzenie – mówi Musa Czachorowski, rzecznik prasowy Muzułmańskiego Związku Religijnego. – Zazwyczaj człowiek wraz ze swym pochodzeniem posiada bagaż doświadczeń kulturowych: tradycje arabskie różnią się przecież od polskich. Nasi Tatarzy mają swoje liczące kilkaset lat tradycje, będące trwałym elementem kultury polskiej, a tym samym europejskiej.
Ligę Muzułmańską tworzą ludzie, którzy do demokratycznej już Polski przybyli w latach dziewięćdziesiątych, głównie z krajów arabskich. Pozakładali rodziny i tu pracują. Mówią po polsku, nierzadko deklarują że czują się Polakami. Co nie zmienia faktu, że różnice kulturowe są ogromne.
W Warszawie istnieje już – od 1993 r. – należąca do MZR sala modlitwy, urządzona w zaadaptowanej do tego celu willi przy ul. Wiertniczej. Modlący się tam muzułmanie twierdzą, że jest ona za mała i nie mieści wszystkich przychodzących na modlitwę. Kiedy powstawała, nie wywoływało to żadnych emocji. Dlaczego teraz atmosfera wokół budowy jest tak gorąca?
Pierwsza z nich dotyczy oskarżeń wysuwanych pod adresem Ligi przez członków Stowarzyszenia Europa Przyszłości. SEP mówi o związkach Ligi z uważanym za fundamentalistyczne Bractwem Muzułmańskim i o ubieganie się o członkostwo w międzynarodowej Federation Of Islamic Organisatons in Europe.
– Nie mamy żadnych powiązań z Bractwem Muzułmańskim, choć niektóre głoszone przez nich myśli są bliskie wszystkim wyznawcom islamu, a więc nam też – odpiera te zarzuty Nidal Abu Tabaq, mufti Ligii Muzułmańskiej. – Od jakiegoś czasu staramy się o członkostwo w FIOE, która jest legalną organizacją z siedzibą w Brukseli i ma swojego przedstawiciela w Parlamencie Europejskim.
– Jeśli jest jakiekolwiek zagrożenie powiązania z fundamentalistyczną organizacją, za sprawdzenie tego odpowiedzialne jest ABW – komentuje ten zarzut o. Adam Wąs, werbista, współprzewodniczący Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów. – Lękam się generowania konfliktów przez rzucanie oskarżeń. Model nieufności i monitorowania doprowadzi do zamknięcia się na dialog i zaostrzenia postaw skrajnych.
Równie kontrowersyjny jest główny sponsor pochodzący z Arabii Saudyjskiej, jedynego muzułmańskiego kraju, gdzie nie wolno budować kościołów. Jego nazwisko owiane jest jak dotąd tajemnicą. Zarząd Ligi tłumaczy to skromnością dobroczyńcy i zasadami islamu. Jak twierdzą, według Koranu, dając jałmużnę, powinno się zachować anonimowość. Mufti Nidal Abu Tabaq zapewnia, że w związku z zamieszaniem wokół tej kwestii tabliczka z imieniem fundatora zawiśnie na murach Ośrodka po jego otwarciu.
– Jeśli Arabia Saudyjska nie szanuje praw człowieka, zakazując budowy kościołów, to czy Polska ma robić to samo? – pyta mufti Abu Tabaq. – W innych krajach muzułmańskich są przecież kościoły.
Wątpliwości budzi też sama dokumentacja budowy. W wydanym 22 kwietnia pozwoleniu na budowę nie pojawiają się słowa „meczet” i „minaret”, zamiast nich widnieją: „sala modlitwy z dominantą w formie wieżyczki”. Pani Marta Nestorowicz z Wydziału Promocji i Funduszy Europejskich Urzędu Dzielnicy Ochota m. st. Warszawy tłumaczy, że decyzja jest wydana zgodnie z przepisami, a rodzaj inwestycji określa inwestor, nie organ we wniosku o wydanie decyzji. Dlaczego inwestor zdecydował się na taki zapis, pozostaje zagadką.
Sprawa budowy meczetu w Warszawie nie jest nowa. Pierwszy miał stanąć już w latach 30. i to też na Ochocie. Muzułmański Związek Religijny miał już działkę, pieniądze i projekt. W rozpoczęciu budowy przeszkodził wybuch wojny. W latach 90. podjęto starania o zwrot działki lub przekazanie ziemi zastępczej. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oddaliło ten wniosek.
