Espresso na ambonie

Mówią o nim, że głosi najkrótsze kazania w Polsce. Rekordowe ma tylko cztery zdania

Mówią o nim, że głosi najkrótsze kazania w Polsce. Rekordowe ma tylko cztery zdania. Ks. Eugeniusz Burzyk, duszpasterz środowisk twórczych w diecezji bielsko-żywieckiej, podkreśla, że ich krótkość wynika ze zwięzłości. Do tego dają duchowego kopa, jak mała czarna espresso.

Rozmawia Michał Bondyra

Ma Ksiądz jakiś rytuał w przygotowywaniu kazań? Są miejsca, które do ich powstania inspirują?

– Ważne jest, by mieć przy sobie Pismo Święte i komputer. Miejsce jest drugorzędne, chociaż kiedy jestem na urlopie w górach, to mogę napisać więcej kazań. Spokój i samotność – to dwie rzeczy, które w twórczości są konieczne.

Homilia powinna powstawać według jakiegoś schematu?

– Zaczynam od Ewangelii: szukam jakiegoś problemu. Nigdy nie omawiam całej Ewangelii, bo kazanie nie jest egzegezą Pisma Świętego, wykładem czy katechezą. Ma zainspirować do życia religijnego. Zaczynam od jednej myśli z Ewangelii, a inne pomijam, bo nie da się przekazać wszystkiego. Do tej jednej myśli szukam wstępu, sytuacji problemowej wziętej z życia, literatury czy poezji. Ona wypływa z Ewangelii i jest pierwszym punktem kazania. W drugim punkcie, wybranym wcześniej fragmencie z Ewangelii, staram się wyjaśnić sytuację przedstawioną we wstępie. Prościej: Ewangelia wyjaśnia, co na ten temat mówi Pan Jezus. W ostatnim punkcie kazania staram się znaleźć cytat czy kolejną sytuację z życia, która rozwiązuje problem postawiony w punkcie pierwszym.

Jakie powinno być idealne kazanie?

– Mówi się, że moje kazania są najkrótsze w Polsce. To jest złe określenie. Krótkość moich kazań wypływa z ich zwięzłości. Wszystko co zwięzłe jest krótkie. Natomiast to co krótkie, nie musi być zwięzłe. A więc pierwszy warunek dobrego kazania to zwięzłość. Trzeba mówić jasno, krótko i bez powtórzeń. Poza tym kazanie musi być biblijne. Jest to oczywiste, bo przecież podstawową treścią kazania jest Ewangelia. Przygotowując kazanie, trzeba się wysilić. Dziś nie wystarczy mieć rację – trzeba kombinować, jak tę rację przedstawić ludziom. Jak trafić do profesora, robotnika, artysty czy człowieka, który prawie nie wierzy. Chodzi o to, by każdy z nich coś z tego słowa miał, czymś się w kazaniu zainteresował. Forma wypowiedzi jest bardzo ważna, a my czasem nie zwracamy na to uwagi. Często człowieka możemy przekonać właśnie formą, a nie argumentami. Mówiąc agresywnie, nawet najbardziej prawdziwe rzeczy nie odniosą skutku. Jeśli powiemy je dobitnie, ale łagodnie, bez zacietrzewienia, to mogą zainspirować do pomyślenia o swoim życiu.

Zwięzłych i krótkich kazań nie tworzy się wcale łatwo.

– Przygotowując 20-minutowe kazanie, rozpisuję się. Jeśli chcemy je zmieścić w 5–7 minutach, trzeba skrócić. To nie jest łatwe. Przez wiele lat byłem korespondentem KAI. Przygotowując depesze, dziennikarz agencyjny nie może sobie pozwolić na jedno niepotrzebne słowo, bo mu tej depeszy po prostu nie wyemitują. Pracując w agencji nauczyłem się skracać do 1/3–1/2 strony tekstów 2–3-stronicowych bez uszczerbku dla treści. Zasadą jest, że im mniej powiemy, im mniej napiszemy, tym ludzie więcej zapamiętają i chętniej posłuchają czy przeczytają. Ludzi nie zmienimy, dając im na siłę rzeczy długie, ale właśnie krótkie. To po tych ostatnich powiedzą: „Ciekawe kazanie, szkoda, że tylko pięć minut”

Ważny jest lekki niedosyt…

– Dokładnie. Jeżeli opijemy się kawą, jest nam niedobrze, podobnie jeśli zjemy za dużo ciastek. Wychodząc z kościoła, musimy czuć niedosyt. Przytoczę przykład z życia. W pewnej parafii zmienił się proboszcz, który znacznie wydłużył Msze. Wierni mówili mi: „Proszę księdza, dawniej ludzie zostawali, by się pomodlić, a teraz czekają tylko na koniec Mszy i wszyscy uciekają do domu”.

Niedosyt to dobre lekarstwo na nudę?

– Kazanie musi być ciekawe, niezwykłe, oryginalne. Ksiądz powinien ludzi czymś zaskoczyć. Nie chodzi o kontrowersje, których jestem przeciwnikiem. Nie lubię pytań podczas kazań; sam wielu rzeczy nie wiem, a gdyby mnie zapytano z zaskoczenia w obecności kilkuset osób, to bym zapomniał może i Dziesięciorga przykazań.

Rzeczy zwięzłe, krótkie nie są nudne. Nudny jest bełkot – powtarzane często te same wyrażenia, zwroty i zdania. Jeszcze jako ministrant pamiętam księdza – bardzo dobrego, który jednak mówił mniej więcej tak: „Miłosierdzia potrzebuje świat. Świat potrzebuje miłosierdzia. Miłosierdzie światu jest bardzo potrzebne”. Powtarzał to w kółko, z jakimiś wstawkami. Już jako chłopak zauważyłem, że jest coś nie tak…

A co Ksiądz sądzi na temat listów czytanych w Kościołach zamiast mówionego słowa. Jest jakaś szansa, by przedstawić je w sposób atrakcyjny?

– Chyba nie ma. List z natury rzeczy nie jest komunikatywny. Nawet jeśli jest ciekawie napisany. Dlatego jestem przeciwnikiem czytanych kazań! List jest po to, by człowiek usiadł i go przeczytał. Niestety, przy publicznym czytaniu listów percepcja ludzka jest bardzo słaba. Gdyby ksiądz nauczył się listu na pamięć i ciekawie go opowiedział, to komunikatywność byłaby minimalnie większa, ale jaki to ma sens?

A język? Często niestety księża katują słuchaczy językiem archaicznym, pełnym komunałów… Z czego to wynika?

– Wydaje mi się, że jest to przekazywane z pokolenia na pokolenie. Mnie nawet razi język zbyt literacki. Jeśli ktoś mówi „li tylko” – używając zwrotu, który dzisiaj właściwie już nie funkcjonuje, to tylko ludzi rozprasza, podobnie gdy stosuje tzw. na wysoki ton. Zadaniem kaznodziei jest też przełożenie terminologii teologicznej na słowa dla ludzi zrozumiałe. Zastanawiam się, na ile ma sens używanie w kazaniach pięknego słowa Eucharystia. Dobrze, że tego głębokiego w treści słowa używa się w czasie katechezy, spotkań formacyjnych czy wykładów. Ale jeżeli użyję go podczas kazania, to wielu ludzi nie będzie wiedzieć, o co chodzi; trzeba powiedzieć prosto: „Msza Święta”. Ludzie są na różnym poziomie wiary, czasem zmęczeni, a w kościele wciąż rozproszeni, przez panią, która hałasuje szpilkami, wchodząc spóźniona podczas kazania, przez telefon komórkowy albo rozrabiające dzieci. Trzeba mówić zwięźle, czyli krótko, prosto i zrozumiale. Zresztą w kościele powinna być absolutna cisza, by ludzie mogli te słowa przyjąć.

Adresat kazania wydaje się oczywisty – wierny. Ale czy na pewno? Może trzeba to zawęzić do konkretnego grona odbiorców, a może wręcz przeciwnie – rozszerzyć także np. o księży?

– Podczas kazań mówię wprost: to samo dotyczy nas, księży, i was – wiernych. A więc wszystkich wierzących. Ewangelia jest ta sama dla wszystkich, a jeżeli ją się przedstawi ciekawie, trafi do każdego człowieka. Nie wierzę w to, że trzeba ją przekazywać inaczej artyście, profesorowi, robotnikowi itd. Ludzie lubią prostotę. A im człowiek bardziej wykształcony tym chętniej słucha, jak się mówi do niego jasno i prosto. Ojciec Joachim Badeni twierdził też, że „im człowiek bardziej duchowo rozwinięty, tym bardziej lubi, by było krótko i zwięźle”.

Napisał ksiądz m.in. Kazania espresso. Okładka przypomina opakowanie dobrej kawy. Espresso kojarzy się z małą czarną stawiającą na nogi kawą. To prosta analogia do kazań?

– No tak. Zawsze myślę nad zakończeniem, ostatnim zdaniem kazania. Zakończenie powinno być takim podsumowaniem i „ciosem”, który będzie zapamiętany. Espresso stawia nas na nogi, jest małe, zwięzłe, skondensowane, ale też działa potem dłużej, a nie tylko w chwili picia. Tytuł i okładkę do tej książki wymyśliło wydawnictwo – zresztą bardzo mi się podoba, ale to też jest taki podstęp pedagogiczny.

Jak to kiedyś ujął jeden z kabaretów: „chwyt marketingowy”.

Tak, kabaret Ani Mru Mru. Marketingowy i… ewangelizacyjny, bo jest coś takiego w człowieku, że pewne rzeczy koduje. Jeżeli przeczyta Kazania espresso, to później gdy pije kawę czy patrzy na jej opakowanie, bardzo zresztą podobne do okładki tej książki, podświadomie myśli o moich kazaniach i Ewangelii.

Czyli siła skojarzeń.

– Dokładnie. Okładki książek i tytuły muszą być perfekcyjne. Szczególnie katolickich, których grono czytelników jest często ograniczone do pewnej grupy. Jeżeli ktoś wydaje kazania pod tytułem: Kazania na niedzielę i święta to grzeszy pychą, bo uważa, iż jego kazania są tak dobre, że ludzie kupią je tylko ze względu na nazwisko. Kiedy człowiek wchodzi do księgarni i widzi tysiące książek, to dlaczego ma kupić akurat moją? Do sięgnięcia po nią zachęci okładka i tytuł dopiero potem treść.

Polecamy: www.burzyk.bielsko.pl

Zobacz także: >>Strona KNC<<

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama