Nie taki ten Papież otwarty!

O wynik Synodu Biskupów jestem spokojny. Papież Franciszek już przed jego rozpoczęciem zapowiedział, że nie może być mowy o jakimkolwiek rozmywaniu granicy między grzechem i tym, co święte

"Idziemy" nr 41/2014

Ks. Henryk Zieliński

Nie taki ten Papież otwarty!

"Wpływowe" środowiska w Kościele mówią: "Franciszku, czas na zmiany!". Ich oczekiwania dziwnie współbrzmią z treścią publikacji w "Gazecie Wyborczej"

Nie taki ten Papież otwarty!

Wiadomość o liście wpływowych ponoć katolickich środowisk w Polsce do papieża Franciszka w związku z Synodem o rodzinie bynajmniej mnie nie zaskoczyła. Prezentowanie zdania odrębnego wobec stanowiska Episkopatu Polski przy okazji ważnych wydarzeń w Kościele powszechnym ma w tych środowiskach długą tradycję sięgającą prób dyskredytowania kard. Stefana Wyszyńskiego podczas Soboru Watykańskiego II.

W założeniach autorów tegorocznego pisma – skupionych wokół „Więzi”, „Znaku”, „Tygodnika Powszechnego” i KIK-u – ma to być odpowiedź na ankietę rozesłaną przed Synodem do Kościołów lokalnych, którą biskupi wypełnili bez udziału tych środowisk. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że autorzy korespondencji do Papieża zajmują się głównie obroną świętości małżeństwa jako nierozerwalnego związku kobiety i mężczyzny. Nic takiego nie wynika z wypowiedzi Dominiki Kozłowskiej, redaktor naczelnej „Znaku”, dla tygodnika „Wprost”. Przedstawiciele wspomnianych środowisk oczekują od Papieża zmiany praktyki duszpasterskiej wobec antykoncepcji, związków homoseksualnych i małżeństw niesakramentalnych. Zastrzegają przy tym, że nie chodzi im o zmianę katolickiej doktryny. O co zatem? O ambiwalentne podejście do doktryny, choćby i objawionej, jeśli ta odbierana bywa jako nieżyciowa i niemiła. Bo przy obecnej praktyce duszpasterskiej „lesbijki i geje nie mogą się cieszyć i być wdzięcznymi Bogu, że stworzył ich takimi, jakimi są” – mówi red. Kozłowska. Dalej poucza, że „Kościół musi (…) docenić wartość związków jednopłciowych”. W innej kwestii stawia zarzut niekonsekwencji wobec adhortacji Jana Pawła II „Familiaris consortio”, która stwierdza, że osoby takie żyją w grzechu ciężkim, a jednocześnie zachęca je do pogłębiania wiary. „Wpływowe” środowiska w Kościele mówią: „Franciszku, czas na zmiany!”.

Oczekiwania wyrażane przez te środowiska dziwnie współbrzmią z treścią ubiegłotygodniowych publikacji w „Gazecie Wyborczej”. Przypadek? Czy efekt bliskiej współpracy? Owe „wpływowe” środowiska nie byłyby przecież tak wpływowe, gdyby nie wsparcie „Gazety”, rządzących elit politycznych i szeroko rozumianego nurtu „społeczeństwa otwartego”. Nikt rozsądny nie uwierzy przecież, że powodem niewspółmiernych wpływów może być wydawanie kwartalnika rozchodzącego się w nakładzie grubo poniżej 1,5 tys. egzemplarzy. O zależnościach między siłami realizującymi ideologię społeczeństwa otwartego oraz tzw. „Kościołem otwartym” mówił na czerwcowej konferencji episkopatu abp Marek Jędraszewski, na co alergicznie zareagowały właśnie środowiska „Więzi” i „Znaku”

Dlatego nie dziwi mnie też, że w „Gazecie Wyborczej” tuż przed Synodem o rodzinie ukazała się seria artykułów, niejako rozwijających tezy wspomnianego listu do Papieża. Była w nich otwarta promocja związków homoseksualnych jako bardziej szczęśliwych i lepiej dobranych niż tradycyjne damsko-męskie małżeństwa. W związkach homoseksualnych według „Wyborczej” rzadziej ma dochodzić do przemocy, a partnerzy są sobie bliżsi, bo wobec społecznego ostracyzmu, mogą liczyć głównie na siebie nawzajem. Ten sielankowy obraz zakłóciła „Gazeta Polska Codziennie”, która powołując się na wyniki badań opublikowanych w ubiegłym roku w „Journal of Sex & Marital Therapy” wskazała, że przemoc w związkach homoseksualnych zdarza się ponad dwukrotnie częściej niż w heteroseksualnych małżeństwach. Z badań przeprowadzonych na grupie ok. 30 tys. osób wynika, że odsetek związków homoseksualnych, w których dochodzi do przemocy może sięgać nawet 75 proc.!

Na koniec serii „Gazeta” wtacza argumenty wagi ciężkiej. Odpytuje Dariusza Michalczewskiego, który nie tylko gromi homofobów, ale i opowiada się po stronie legalizacji związków homoseksualnych i ich prawa do adoptowania dzieci. W ten sposób dyskusja o wierze i moralności chrześcijańskiej z udziałem Kościoła katolickiego i tzw. środowisk otwartych wchodzi w nową jakość. Ostatecznym w niej autorytetem staje się ktoś, kto znany jest jedynie z tego, że potrafi używać pięści. Z braku siły argumentów, wraca argument siły.

Mimo tej presji, o wynik Synodu Biskupów jestem spokojny. Papież Franciszek już przed jego rozpoczęciem zapowiedział, że nie może być mowy o jakimkolwiek rozmywaniu granicy między grzechem i tym, co święte. Nie taki ten Papież „otwarty”, jak go niektórzy malują!

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama