Wdowy konsekrowane dziwią, a przecież istniały już na początku Kościoła!
Z ks. Ireneuszem Mroczkowskim, duszpasterzem wdów konsekrowanych w diecezji płockiej rozmawia Monika Białkowska
Księdza przygoda z wdowami konsekrowanymi zaczęła się dziesięć lat temu…
– Pierwsza wdowa konsekrowana w diecezji płockiej przeprowadziła się tu z Łodzi. Szybko znalazła siedem innych kobiet, które chciały żyć w ten sam sposób. Był tylko jeden kłopot: na samo hasło „wdowy konsekrowane” księża się uśmiechali, nikt nie chciał się nimi zająć. Chodziły, prosiły, aż wreszcie poszły do biskupa i wręcz zażądały, żeby wyznaczył im duszpasterza. Biskup zadzwonił do mnie. Jako ambitny człowiek w pierwszej chwili pomyślałem, że wolałabym się zająć czymś poważniejszym, jakimś duszpasterstwem prawników na przykład, ale nie wdowami! Tych wdów wszędzie jest pełno, takie są pobożne, pewnie bardziej pobożne niż krytyczne – tak o nich myślałem, absolutnie kliszowo, jak nadal myśli większość. Zgodziłem się, bo przecież papieżowi i biskupowi się nie odmawia. Dziś wiem, że nie powinienem był szukać niczego innego, to Pan Bóg tak działał.
Wdowy konsekrowane dziwią, a przecież istniały już na początku Kościoła!
– Instytucja wdów konsekrowanych rzeczywiście istniała, choć wtedy miała zupełne inny cel. Dawniej wdowa była synonimem ubóstwa. Gdy kobieta zostawała bez męża, na dodatek z dziećmi, wymagała opieki i materialnej pomocy innych. Pierwsze gminy chrześcijańskie bardzo poważnie traktowały swoje zadania i takie wdowy otaczały opieką. Współczesne wdowy pod względem społecznym czy materialnym na ogół są zabezpieczone. Pod skrzydła Kościoła nie popycha ich żadna potrzeba ekonomiczna. Trzeba też zaznaczyć, że choć potocznie mówimy o wdowach konsekrowanych, liturgiści i prawnicy się temu sprzeciwiają. U początków Kościoła był bowiem tylko ryt konsekracji dziewic. W przypadku wdów należałoby raczej mówić o błogosławieństwie, nie konsekracji. One same jednak wolą nazywać się konsekrowanymi – i mówią o tym nie w sensie liturgicznym, tylko oddania się Bogu i naśladowania Jezusa na drodze cnót ewangelicznych.
Kobiety żyją dziś dłużej od mężczyzn, a to oznacza, że i wdów jako takich jest dużo. Chętnie słuchają o możliwości konsekracji?
– Wdów jest mnóstwo w każdej parafii, wręcz stanowią ich trzon. To one są w dni powszednie na Mszach Świętych. One pracują w grupach charytatywnych. One należą do kółek różańcowych. I widzę, że w Kościele popełniamy grzech zaniedbania, nie prowadząc dla nich duszpasterstwa, niekoniecznie nawet pragnąc ich konsekracji. Powinniśmy pomagać im przejść przez stratę i okres żałoby. Tylu jest w naszych parafiach psychologów, tylu mądrych ludzi, którzy mogliby im pomóc. Nie korzystamy z tego, myśląc, że wystarczy pobożność i duchowość. Nie wystarczy! A konsekracja? Długo myślałem, że do konsekracji można wdowy zwerbować na płaszczyźnie społecznej. Byłem przekonany, że jeśli zaproponuję im ciekawe spotkania, jakiś wyjazd, pogłębioną duchowość, wtedy do konsekracji będą się garnąć. Robiłem błąd. Choćbym tańczył przed nimi na linie i miał najbardziej atrakcyjne propozycje, to Pan Bóg musi je powołać. Bo to naprawdę jest powołanie: takie samo jak kapłańskie czy zakonne. I nie wiem, dlaczego Bóg jednych powołuje, a innych nie.
Na czym polega życie wdowy konsekrowanej?
– Istotą tego życia jest praktykowanie trzech rad ewangelicznych: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Mają być one jednak przeżywane na sposób wdowy, a nie zakonnicy! Ubóstwo wdowy nie polega na tym, że ma przeznaczać swoje pieniądze na Kościół albo oddawać je biskupowi, a potem prosić kogoś o 5 zł dla wnuka! Wdowa ma opiekować się swoimi dziećmi i wnukami, unikać zbytku, żyć godnie, ale nie nowobogacko. Ale to ona całkowicie dysponuje swoim majątkiem i tylko ona.
Ślub posłuszeństwa w przypadku wdów jest słabo skonkretyzowany. Mówi się tu o posłuszeństwie Kościołowi w osobie biskupa. Biskup bierze za te kobiety odpowiedzialność, na przykład mianując księdza, który się nimi opiekuje. Jako opiekun od dziesięciu lat myślę, że łatwo jest opiekować się kimś duszpastersko raz w miesiącu. Ale jak ma to wyglądać, gdy przychodzi choroba albo śmierć? Jeśli kobiety mają swoje rodziny, sprawa jest prostsza, rodzina się nimi zaopiekuje. Ale w naszej grupie trzynastu kobiet mieliśmy jedną, która była zupełnie sama. I właśnie ona zachorowała na raka. Wtedy pozostałe otoczyły ją opieką w czasie choroby, potem również w hospicjum, wreszcie zorganizowały jej pogrzeb. Piękne to było. W praktyce to posłuszeństwo różnie może się przejawiać. U nas biskup Piotr wyznacza wdowom konsekrowanym duszpasterskie zadania, prosi o modlitwę za naszych misjonarzy, o modlitwę za powołania. One traktują to bardzo poważnie i stanowią modlitewne zaplecze biskupa.
Taka modlitwa to ich jedyne zadanie?
– Myślę, że jest dziś duże zapotrzebowanie na praktyczną obecność wdów w Kościele. W większych miastach są domy pogrzebowe, w których ludzie modlą się przy ciałach swoich zmarłych. Ale w wielu rodzinach nikt już nie umie odmawiać różańca. Szuka wtedy zakonnic czy kleryków, żeby taką modlitwę poprowadzili. A wdowy chętnie to robią. Gdybyśmy się lepiej zorganizowali w Kościele, wdowy konsekrowane mogłyby być naprawdę ciekawymi liderkami modlitw w parafii. Mogłyby organizować duszpasterstwo wdów niekonsekrowanych, które potrzebują opieki w przeżywaniu żałoby. Mogłyby pomagać i uczyć rozmawiać z wnukami, które nie chodzą do kościoła. Bardzo dużo mogłyby zrobić, ale nie jest to jeszcze przemyślane. Niestety nie ma dla nich konkretnej propozycji.
Wróćmy jeszcze do przyrzeczeń: pozostała nam czystość.
– Czystość wdowy to ślub celibatu, przyrzeczenie, że nie wyjdzie ponownie za mąż. Widzę, że to właśnie najbardziej powstrzymuje wiele z nich przed drogą konsekracji. Wciąż mają nadzieję, że jeszcze wyjdą za mąż, a przynajmniej nie chcą zamykać sobie tej drogi. Ubóstwo przeżywały już wcześniej jako żony i matki. Odmawiały sobie wiele dla dzieci, nauczyły się żyć bez luksusów, umieją dzielić się z innymi. To nie jest dla nich problemem. Ale czystość dla kobiety, która przez kilkadziesiąt lat żyła z mężem, jest naprawdę trudna, nawet jeśli ta kobieta ma już 60 lat. Powroty do pustego domu, w którym nikt nie czeka. Samotność przy stole. Samotność w łóżku. Zapach swetra męża. Pamiątki, które pozostały. Jestem świadkiem prawdziwego cierpienia tych kobiet! Wdowy wchodzące na drogę konsekracji często przetapiają swoje ślubne obrączki na krzyżyki, które wieszają na piersiach. Robią to bardzo świadomie. One naprawdę kochały swoich mężów, ojców swoich dzieci, tęsknią za nimi i chcą to wszystko ofiarować Bogu.
Wielu podchodzi do tematu wdów konsekrowanych z dystansem. Jeszcze większe zdumienie budzą dziewice. Mówi się o nich, że do zakonu się nie nadawały, męża nie znalazły, więc desperacko próbują nadać jakiś sens swojemu życiu.
– Tymczasem to właśnie te kobiety są dziś ważnymi świadkami! W kulturze banalizacji seksualności dziewice konsekrowane świadczą o wartościach. I to niestety najczęściej my, księża, patrzymy na nie tak, jak ja patrzyłem na początku: że niepotrzebne, że dziwne, że nie wykorzystały życia. To wszystko nieprawda! Większość z nich naprawdę szuka swojej drogi, a nie wybiera ją z braku szansy na coś lepszego. Jest w nich fascynacja Jezusem. Czasem mają za sobą różne przejścia. Mówmy szczerze – to przecież nie muszą być dziewice w sensie fizycznym. Ważne, że wracają do samotnego życia i że takie życie wybierają jako wartość. Do tego zdecydowana większość dziewic to kobiety o udanych karierach. Kiedy w Płocku konsekrowano pierwszą dziewicę i ukazał się o tym jeden czy drugi artykuł, natychmiast posypały się telefony: proszę księdza, ja o takiej właśnie drodze myślę! W tej chwili już pięć kolejnych kobiet przygotowuje się do konsekracji. Jestem absolutnie przekonany, że tu najbardziej nawrócić się muszą księża. Ja, stary sceptyk, mówię: najpierw księża muszą uwierzyć, że to są autentyczne Boże powołania! Być może takie właśnie mamy czasy, że nie trzeba już tworzyć struktur, nie trzeba się inaczej ubierać, ale trzeba żyć w świecie i robić swoje.
Często dziewice czy wdowy konsekrowane myli się z członkiniami świeckich instytutów życia konsekrowanego, jak choćby popularnymi „ósemkami” kardynała Wyszyńskiego. A to przecież nie jest to samo?
– Idziemy jedną drogą i próbujemy naśladować Jezusa, ale instytuty są bardziej sformalizowane. Ich członkinie żyją na sposób świecki, ale wewnętrznie są zorganizowane, mają swoje struktury i hierarchie. Wśród wdów i dziewic konsekrowanych nie ma żadnej struktury. One są absolutnie wolne. Żadna żadnej nie podlega ani nie ma na nią wpływu. Biskup, ksiądz czy duszpasterstwo są po to, żeby im pomóc – ale tylko wtedy, jeśli one chcą z tej pomocy skorzystać. Jeśli nie chcą, to też dobrze. Każda z tych kobiet bierze całkowitą odpowiedzialność za swoje życie.
W duszpasterstwie spotykamy się raz w miesiącu. Panie mają potrzebę dzielenia się swoim życiem duchowym, wspólnie obchodzą imieniny. Ale to nadal jest droga indywidualna, nie wspólnota. Już na początku, kiedy zaczynałem się nimi zajmować, od bardziej doświadczonych ojców słyszałem: „Tylko nie pozwól, żeby zrobiły z tego zakon!”. I rzeczywiście na takie próby budowania wśród nich jakiejś struktury trzeba bardzo uważać. To są świeckie kobiety, żyją indywidualnie, nie mają też żadnych szczególnych strojów. Pamiętam, że po pierwszej konsekracji w Płocku podczas pierwszej procesji Bożego Ciała bez mojej wiedzy założyły czarne welony – takie, jakie nakłada się podczas wizyty u papieża. W mieście zrobiła się sensacja. Nie rozumiałem, po co im to, dla mnie ta chęć odróżniania się była niezrozumiała. Ostatecznie stanęło na tym, że welony zakładają tylko na pogrzeb którejś z nich.
Jak wygląda ich sytuacja kościelno-prawna, jeśli któraś jednak chce zrezygnować z takiego stylu życia i na przykład wyjść za mąż?
– Jeśli chodzi o wdowę konsekrowaną, jest to sprawa prosta. Nie składają ślubów, tylko przyrzeczenie przed biskupem: a skoro biskup je powołuje, biskup może też z przyrzeczenia zwolnić. Przy dziewictwie sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, ale mniej niż u sióstr zakonnych czy nawet księży. W statutach wdów i dziewic jest to uregulowane, ale u nas takiego przypadku dotąd nie było. Kościół jest zresztą ostrożny przy konsekracjach, nie dokonuje ich pochopnie. Nie konsekruje się wdów zbyt młodych, poniżej 60. roku życia potrzebna jest dyspensa biskupa. Nie konsekruje również kobiet, które męża straciły niedawno i nie zdążyły przeżyć żałoby. Formacja trwa kilka lat, zawsze słucha się uważnie opinii proboszcza. Nie może być konsekrowana kobieta, która jest znana z jakichś negatywnych cech, która żyła w związku cywilnym czy taka, która w ten sposób szuka wsparcia psychicznego czy społecznego. Konsekracja nie może być protezą do życia.
Czy mężczyźni nie szukają takiej formy życia? Wdowiec konsekrowany jest w Polsce jeden. A kawalerowie?
– Nie słyszałem – ale też chyba nikt nigdy nie sprawdzał, ilu takich może być. Nikt nie zaoferował jeszcze takiej formy życia. Może powinniśmy? Mimo braku powołań do kapłaństwa wyrzucamy chłopaków z seminarium, słusznie stawiając bardziej na jakość. Ale niektórzy z tych biedaków nie rezygnują! Dalej gorliwie szukają, próbują w jednym, drugim seminarium, nigdzie ich nie przyjmują… A my nie śledzimy, co się z nimi dalej dzieje. A przecież oni nie muszą być jedyni! Może jest jakaś część samotnych mężczyzn, którzy gdyby była taka oferta w Kościele, chętnie by z niej skorzystali? Może mówiąc o tym jesteśmy teraz prorokami? To trzeba koniecznie sprawdzić! Trzeba dać ludziom szansę i powiedzieć, że Pan Bóg może też tak powoływać! Dopiero wtedy zobaczymy, czy się tacy odezwą, czy się znajdą…
Mamy kryzys powołań. Myślę: Panie Boże, nie powołujesz chłopców do seminarium. Ale może wskazujesz nam w ten sposób drogę i mówisz: „Wykorzystajcie potencjał kobiet! Umiejcie się na nie otworzyć!”? To wyraźnie jest czas, kiedy Bóg daje powołania do życia indywidualnego. I to właśnie te kobiety są potężnym atutem Kościoła: może nie liczebnie wielkim, ale niezwykle ciekawym i silnym osobowościowo. Trzeba się tylko na nie otworzyć.
opr. ac/ac