Kościół oddziela grzech i grzesznika. To pierwsze traktuje surowo, wobec tego drugiego - okazuje miłosierdzie
Arcybiskup Juliusz Paetz udzielił mi święceń kapłańskich. Krótko po publikacji „Rzeczpospolitej”, która postawiła wobec poznańskiego arcybiskupa poważne oskarżenia moralne, wiele osób pytało mnie, jak się z tym czuję. Pamiętam, że nigdy nie miałem problemu z odpowiedzią na to pytanie. Czułem i czuję się dobrze. Bo to, że udzielił mi święceń człowiek grzeszny, nie miało i nadal nie ma zasadniczego znaczenia dla rozumienia ich ważności. Powiedziałbym nawet więcej: to, że naprawdę tego problemu nie widziałem i do dzisiaj nie widzę, wynika z mojego bardzo głębokiego przekonania, że Kościół należy do Chrystusa, nie do nas duchownych. My tylko Chrystusowi w Kościele służymy. Święcenia prezbiteratu są sakramentem, w którym Chrystus związuje się z człowiekiem i działa potem przez niego, szczególnie w Eucharystii, niezależnie od moralnej kondycji tego, który mu święceń udzielił. I nie chcę przez to bagatelizować sprawy owej kondycji moralnej, ale chcę też szczerze przyznać: naprawdę nigdy nie myślałem o Kościele inaczej, niż jak to ma miejsce w Ewangelii, gdy mowa o skale, jaką ma być dla Kościoła Piotr — a ten niedługo potem okazuje się zdrajcą. Oczywiście ten sam Piotr potem rzewnie zapłakał. No, ale czy był bez skazy?
Patrząc z tej perspektywy, mogę dzisiaj powiedzieć, że w jednej z najważniejszych posług wobec mnie miał udział człowiek, któremu postawiono zarzut molestowania kleryków. I nawet jeśli nie było żadnego procesu — ani w sądzie świeckim, ani w sądzie kościelnym — trudno dzisiaj twierdzić, że nic się nie stało. Tak zresztą odczytuję słowa abp. Stanisława Gądeckiego, wypowiedziane w dniu pogrzebu abp. Juliusza Paetza. Metropolita poznański na konferencji prasowej przypomniał bowiem kilka faktów świadczących o działaniach Stolicy Apostolskiej w celu odsunięcia zmarłego arcybiskupa najpierw od urzędu, a następnie od publicznych wystąpień. Nie mam więc zamiaru dzisiaj abp. Juliusza w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać. Choć oczywiście szacunek wobec zmarłego wywołuje we mnie pewien dyskomfort, że teraz o tym piszę. Również ze względu na szacunek wobec rodziny. Nie chciałbym też, aby życie jakiegokolwiek człowieka — poza przypadkami naprawdę skrajnymi — było oceniane z gruntu jako złe. Nie umniejszam winy zmarłego, ale chciałbym, abyśmy zachowali proporcje. Łatwo potępiać, trudniej uznać słuszną winę i nadal w człowieku widzieć po prostu człowieka. Zresztą sam żadnych szczegółów jego winy nie znam, a na pewno nie tych, które były wynikiem zachowań niemoralnych wobec kleryków.
Nie zmienia to jednak faktu, że od stawiania sprawy jasno uciec się nie da i nie można. Pokazała to dyskusja wywołana sugestywnym komunikatem kurii poznańskiej, jakoby pogrzeb miał mieć miejsce w poznańskiej katedrze. Ostatecznie okazało się, że nie taka była decyzja arcybiskupa poznańskiego. Z powodu niejasności pojawiło się jednak wiele krytycznych głosów osób, które nie chciały się na pochówek zmarłego w katedrze zgodzić. Wielu uznało za gorszące, że arcybiskup, na którym ciążą takie zarzuty i który sam nigdy do winy się nie przyznał, będzie spoczywał razem z innymi wielkimi postaciami Kościoła i ojczyzny. I trudno się dziwić, że takie głosy się podniosły.
Mimo to byłbym skłonny mojego biskupa w katedrze pochować. Pewnie nie upierałbym się, wiedząc, że tak wiele osób takiej decyzji nie potrafi zrozumieć, a nawet się nią gorszy. Mam jednak głębokie przekonanie, że katedra to nie mauzoleum, ale kościół. Kościół, w którym oddaje się chwałę Bogu, a nie ludziom. A w tym konkretnym kościele przysługuje miejsce biskupowi. Nie jest nagrodą, że tam mógłby być pochowany. W przypadku abp. Paetza nie byłaby to żadna forma jego rehabilitacji. Byłaby to raczej kolejna — może w oczach niektórych skandaliczna — decyzja pokazująca, że Kościół nie segreguje ludzi na lepszych i gorszych na swoich cmentarzach, nie chowa gorszych pod płotem. Szanuję wszystkich, którzy dzisiaj w katedrze widzą raczej mauzoleum niż kościół. Ja wolałbym jednak pozostać przy takim rozumieniu tego miejsca, żeby ono raczej opowiadało wiarę Kościoła niż upodabniało się do muzeum narodowego: wiarę, że wszyscy potrzebujemy zbawienia.
ks. Mirosław Tykfer, redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego”
opr. mg/mg