Zależność między dogmatem a duszpasterstwem w Kościele jest jasna, hierarchiczna i niezmienna. Prawda objawiona jest nadrzędna i nie może podlegać ludzkim korektom. Działalność duszpasterska ma polegać na przekazywaniu tej prawdy objawionej – pisze o. Jan P. Strumiłowski OCist.
Od czasu II Soboru Watykańskiego w Kościele coraz częściej mówi się o paradygmacie duszpasterskim. W wielkim skrócie i uproszczeniu: za tym sformułowaniem kryje się strategia większej wrażliwości i świadomości społecznej i egzystencjalnej. Praktycznie chodzi o to, by w głoszeniu uniwersalnych prawd i zasad wiary nie zapominać, że nie mamy do czynienia z procesem technicznym, ale z interakcją z żywymi ludźmi, pozostającymi w różnych, czasami bardzo skomplikowanych, prawdziwych sytuacjach życiowych. Duszpasterstwo wszak to nie formatowanie społeczności kościelnej, ale to delikatny proces budowania żywej relacji między żywym Bogiem i żywym człowiekiem. Stąd też w ostatnich dziesięcioleciach coraz więcej mówi się o wrażliwości, relacji, zrozumieniu, zaangażowaniu itp. itd.
Postulat położenia akcentu na kwestiach duszpasterskich zatem wydaje się być jak najbardziej uzasadniony.
Zaznaczyć należy jednak, że jest on uzasadniony pod jednym warunkiem: mianowicie, że ów akcent duszpasterski nie będzie dominował i wpływał na kształt przestrzeni dogmatycznej.
Zależność między dogmatem a duszpasterstwem w Kościele jest bowiem jasna, hierarchiczna i niezmienna. Prawda objawiona jest nadrzędna i nie może podlegać ludzkim korektom. Działalność duszpasterska ma polegać na przekazywaniu tej prawdy objawionej – i to nie tylko jako prawdy abstrakcyjnej, ale jako prawdy życiowej, kształtującej każde dziecko Boże. Wrażliwość duszpasterska zaś ma być skoncentrowana na zrozumieniu człowieka w jego aktualnej sytuacji – łącznie ze zrozumieniem jego zagubienia i dotykających go trudności w przyjęciu pełni Ewangelii.
Niestety, w wielu miejscach na świecie mogliśmy zauważyć szereg nadużyć we wprowadzaniu różnego rodzaju reform, powołujących się właśnie na wdrażanie paradygmatu duszpasterskiego. Nadużycia polegały właśnie na zmiękczaniu lub dyspensowaniu od uniwersalnych zasad wiary na rzecz rzekomo głębokiego i pełnego empatii zrozumienia trudnej sytuacji życiowej, niepozwalającej na przyjęcie rygorystycznych zasad Ewangelii. Nadużycia oczywiście zdarzają się zawsze i wszędzie i należy je korygować.
Jednakże w ostatnich latach słyszymy pewne niepokojące wskazania ze strony samego Magisterium. Słyszymy oczywiście podtrzymane, wcześniejsze tezy Magisterium o istocie większej troski duszpasterskiej. Ale słyszymy także, że zasady moralne Kościoła nie mogą być aplikowane (oczywiście na różny sposób, w zależności od sytuacji duszpasterskiej) zawsze i wszędzie w każdej sytuacji, gdyż bogactwo życia i różnorodność jego okoliczności sprawia, że czasami owe normy są zbyt trudne czy nawet niemożliwe do zastosowania. Takie sugestie słyszeliśmy w adhortacji Amoris Laetitia; takie też argumenty padły w odpowiedzi na ostatnio zadane dubia w sprawie Synodu o synodalności; taka wreszcie retoryka wybrzmiewa w odpowiedzi prefekta Dykasterii Nauki Wiary na pytania czeskiego kardynała w sprawie praktycznego sposobu postępowania w sprawie udzielania komunii osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych.
Sugeruje się w tych wypowiedziach, że życie ludzkie jest niezwykle skomplikowane i bogate, więc respektując to, należy do każdego przypadku podchodzić w sposób indywidualny (z duszpasterską troską). Wskazuje się lub przynajmniej sugeruje, że właśnie różnorodność i bogactwo okoliczności życia może sprawiać, że bezwzględne normy moralne nie zawsze będą miały ostateczne zastosowanie (ze względu na troskę duszpasterską można je niekiedy uchylić). Dodaje się, że ze względu na to samo bogactwo ludzkiej egzystencji, nie jest właściwe budowanie powszechnych i uniwersalnych norm, gdyż ze wzgląd na naturę ludzkiego życia, które jest samo w sobie różnorodne, nie mogą one zdać egzaminu, a będą prowadziły jedynie do nieznośnej kazuistyki godzącej we wrażliwość duszpasterską.
Proszę więc zauważyć z jak ogromnym przewrotem mamy tutaj do czynienia: Tradycyjna nauka Kościoła głosi, że prawdy objawione (dogmaty) i zasady moralne posiadają charakter normatywny, obiektywny i bezwzględny, gdyż nie są pochodzenia ludzkiego, lecz Boskiego. Wrażliwość duszpasterska nakazywała wprowadzać je z uwzględnieniem słabości i położenia indywidualnego człowieka – jednak nigdy nie zezwalała na ich ignorowanie. Obecnie zaś subiektywna sytuacja człowieka ma być powodem pozwalającym na dyspensowanie od zachowania norm objawionych. Jednocześnie mówi się, że poznawszy złożoność ludzkiego życia, nie wolno nam już budować norm obiektywnych. Mamy zatem do czynienia z absolutnym odwróceniem porządku.
Podejdźmy do tej kwestii z jeszcze innej perspektywy: rzeczywiście, jeśli chodzi o normy etyczne, które człowiek może odkrywać siłą ludzkiego rozumu, to nie mogą one mieć charakteru bezwzględnego i obiektywnego. Z tego względu na przestrzeni dziejów zrodziła się taka wielość systemów etycznych. Etyka jest dziedziną filozoficzną, w której ludzki rozum, analizując fenomen życia, próbuje odczytać uniwersalne prawdy etyczne. Ze względu na słabość ludzkiego rozumu i ze względu na złożoność życia odkrycie absolutnych praw etycznych w wielu skomplikowanych kwestiach wydaje się być zadaniem przekraczającym nasze możliwości. Dlatego w niektórych, bardzo szczegółowych kwestiach trudno jest znaleźć rozwiązania uniwersalne (owszem takie może ludzki rozum znaleźć na poziomie ogólnym: np. zakaz kradzieży czy zabójstwa). I tutaj Magisterium jak najbardziej wskazuje właściwą intuicję. Nie zawsze jest możliwe, by na drodze indukcji formułować ostateczne i uniwersalne odpowiedzi. Ale czy za taką tezą nie kryje się przekonanie, że normy moralne w Kościele są odczytywane i formułowane na drodze poznania ludzkiego życia, czyli na drodze przyrodzonej? Czy naprawdę dochodzi tutaj do zapomnienia, że prawdy wiary i normy moralne zostały nam objawione i dlatego są bezwzględnie obowiązujące?
Czy zatem nie mamy tutaj do czynienia ze zmianą hierarchii porządków? Czy w tych wypowiedziach nie wybrzmiewa przeświadczenie, że porządek ludzki jest nadrzędny względem prawdy Boskiej, a więc może prowadzić do modyfikacji czy dyspensy porządku objawionego?
Idąc dalej, czy nie wynika z takiego założenia mniemanie, że to ludzka egzystencja i ludzki rozum górują nad wiarą i prawdą objawioną, więc muszą one (wiara i Objawienie) być im (okolicznościom ludzkim) podporządkowane i do nich dopasowane nawet kosztem ich modyfikacji?; a w bardziej zmiękczonej wersji: czy obecnie to już nie Objawienie stanowi prawdę oceniającą i weryfikującą to, co podaje świat, człowiek, jego czyny i kultura, ale to Objawienie należy odczytywać i reinterpretować w świetle współczesności? Dlaczego nawet w środowiskach kościelnych słyszymy coraz częściej nie o potrzebie odczytania i zrozumienia współczesnego świata w świetle niezmiennej doktryny Kościoła, ale słyszymy o potrzebie odczytania doktryny Kościoła w „świetle” współczesnej mentalności? I nawet jeśli oba te wektory są potrzebne, to czy porządek i kolejność hierarchiczna między nimi nie jest czymś niezmiennym i wynikającym z porządku obiektywnego (prawda objawiona góruje nad doświadczeniem egzystencjalnym)? Czy miarą wszystkiego niezmiennie jest Bóg, czy też jak chcieliby tego humaniści, miarą wszystkiego jest człowiek?