Opowieść o kobiecie, dla której Chrystus stał się wszystkim, podobnie jak ona stała się wszystkim dla najbiedniejszych...
Opowieść o kobiecie, dla której Chrystus stał się wszystkim, podobnie jak ona stała się wszystkim dla najbiedniejszych...
NOC JEST CIEMNIEJSZA od oceanu, a może odwrotnie. W całkowitych ciemnościach, mając zamknięte oczy, Gonxha zanurza się w doskonałą jasność. Klęczy na samym końcu pustego pokładu i modli się z całej duszy, z głową w kolanach: „Z Tobą ciemność nie będzie ciemna, a noc tak jak dzień zajaśnieje”. Pomruk maszyn, swojski od trzech tygodni, kiedy to statek wypłynął w morze, niemal nie zakłóca czystości ciszy. A cisza ta nie jest pustką, skoro mieszka w niej Bóg: Jego tchnienie unosi się nad oceanem od dnia stworzenia świata. Tego wieczoru Gonxha nic nie mówi, o nic nie prosi, nie odmawia żadnej wyuczonej modlitwy. Wsłuchuje się tylko w tę noc napełnioną Bogiem.
Nagle z tyłu otwierają się jakieś drzwi, przez które wsącza się strumień muzyki i światła. Zaraz się zatrzaskują, ale cisza już nie wraca, przegnana pijanym głosem marynarza:
– Szampana! Szampana dla wachtowego! Gdzież się podział ten bydlak? Po pomoście suną ciężkie kroki. Mężczyzna się zatacza, a Gonxha uśmiecha się do siebie:
– Jeśli upije wachtowego, to statek też zacznie płynąć... zygzakiem!
Nagle ogłusza ją huk, a po nim odgłos upadku i brzęk butelki rozpryśniętej na drobne kawałki.
– Co to za p... żółtodziób zostawił tu zwój lin? – piekli się marynarz. – Przykro mi – szepce Gonxha. – Potknął się pan o mnie. Wstała już, mężczyzna także. Osłupiały, wpatruje się w maleńką sylwetkę, która sięga mu ledwie powyżej łokcia.
– Co tu robisz na zewnątrz, skulona na ziemi? Chora jesteś? Szybko marsz do środka, twoi rodzice będą się niepokoić.
Gonxha się uśmiecha.
– Może tego nie widać, ale mam dziewiętnaście lat i podróżuję bez rodziny.
Marynarz aż gwizdnął.
– A ja cię wziąłem za lalkę mojej młodszej siostry! Ale to prawda, masz ładną buzię i do tego piękne oczy, błyszczą nawet w nocy... Chodź, zatańczysz ze mną. Mamy nowy rok, trzeba świętować! Nie można tak siedzieć samotnie, ślicznotko!
– Dziękuję, nie mogę. Jestem postulantką... Przyszłą zakonnicą, narzeczoną Boga, rozumie pan?
Chwila ciszy, po czym mężczyzna odzywa się głosem zdradzającym nagłe otrzeźwienie:
– Nie, nie rozumiem, i pewnie nigdy nie zrozumiem. A gdzie tak panienka płynie?
– Do Indii. Siostry loretanki prowadzą tam szkoły, będę tam uczyć, jak tylko złożę śluby. To na pewno będzie w Kalkucie albo w Dardżylingu, jeszcze nie wiem.
– Więc zostawia panienka w Europie rodzinę i z pięćdziesięciu chłopaków, którzy z pewnością marzyli, żeby się z panienką ożenić? Hm... a wszystko po to, żeby być nauczycielką w tropikach?
– Wszystko po to, żeby służyć Bogu – odpowiada Gonxha z filuternym uśmiechem. – Wszystko po to, żeby spełnić marzenie, które mam od czasu, gdy skończyłam dwanaście lat: być misjonarką.
Jest to fragment książki:
Charlotte Grossetete, Pragnienie Boga. Opowieść o Matce Teresie
Wydawnictwo: PROMIC, ISBN: 978-83-7502-564-4
Książka jest >>TUTAJ<<
Z taką samą godnością stąpała bosymi stopami po purpurowym dywanie, odbierając Nagrodę Nobla, jak po starych kartonach rozścielonych w domowej kaplicy Misjonarek Miłości. Budziła szacunek wielkich tego świata, jednak jej światem były slamsy, jej przyjaciółmi - najbiedniejsi z biednych. Pełna świeżości, wartka powieść o Matce Teresie, która jest zarazem autentycznym świadectwem Jej wiary.
Indie, 1946 rok. W małym pociągu, leniwie wspinającym się do Dardżyling, modli się matka Teresa. Powierza swoje życie Jezusowi, wiecznemu towarzyszowi podróży każdego z nas. I nagle… jej modlitwa staje się rozmową. To już nie ona mówi do Chrystusa, ale Chrystus mówi do niej. Słowo staje się Głosem. Jasnym, wyraźnym… Głosem, który zwraca się do niej bez najmniejszego cienia wątpliwości… Realnym i niewiarygodnie bliskim, rozbrzmiewającym wprost w duszy, nie przechodzącym przez zmysły.
„Moja maleńka – słyszy – zanoś Mnie w nory biedaków. Bądź moim światłem! Idź między nich, zanoś Mnie do nich. Pragnę! Musisz porzucić swoje dotychczasowe życie. Chcę zgromadzenia, którego zakonnice zdołają rozpalić moje światło nawet na dnie bustees. Chcę, by były w nim zakonnice ubrane jak Hinduski, umiejące dotrzeć do ubogich tam, gdzie oni są…”.
Usta zakonnicy nie wymawiają słów, jakie wypowiada ona w swym wnętrzu, a odpowiada krótko: „Zrobię to, mój Jezu”…
I potem to milczenie Boga… Nieznośne… Zatrważające… Wymowne… Dlaczego…? Dlaczego tak długo…? Dlaczego mnie opuścił…?
Oto poruszająca opowieść o kobiecie, dla której Chrystus stał się wszystkim, podobnie jak ona stała się wszystkim dla najbiedniejszych…
opr. ac/ac