– To po prostu przykre, że my, rodzimi muzułmanie, nie możemy doczekać się od państwa pomocy w realizacji jeszcze przedwojennych ustaleń. Może to niewiele dzisiaj znaczy, ale polscy muzułmanie – Tatarzy – zapisali przez stulecia piękną kartę w historii Polski. Zawsze wspieraliśmy Rzeczpospolitą. Cóż, myślę, że dla państwa powinno być to coś w rodzaju sprawy honorowej, ale widać jest inaczej – komentuje rzecznik MZR, Musa Czachorowski. – Nie mamy jednak pretensji do Ligi Muzułmańskiej, że budują Centrum. Oni działkę po prostu kupili, to inna sytuacja.
Członkowie MZR będą się odwoływać od decyzji MSWiA i dalej ubiegać się o zwrot ziemi. Dziś jednak trudno przewidzieć, jaki będzie efekt tych starań.
– Nie chcę dzielić muzułmanów w Polsce na dwa obozy. Można jednak spojrzeć na sprawę w kategoriach rodziny – mówi o sytuacji MZR o. Wąs. – Starszy syn, który przez lata dowiódł swojej lojalności, w ostatecznym rozrachunku ma mniejsze przywileje niż młodszy. Może mieć żal w kategoriach czysto ludzkich. Tutaj prawdopodobnie zadecydowały względy ekonomiczne. Liga miała sponsora, więc ziemię kupiła. MZR nie ma pieniędzy, więc musi czekać na zwrot własności od państwa.
Tym, co budzi większe obawy niż kwestie sformułowań w pozwoleniu czy nie ujawniający się sponsor, jest strach przed „islamizacją Europy”. Muzułmanów wciąż przybywa. Poszczególne kraje różnie podchodzą do tej kwestii. Rok temu 57% Szwajcarów opowiedziało się w referendum przeciwko budowie minaretów. Wynik głosowania związany jest z tym, że w Szwajcarii muzułmanie nie asymilują się z miejscową ludnością i żyją w enklawach, zachowując dużą odrębność kulturową i obyczajową.
– Jako Europejczycy mamy skłonność do patrzenia na sferę ekonomiczną jako absolutnie odrębną od sfery religijnej – mówi o. Wąs. – Zapraszając do współpracy gospodarczej muzułmanów, zapominamy, że dla nich taki podział nie istnieje. Osiedlając się w jakimś kraju, oczekują, że będą w nim mogli wyznawać swoją religię. Jako kraj stojący na straży praw człowieka nie mamy prawa zakazywać budowy meczetu. Lidze Muzułmańskiej – zarejestrowanemu związkowi religijnemu – bo prawo do budowy miejsca kultu gwarantuje art. 53 ust. 2 oraz z art. 19 ust. 6 Konstytucji RP.
Punktem wyjścia do rozważań o pokojowej koegzystencji muzułmanów i katolików w Polsce nie może być więc zakaz budowy meczetu. Trzeba spojrzeć na problem szerzej, próbując dotrzeć do jego źródeł. Na czym tak naprawdę polega zagrożenie islamizacją?
Liczba dzieci w Europie spada, a Europejczycy chcą żyć na coraz wyższym poziomie. Ktoś musi wykonywać podstawowe prace. Są to często gastarbeiterzy z krajów arabskich, którzy w wielu krajach nie mają stworzonych warunków do asymilacji. W Polsce dochodzi kwestia ożywionej w latach dziewięćdziesiątych współpracy biznesowej z tymi krajami.
– Mamy niezwykłą szansę i potencjał, którego nie miały kraje zachodnie – mówi o. Wąs – Chodzi o wykorzystanie doświadczenia polskich Tatarów. Mam głęboką nadzieję, że przykład i współpraca MZR z Ligą zaowocuje stworzeniem nowego oblicza europejskiego islamu w Polsce.
– Podróżując po Europie, niejednokrotnie możemy natknąć się na kościoły, które zostały zamienione na meczety. Czy jednak mamy prawo za ten stan rzeczy winić muzułmanów? Z tych kościołów nikt chrześcijan siłą nie wyrzucał. Muzułmanie kupili tylko opuszczony budynek, do którego od dawna nikt nie przychodził – przekonuje o. Wąs. – Budowa Ośrodka Kultury Muzułmańskiej powinna być dla nas okazją do odbudowania naszej katolickiej tożsamości, abyśmy w kontakcie z wyznawcami islamu byli krytycznym partnerem w rozmowie. Jeśli sami nie będziemy wiedzieli, kim jesteśmy, będziemy tylko pionkiem w grze.
Osiedlając się w jakimś kraju, muzułmanie oczekują, że będą w nim mogli wyznawać swoją religię
Dyskusji o muzułmanach i katolikach w Polsce nie można sprowadzać do zakazu budowy meczetu
opr. aś/aś