Walka duchowa to codzienna rzeczywistość każdego człowieka. Im bardziej udajemy, że pokusy i złe skłonności nas nie dotyczą, tym łatwiej jest szatanowi manipulować nami
Słyszymy często takie zdanie: „Chrześcijanin żyje tajemnicą paschalną”. Co to znaczy? Trzeba sięgnąć aż do wyjścia Izraelitów z Egiptu, kiedy to wysłannik Boży (po hebrajsku pesach, stąd „pascha”) przeszedł przez ziemię egipską i dotknął śmiercią wszystkich pierworodnych Egipcjan. Ocaleli tylko Izraelici, mieli bowiem progi domów pomazane krwią baranka.
Oni to po spożyciu rytualnej wieczerzy wyszli z niewoli i przeszli przez Morze Czerwone, cudownie ocaleni przez Boga. W Nowym Testamencie Ostatnia Wieczerza spożywana była właśnie na pamiątkę Paschy Izraelitów i słusznie nazwana została Paschą Jezusa, a wraz z Nim — Paschą wszystkich, którzy kiedykolwiek uczestniczyli i uczestniczyć będą w Eucharystii. Pascha, to właśnie PRZEJŚCIE ze śmierci do życia, z grzechu do łaski, z rozpaczy do nadziei, z ciemności do światła.
Na początku Wielkiego Postu Kościół przypomniał nam scenę kuszenia Chrystusa, w której szatan proponuje odwrotną drogę, taką swoistą „anty-paschę”: od łaski do grzechu, od nadziei do rozpaczy, od radości do smutku. Ponieważ szatan kusi także nas — i to zawsze, niezależnie od pory roku — chciałbym, byśmy zastanowili się nad jego niebezpieczną działalnością i nauczyli się jej przeciwstawiać.
Sięgnę do przykładu starożytnych mnichów. Doskonale zdawali sobie oni sprawę z tego, kto jest wrogiem dobra, sensu i ładu. Nauczał o tym zresztą już św. Paweł, który mówił, że nie toczymy walki przeciw krwi i ciału, ale przeciwko szatanowi i jego potędze (por. Ef 6,12). Szatan nie wytrzymywał, jeśli można tak powiedzieć, mniszej pokory, ascezy, konsekwentnej walki z wszelakim złem oraz pracy nad wykorzenianiem pogaństwa. Świętemu Benedyktowi ukazywał się nawet w „wielce szkaradnej postaci”. Współbracia Świętego postaci tej nie widzieli. „Co zaś krzyczał, to już słyszeli wszyscy. Najpierw wołał Benedykta po imieniu, a kiedy mąż Boży nic mu nie odpowiadał, zaraz obrzucał go obelgami. Zaczynał bowiem krzyczeć: Benedykcie! Benedykcie!', a kiedy nie dostawał odpowiedzi, natychmiast wołał dalej: Przeklęty (Maledicte), a nie błogosławiony (Benedicte), po co wtrącasz się do mnie? Dlaczego mnie prześladujesz?” (Dialogi św. Grzegorza II, 8.12).
Tego rodzaju opowieści u dzisiejszego czytelnika mogą budzić ironiczny uśmieszek. O to zresztą szatanowi chodzi. Jeszcze niedawno jego metodą było udowadnianie, że go po prostu nie ma.
Człowiek współczesny, wolny od przesądów, nie powinien wszak wierzyć „w diabły”. To dobre w baśniach ludowych, w jasełkach. A tymczasem to prosta droga do kwestionowania istnienia także samego Boga. „Niewiara zaczyna się ode mnie — mówił szatan na konferencji prasowej w książce Rozmowy z diabłem Leszka Kołakowskiego. Najłatwiej porzucić diabła. Potem przychodzą anioły, potem Trójca, potem Bóg”. Ostatnio jednak szatan znów „nie wytrzymuje” i wyszedłszy z konspiracji, szybko zyskuje sobie wyznawców, którzy publicznie oddają mu cześć, wyznając ideologię niszczenia i śmierci. Nadal jednak używa też drogi podstępu, wmawiając ludziom, że są wolni, gdy postępują wbrew świadectwu i nauce Chrystusa. W rzeczywistości czyni z nich swoiste marionetki — on pociąga za sznurki, a oni wierzą, że działają sami i w ten sposób w pełni realizują swoją osobowość.
Współcześni egzorcyści wiele mogą powiedzieć o licznych wypadkach opętania, dramatycznie różnych od urojeń, chorób psychicznych i tendencyjnych nieraz filmów.
Co zrobić, kiedy człowieka trapi pokusa? Najprostsza odpowiedź dzisiejszych czasów brzmi: ulec jej i — ma się z głowy! Nie jest to jednak droga właściwa. Jeśli nawet Kmicic mówił, że Matka Boża od szwedzkich kolubryn mocniejsza, to nam wiadomo, że Bóg mocniejszy jest od szatana.
Przede wszystkim trzeba więc sobie uświadomić, że dążenie do doskonałości oznacza walkę z samym szatanem, który jest pierwszym wrogiem duszy. Wiara w Boga zawsze łączy się z wiarą w istnienie szatana. Kto zlekceważy istnienie szatana, nie poradzi sobie ze sobą, gdyż walczył będzie nie z prawdziwym wrogiem, ale z drugorzędnymi przyczynami zła. Oczywiście, do walki z pokusami konieczna jest silna wiara! Pokusa zwykle bywa bardzo konkretna, obiecuje natychmiastowe korzyści, a Bóg, jakże odległy, jakby ociągający się z pomocą. Mnisi w duchu wiary szczególną wagę przykładają do znaku krzyża. Znany jest Krzyż św. Benedykta ze słowami (najczęściej wyryte są na nim tylko pierwsze litery): Crux Sancta Sit Mihi Lux Nec Draco Sit Mihi Dux Vade Retro Satana Numquam Suade Mihi Vana Sint Mala Quae Libas Ipse Venena Bibas (Niech będzie mi światłem Krzyż Święty, Diabeł niech mi nie będzie wodzem, Odejdź precz szatanie, nie doradzaj mi próżnych rzeczy, Złe jest to, co zalecasz, sam wypij truciznę).
Człowiek dzisiejszy niekiedy wątpi w skuteczność modlitwy. Na to odpowiada mu już święty apostoł Jakub: „Nie otrzymujecie, bo źle się modlicie” (Jk 4,3). Dzisiaj o konieczności gorliwej i częstej modlitwy jako głównym orężu do walki z szatanem mówi też Matka Boska w Medjugorje. Wprawdzie Kościół oficjalnie nie uznał jeszcze nadprzyrodzoności tyle lat trwających objawień, trudno jednak uwierzyć, by inspirował je szatan. Występowałby przeciwko sobie samemu. Warto też przytoczyć tu słowa Ojca Świętego: „Tylko modlitwa jest bronią Kościoła i ona przyniesie zwycięstwo głoszonym Prawdom, da moc do przetrwania różnych trudności i zarzutów wobec Kościoła” — JP II (1.I 92). Słowa te można odnieść nie tylko do Kościoła w ogóle, ale i do poszczególnych jego członków.
Oprócz modlitwy od zarania chrześcijaństwa praktykowano także posty. Dawna ich ostrość dzisiejszemu człowiekowi wydaje się nie do przyjęcia. Warto jednak i dzisiaj zastanowić się nad ich sensem.
Radykalną formą walki z szatanem może też być wstąpienie do klasztoru. Nie każdy jednak, kto pragnie dzisiaj ściślej zjednoczyć się z Bogiem, może to uczynić. Obecnie zresztą zwraca się uwagę raczej na to, czy to Bóg rzeczywiście wzywa człowieka do tej szczególnej formy życia. Można jednak „wstąpić na chwilę”, tzn. wykorzystać domy instytutów życia konsekrowanego, w których każdy szukający Boga znajdzie miejsce refleksji oraz poradę duchową. Dla ludzi pozostających w świecie pewną wskazówką mogą być metody pracy duchowej dawnych i współczesnych osób konsekrowanych. Warto zresztą porównać z nimi konsekwencje ponoszone dzisiaj przez ludzi, którzy ulegli pokusom do kradzieży, nieczystości, narkotyków, kłamstwa itd. Nawet jeśli przez pewien czas „wszystko grało”...
Do tych, którzy dawali sobie radę z szatanem, należą przede wszystkim Święci i Błogosławieni — choćby ci, wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II, ale także bardzo wielu zwykłych ludzi z naszego otoczenia, z wyglądu niepozornych, a przecież zwycięzców. Warto rozejrzeć się wokoło. I wspomnieć na słowa Ojca Świętego, który wołał w Starym Sączu: „Nie trzeba się lękać świętości”.
Drogę naszej zwycięskiej walki bez względu na to, czy sami borykamy się ze słabością ciała, czy też innym w ich słabości pomagamy, niech rozświecają słowa kończące Dialogi św. Grzegorza: „Póki więc mamy czas, aby uzyskać przebaczenie, póki sędzia okazuje cierpliwość, póki ten, co sądzi nasze grzechy, oczekuje naszego nawrócenia, niech nasze łzy zmiękczą nasze twarde serce, kształtujmy w sobie uczucia życzliwości i dobroci wobec bliźnich. I śmiało mogę powiedzieć, że nie będziemy potrzebowali po śmierci zbawczej Hostii, jeśli przed śmiercią sami będziemy Hostią dla Boga” (IV 62.3).
Leon Knabit, Być Ludźmi
ISBN: 978-83-7354-290-7
Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec
opr. mg/mg