Po co nam święci?

Również po to, aby zawstydzać. Bo skoro inni mogli poważnie traktować swoje powołanie do świętości, to dlaczego nie moglibyśmy zrobić tego i my?

"Idziemy" nr 17/2014

Ks. Henryk Zieliński

Po co nam święci?

Również po to, żeby zawstydzać

Po co nam święci?

Równoczesna kanonizacja dwóch papieży jest rzadkim wydarzeniem w Kościele. Tym razem jednak papieżowi Franciszkowi wyraźnie zależało, aby ogłoszenie świętymi Jana XXIII i Jana Pawła II nastąpiło tego samego dnia. Początkowo wspólna kanonizacja miała się odbyć 8 grudnia 2013 roku, w kolejną rocznicę zakończenia Soboru Watykańskiego II. Ale kiedy data ta ze względu na zimową porę okazała kłopotliwa dla pielgrzymów z Polski chcących uczestniczyć w kanonizacji Jana Pawła II, Franciszek przeniósł kanonizacje obydwu na jakże wymowną Niedzielę Bożego Miłosierdzia.

Co zatem, prócz świętości i pierścienia Rybaka, jest tak ważnym elementem łączącym obydwie postacie, że papież Franciszek postanowił je wyakcentować we wspólnej uroczystości? Wiele pewnie wyjaśni kanonizacyjna homilia. Ale już dzisiaj wiadomo, że Ojciec Święty dostrzega ich wspólną cechę, jaką było poszukiwanie nowych dróg dotarcia z niezmienną prawdą Ewangelii do ludzi żyjących w zmieniających się czasach i w różnych kulturach. W tym znaczeniu również obecny pontyfikat jest jakby przypieczętowaniem procesu, który rozpoczął się w październiku 1958 roku wraz z wyborem Jana XXIII.

Kościół nie zaczął się przecież od papieża Franciszka, co Papież przez tę kanonizację pokornie wyznaje. Ani nawet nie od jego pontyfikatu nastąpił zasadniczy zwrot w relacji Kościoła do człowieka i do świata. Decyzje i postawa Jana XXIII były chyba bardziej przełomowe i szokujące dla wielu niż czarne buty Franciszka, jego zwyczajny samochód czy zamieszkanie poza papieskimi apartamentami. Wtedy chodziło nie tylko o sympatyczne gesty podchwytywane przez media, choć takich też nie brakowało, jak choćby odstąpienia od zwyczaju całowania papieskiego buta podczas składania homagium. Ale ówczesny świat nie był jeszcze aż tak podporządkowany regułom funkcjonowania mediów, żeby anegdotyczne gesty przysłoniły istotę działalności papieża: gruntowną reformę liturgii, dopuszczenie nowych metod w interpretacji Pisma Świętego, nowe samookreślenie Kościoła i jego otwarcie na dialog międzywyznaniowy i międzyreligijny. O tym, jak głęboka była ta odnowa, rozumiana jako powrót do źródeł i uwspółcześnienie misji Kościoła, świadczy pośrednio fakt, że wielu gorliwych duchownych i świeckich uznało ją za niemożliwą do przyjęcia. Na gruncie tej kontestacji pozostało ugrupowanie lefebrystów. Ale bez tej odnowy nie do pomyślenia byłby dzisiaj pontyfikat papieża Franciszka ani wcześniej Jana Pawła II.

Obecny pontyfikat, z całą oryginalnością papieża Franciszka, nie wywoływałby pewnie takiej sensacji, gdyby następował bezpośrednio po pontyfikacie Jana Pawła II, który doskonale potrafił wprząc w swoją misję media, odzyskał dla Kościoła młodzież, nie stwarzał barier w relacjach z wiernymi i niewiernymi, a przez skalę swojego pielgrzymowania był duszpasterzem dla całego świata. Do wydarzeń o charakterze epokowym trzeba zaliczyć wizytę Jana Pawła II w rzymskiej synagodze – pierwszą od czasów św. Piotra – spotkanie z muzułmańską młodzieżą w Casablance, spotkania międzyreligijne w Asyżu, przeproszenie w roku jubileuszu 2000 za grzechy chrześcijan czy zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu. Z punktu widzenia doktryny kościelnej epokowym wydarzeniem było wydanie przez Jana Pawła II nowego Kodeksu Prawa Kanonicznego i Katechizmu Kościoła Katolickiego. Ale kanonizacja to przecież nie rocznicowa akademia dla przypominania zasług.

Zaliczając do grona świętych dwóch największych papieży XX wieku, Ojciec Święty nade wszystko potwierdza ich szczególny związek z Chrystusem. Dzięki tej bliskości z Bogiem są oni naszymi orędownikami w niebie, ale nie przesłaniają nam Boga. Tak wierzymy, podobnie zresztą jak wierzą przywiązani do monoteizmu Żydzi, otaczając czcią swoich cadyków i pielgrzymując do ich grobów. Ale święci – jak mówił Jan Paweł II w 1987 roku podczas beatyfikacji bł. Karoliny Kózkówny w Tarnowie – są również po to, aby zawstydzać. Bo skoro inni mogli poważnie traktować swoje powołanie do świętości, to dlaczego nie moglibyśmy zrobić tego i my? Jakie zatem praktyczne wyzwanie stawia przed nami ta podwójna kanonizacja? Niewątpliwie jest to wyzwanie do intensywniejszego szukania owych sposobów dotarcia z niezmiennym światłem Chrystusowej Ewangelii do ciągle zmieniającego się świata. Dwaj święci papieże poświęcili temu całe swoje życie.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama