Niespodzianka?

Każdy papież wnosi ze sobą doświadczenie lokalnego Kościoła i swojej ojczyzny. Pontyfikat Jana Pawła II był tego najlepszym przykładem

"Idziemy" nr 11/2013

Ks. Henryk Zieliński

Niespodzianka?

Nasi Czytelnicy, kiedy wezmą do ręki ten numer tygodnika, będą już pewnie znać imię nowego papieża. Kiedy bowiem piszę te słowa, konklawe już się właśnie zaczęło Mszą Świętą w Bazylice św. Piotra sprawowaną w intencji dobrego wyboru papieża. Wieczorem rozpocznie się pierwsza tura głosowań w Kaplicy Sykstyńskiej. Nikt chyba po ludzku się jednak nie spodziewa, że od razu przyniesie ona rozstrzygający wynik. Chociaż cuda się zdarzają i gdyby wybór nastąpił rzeczywiście już w pierwszej turze, to w przypadku braku zdecydowanego faworyta, byłby spektakularny cud. Bardzo jednak prawdopodobne jest, że wskazanie nowego papieża nastąpi jeszcze przed najbliższą niedzielą. Czasy, kiedy konklawe trwało miesiące czy nawet lata, należą już do zamierzchłej przeszłości. W XX i XXI wieku najdłuższe trwało pięć dni, a najkrótsze – zaledwie kilka godzin. Szybkiemu przeprowadzeniu wyboru sprzyjają przepisy ogłoszone przez Jana Pawła II w Konstytucji Apostolskiej Universi Dominici Gregis, znowelizowane ostatnio przez Benedykta XVI.

Czy zatem ogłoszenie nowego papieża nastąpi na tyle szybko, by jeszcze w najbliższą niedzielę zorganizować jego uroczysty ingres? Bóg to wie. Ostatecznym terminem ingresu wydaje się Niedziela Palmowa. Czekamy więc w spokoju i modlitwie. Paradoksalnie, atmosfera gorączkowych spekulacji i domniemań na temat konklawe i możliwych papabili, bardziej chyba niż wierzących ogarnia tych, którzy z Bogiem i Kościołem niewiele mają wspólnego. Każdy bowiem, nawet średnio zorientowany katolik, wie przecież, w jakich sprawach papież ma realną władzę, a w jakich jest tylko sługą i strażnikiem depozytu wiary. Dlatego nikt, kto rozumie Ewangelię i Kościół, nie może spodziewać się po nowym papieżu rewolucji doktrynalnej, obyczajowej czy moralnej. Żaden papież nie może przecież zmienić Bożych przykazań ani uznać słów Chrystusa za niebyłe. W tym znaczeniu każdy musi być konserwatystą.

Osobowość nowego papieża, jego pochodzenie i wiek będą niewątpliwie mieć wpływ na styl sprawowania posługi Piotrowej, sposób głoszenia Ewangelii i przewodzenia Kościołowi. W tym znaczeniu nowy papież może być dla nas niespodzianką. Aczkolwiek, znowu niespodzianką mieszczącą się w ramach Kościoła. Bo Kościół to rzeczywistość wielobarwna pod względem tworzących go narodów, kultur i osobowości, z czego na co dzień może nie zdajemy sobie sprawy. Dlatego nie spodziewajmy się po nowym papieżu czegoś, czego dotąd w Kościele nie było i nie ma. Raczej spodziewajmy się otwarcia nam oczu na to bogactwo w Kościele, które mogło być dotąd niezauważane czy niedoceniane, zwłaszcza z perspektywy europejskiego snobizmu. W tym znaczeniu dla samej istoty Kościoła nie ma większego znaczenia, czy nowy papież będzie Afrykańczykiem, Amerykaninem, Europejczykiem czy Azjatą. Ale może to mieć spore znacznie dla stylu obecności Kościoła w świecie, bo każdy papież wnosi ze sobą doświadczenie lokalnego Kościoła i swojej ojczyzny. Pontyfikat Jana Pawła II był tego najlepszym przykładem.

Nie wolno jednak zapominać, że o stylu nowego pontyfikatu oprócz ludzkich cech kolejnego następcy św. Piotra decydować będzie także specjalna łaska stanu i działanie Ducha Świętego. Kto bowiem spodziewał się po stareńkim Janie XXIII, że jeszcze zwoła Sobór? Albo ilu z nas, może tylko poza Krakowem i Lublinem, odkryło wielkość Karola Wojtyły dopiero z perspektywy Watykanu? Nowego papieża nie znamy przecież jeszcze jako papieża. Dlatego, choć żadnej rewolucji w Kościele obawiać się nie trzeba, to na niespodzianki powinniśmy chyba być gotowi.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama