Nasze życie duchowe nierzadko przypomina dom, do którego znosimy kolejne towary z supermarketów, coraz bardziej zaśmiecony tanim badziewiem. Wielki Post to czas, w którym trzeba się wreszcie zabrać za samego siebie i wyrzucić to, co jest bezwartościowym balastem.
Żyjemy w społeczeństwie konsumpcyjnym. Jest to fakt, z którym nie ma sensu polemizować. Nauczyliśmy się, że można żyć stosunkowo wygodnie, bo wszystko dostępne jest „na wyciągnięcie ręki”. Jedzenie, często kiepskiej jakości, kupujemy w supermarketach i dyskontach. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że tabele spożywcze opisujące zawartość dietetyczną poszczególnych produktów (warzyw, owoców, mięsa) sprzed 50 lat trzeba dziś napisać na nowo, bo zawartość witamin i mikroelementów zmniejszyła się o kilkanaście, a w wielu przypadkach – nawet o kilkadziesiąt procent. Kupując jedzenie na kilogramy kupujemy masę spożywczą, a nie wartość odżywczą.
Ubrania zmieniamy co sezon, a nawet częściej. Statystyczny Amerykanin kupuje średnio jedną sztukę ubrania tygodniowo – można podejrzewać, że Polacy w tej statystyce nie są daleko w tyle. Urządzenia techniczne i elektroniczne wymieniamy na nowe gdy się zepsują, a nawet wcześniej – gdy tylko pojawi się jakaś techniczna nowinka. O naprawianiu starego sprzętu niemal nikt dziś nie myśli, a w wielu przypadkach – jest to wręcz niemożliwe. Gromadzimy na potęgę wszelkiego rodzaju przedmioty. Nasz dom i nasze życie stają się coraz bardziej zaśmiecone towarami o małej wartości, ale za to – w dużej ilości.
Wszystko to można opisać mianem konsumpcyjnego stylu życia. Styl życia to jednak nie tylko zewnętrzne zachowania. To, jak żyjemy, przekłada się na nasze wnętrze, na naszą duchowość. Podążając za ludzkim stadem, nieświadomie odchodzimy od zdrowego, chrześcijańskiego modelu życia. Nie jest to jakieś novum. Już w pierwszym pokoleniu chrześcijan wielu dało się uwieść logice tego świata – logice życiowego bezpieczeństwa i wygody. To do nich pisał św. Paweł: „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem - zagłada, ich bogiem - brzuch, a chwała - w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne” (Flp 3, 18-19).
Zewnętrzny konsumpcjonizm nie jest jednak jedynym zagrożeniem. Niestety także w życiu duchowym często idziemy na łatwiznę. Codzienne wsłuchiwanie się w Słowo Boże i wprowadzanie go we własne życie wydaje się być zadaniem przerastającym nasze możliwości. Jest to pokarm konkretny, ale wymagający „pogryzienia” i „przetrawienia”. Zamiast tego wolimy duchowe przekąski, duchowy fast food, którego pełno w internecie. Mogą to być rozmaite obietnice w stylu „jeśli odmówisz taką a taką modlitwę, spełni ci się to a to”, mogą to być rozmaite formy religijnego formalizmu, które zamiast sięgać do naszej relacji z Bogiem, koncentrują się na religijnej poprawności – uczestnictwie w takiej czy innej formie liturgii, przyjmowaniu komunii w taki czy inny sposób. Może to być także zakamuflowana „ewangelia sukcesu”, której echa pobrzmiewają w licznych nauczaniach świeckich i duchownych liderów nieświadomie powielających tezy protestanckich teleewangelistów (odrzucane zresztą przez bardziej konserwatywnych protestantów).
Wielki Post nie jest czasem duchowego dodawania kolejnych takich elementów. Post, z samego założenia, jest czasem odejmowania, duchowego sprzątania tego, co małowartościowe lub wręcz szkodliwe – jak przeterminowany pokarm z supermarketu. Zamiast szukać kolejnych duchowych „kąsków”, zacznij od przyjrzenia się, jak wygląda twoja codzienna relacja z Bogiem. Jak wygląda twoja modlitwa? Czy jest na niej miejsce na spokojną lekturę Słowa Bożego i rozważenie go w odniesieniu do własnego życia? Czy jest w niej czas wyciszenia, w którym staram się po prostu być przed Bogiem i pozwalać Mu przemieniać moje serce? Czy raczej jest to duchowa gadanina, przed którą ostrzega sam Jezus „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani” (Mt 6,7).
Przypatrz się także swojemu życiu. Co jest główną motywacją? Czy możesz uczciwie powiedzieć o sobie, że szukasz woli Bożej dla swojego życia i codziennie ją wypełniasz? Czy raczej traktujesz Boga jak polisę ubezpieczeniową: On ma mi zapewnić zdrowie, materialną pomyślność i bezpieczeństwo, gdy tylko ja wypełnię ze swej strony stosowne warunki. Nierzadko bowiem tak wygląda nasza modlitwa i religijność – traktujemy je jak wpłatę „składki ubezpieczeniowej”. Gdy my zrealizujemy to, co do nas należy, Bóg da nam wszystko, czego pragniemy. To jednak jest religijność pogańska. Tak właśnie podchodzili do Boga poganie, którzy kierowali się dewizą „do ut des” (daję, abyś Ty dał), składając pogańskim bóstwom ofiary i zanosząc do nich modły. Chrześcijańska religijność jest zupełnie inna – opiera się na poznaniu Boga, na przyjęciu Jego woli dla mojego życia i realizacji tej woli. Jest to jednak niemożliwe, gdy zamiast słuchać Słowa Bożego, karmimy się duchowym pokarmem, który oparty jest na wyrwanych z kontekstu fragmentach Biblii, albo – co gorsza, własnych wynurzeniach kaznodziejów.
Być może więc duchowe sprzątanie powinniśmy zacząć od usunięcia ze swego życia duchowej bylejakości i postanowienia o systematycznej lekturze Biblii połączonej z modlitwą? A może czas sięgnąć do prawdziwych mistrzów życia duchowego – takich jak św. Jan od Krzyża, św. Teresa Wielka czy św. Ignacy Loyola? Może też jest to moment, aby zrobić uczciwy rachunek sumienia, nie taki pospieszny, na pięć minut przed spowiedzią, ale przyglądając się wnikliwie całemu swojemu życiu, swym relacjom z bliskimi, swym życiowym wartościom, swym motywacjom? Być może zajmie on nie kilka minut, ale wiele dni – ale jakże inaczej będzie wyglądać wielkopostna spowiedź przygotowana w ten sposób!