Co po abdykacji?

Podobnie jak Jan Paweł II uczył nas własnym przykładem godnego cierpienia i umierania, tak Benedykt XVI daje przykład godnego odchodzenia. Nie od życia, ale od obowiązków, gdy sił już brakuje, aby wszystkiemu sprostać

"Idziemy" nr 7/2013

Ks. Henryk Zieliński

Co po abdykacji?

Niespodziewana abdykacja Benedykta XVI była zaskoczeniem nie tylko dla nas, ale także dla pracowników Stolicy Apostolskiej. Ba, nawet dla kardynałów uczestniczących 11 lutego w zamknięciu konsystorza. Może nauczony doświadczeniem z niedawnym wyciekiem do prasy tajnych dokumentów watykańskich, Benedykt XVI utrzymywał tę decyzję do ostatniej chwili w tajemnicy? Jeszcze dzień wcześniej, podczas modlitwy Anioł Pański, wzywał do całkowitego zawierzenia swojego życia Chrystusowi i nic nie wskazywało, że nie będzie trwał do końca, jak Jan Paweł II. Zwłaszcza, że to on, kard. Joseph Ratzinger, miał być głównym przeciwnikiem abdykacji Papieża-Polaka. Na dylematy coraz bardziej gasnącego Jana Pawła II: „po co Kościołowi takie pół papieża”, miał odpowiedzieć: „lepiej dla Kościoła mieć pół papieża niżeli półtora”. Niemniej decyzja o abdykacji miała dojrzewać w Benedykcie XVI od pielgrzymki na Kubę i do Meksyku w marcu ubiegłego roku.

Tak więc 28 lutego o godzinie 20 czasu rzymskiego skończy się definitywnie pontyfikat Benedykta XVI. Niedługo później papieskie apartamenty opuści kard. Joseph Ratzinger. Zamieszka tymczasowo w Castel Gandolfo do czasu wskazania jego następcy i przygotowania mu mieszkania w klasztorze klauzurowym znajdującym się w murach Watykanu Zgodnie z watykańskimi procedurami, po abdykacji zostanie zniszczony Pierścień Rybaka i okrągła pieczęć, którą papież stempluje oficjalne dokumenty. W kanonie Mszy Świętych nie będzie się już wspominać imienia papieża, aż do ogłoszenia imienia kolejnego następcy św. Piotra. Nie będzie audiencji i katechez środowych, nie będą także podejmowane żadne decyzje administracyjne w Kościele. W przypadku śmierci kard. Ratzingera po dacie abdykacji, nie będziemy przeżywać pogrzebu papieża Benedykta XVI, tylko pogrzeb kard. Ratzingera, biskupa seniora diecezji rzymskiej.

Wszelkie spekulacje na temat nowego papieża są co najmniej naiwne. Często przecież to nie przedwyborczy faworyci przywdziewali białą sutannę. Kościół broni się przed tym, aby konklawe nie przypominało sejmowych przepychanek i gry interesów, dlatego wszelkie próby zawierania układów i wywierania presji, aby przepchnąć swojego kandydata, zagrożone są najcięższą w Kościele karą ekskomuniki. Nie ma przed nią wyjątku nawet dla kardynałów! Zebrani w Kaplicy Sykstyńskiej elektorzy, mając przed oczami obraz Sądu Ostatecznego, mają nie tyle wybrać, co wskazać po modlitwie i konsultacjach tego, którego w ich rozeznaniu swoim widzialnym zastępcą na ziemi chce mieć Chrystus. Trzeba się modlić, aby Duch Święty skutecznie nimi kierował, by Kościół otrzymał pasterza na miarę współczesnych wyzwań.

Niespodziewana abdykacja Benedykta XVI długo jeszcze będzie pewnie wywoływać rozmaite komentarze i domysły. Dla nas jednak jest jedną z ostatnich jego katechez, podobnie jak umieranie Jana Pawła II. Bo jak Jan Paweł II uczył nas własnym przykładem godnego cierpienia i umierania, tak Benedykt XVI daje przykład godnego odchodzenia. Nie od życia, ale od obowiązków, gdy sił już brakuje, aby wszystkiemu sprostać. W dobie wydłużania się ludzkiego życia, starzenia się społeczeństwa i szalonego tempa przemian we współczesnym świecie, ta lekcja jest szczególnie cenna. Także dla księży, biskupów i wszystkich, którym trudno bywa rozstać się z piastowanym urzędem. W godnym odejściu nie ma przecież nic z dezercji. Jest raczej świadectwo, że wielkość człowieka zależy nie tyle od sprawowanego urzędu, co od sposobu, w jaki do tego, co wszakże tymczasowe, podchodzi.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama