Skończmy z defetyzmem i samoograniczeniami!

Dlaczego katolicy sądzą, że trzeba iść na kompromis z tymi, którzy mają jawnie antychrześcijańskie poglądy? Czy kwestia obrony życia rzeczywiście pozwala na takie kompromisy?

Przez ostatnie tygodnie byłem jednym z organizatorów zbiórki podpisów pod ustawą, która całkowicie zakazywałaby aborcji w Polsce. W jej trakcie często spotykałem się wśród katolików z poglądami, że ta akcja jest bez sensu, że nie ma szans na przegłosowanie w Sejmie, że obróci się tylko przeciwko nam, bo pobudzi do działania lewicę, że przecież takie skrajne narzucanie naszych poglądów innym to już przesada, że trzeba szukać jakichś kompromisów społecznych.

Jeśli szanse na powodzenie projektu nie są tak duże jakby mogły być, to właśnie w wyniku takiej defetystycznej postawy wielu katolików. Gdyby nie ona mogliśmy zebrać nie pół miliona podpisów, jak to się nam udało, ale i nawet milion. I moglibyśmy być spokojni o głosowanie w Sejmie. A tak niestety niektórzy politycy, przyznający się do chrześcijaństwa, na razie (będziemy nad tym pracować) myślą podobnie jak Ci wspomniani katolicy jakich spotykałem.

U źródeł takiej postawy tkwi z reguły myślenie, że nie należy mówić o trudnych kwestiach, bo mogą one zaszkodzić temu jak będzie postrzegany Kościół i jego nauczanie w szerszym kontekście niż tylko dany temat. Lepiej bronić tych spraw, które są akceptowane społecznie i w których media nas „nie zjedzą”. Czasami jest to też obawa by nie wyjść na „oszołoma”. Niektórzy zaś uważają, że nie warto tracić czasu na przegrane sprawy.

To myślenie jest wszechobecne w całym środowisku katolickim Europy i nie dotyczy tylko tematu aborcji. W Polsce objawiło się ono na przykład wtedy kiedy władze katolickiego UKSW odwołały spotkanie z piętnującym homoseksualizm dr Paulem Cameronem czy zakazały organizacji antyaborcyjnej wystawy „Wybierz Życie”. Niestety to podejście jest bardzo naiwne.

Jarosław Gowin, po tym jak do sejmu trafił projekt ustawy zakazującej aborcji napisał na Facebooku: „Do sejmu trafił projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcję. Nie poprę go. W sprawie aborcji wypracowano kilkanaście lat temu dobry społecznie (choć moralnie trudny) kompromis, a każda próba zaostrzenia przepisów uruchamia efekt wahadła i w efekcie jest zachętą do przyszłej zapateryzacji Polski.”

Jeśli Jarosław Gowin przyjrzałby się oryginalnemu zjawisku zapateryzacjii, czyli temu co miało miejsce w Hiszpanii, to musiałby zauważyć, że jej pojawianie się, poprzedziła nie, jakaś próba jakiejś katolickiej radykalizacji prawa, tylko wręcz przeciwnie. Hiszpańska „prawicowa” Partia Ludowa, przez lata prowadziła bardzo miękką politykę w kwestiach światopoglądowych, akceptując szereg haseł głoszonych przez lewicę i robiąc wszystko by jej nie rozdrażniać. To zresztą jest charakterystyczne dla całej zachodniej Europy. Tam chrześcijańskie partie polityczne i sami katolicy od lat uznawali, że w imię konsensusu społecznego na jakieś zło trzeba się zgodzić. A jako, że lewica stawiała coraz to nowe kwestie, to stopniowo rezygnowano z kolejnych wartości, ograniczając się jedynie do tego żeby minimalizować i odkładać w czasie zło, a nie walczyć o dobro. Granice coraz bardziej się przesuwały aż doszło do tego, że „konserwatyści” dziś sami głoszą lewicowe hasła, jedynie trochę je rozmiękczając, czyli na przykład że homoseksualiści mają prawo zawierać małżeństwa i adoptować dzieci, ale karanie ludzi którzy mają inne zdanie to już przesada.

Przykład zachodniej Europy dobitnie pokazuje, że to droga donikąd. Zadziwiają mnie więc ludzie, którzy chcą kopiować tą strategię w Polsce. Lewica nie ma żadnych skrupułów i wcale nie potrzebuje efektu wahadła by próbować zliberalizować ustawę antyaborcyjną. Zrobi to, jak tylko poczuje szansę na przegłosowanie poprawek do niej. Posłowie SLD, działacze Krytyki Politycznej, czy Janusz Palikot już teraz, w ostatnich latach, wielokrotnie mówili o konieczności liberalizacji prawa aborcyjnego. Na długo przed tym jak nasz projekt trafił do Sejmu!

O trudnych tematach trzeba mówić, nawet jeśli mogą zostać odrzucone przez część społeczeństwa i do nas zniechęcać. Inaczej znajdziemy się na szybcej ścieżce do tego, żeby zanegowana została cała moralność. Jeśli dziś nie będziemy mówić o tym, że zabijanie upośledzonych, nienarodzonych dzieci jest czymś złym, dlatego, że to nie popularne, to jutro może się okazać że nie będziemy mówić, że w ogóle zabijanie dzieci jest czymś złym, bo te granice się w międzyczasie przesuną.

Co do tego, że możemy zostać przedstawieni jako oszołomowie, to przypomniała mi się prywatna wypowiedź jednego z polityków PiSu. „Jak byliśmy u władzy, nie chcieliśmy ruszać kontrowersyjnych tematów, bo baliśmy się, że media zrobią z nas oszołomów”. Kontrowersyjne tematy nie zostały ruszone, a media i tak zrobiły z nich oszołomów.

A jeśli chodzi o to, że nie warto poświęcać czas na przegrane sprawy. Ja uważam, że akurat przy ustawie antyaborcyjnej szanse są spore. Ale nawet jakby szanse były znikome, to zawsze są większe niż jak w ogóle się nie podejmuje żadnych działań by coś zmienić. Dopiero wtedy rzeczywiście nie ma się żadnych szans. A tak, raz się nie uda, drugi raz się nie uda, ale może się udać za trzecim razem.

Co więcej mam wrażenie, że od wielu lat, spory światopoglądowe toczą się wyłącznie na polach wyznaczonych przez lewicę. Podnoszenie tematów z naszej perspektywy, nawet jeśli nie przyniesie wymiernych efektów w postaci przegłosowanych ustaw, jest szalenie potrzebne. Zupełnie inaczej rozmawia się o aborcji, kiedy mówimy, że jest ona zawsze czymś złym i trzeba ją zakazać i to druga strona musi udowodnić, że ona jest czymś dobrym, niż kiedy my tylko usilnie się tłumaczymy, że może jednak nie liberalizujmy tego aborcyjnego prawa. Nasza akcja zbierania podpisów dla ustawy chroniącej życie, oprócz wymiaru prawnego miała też wymiar edukacyjny. W całej Polsce przy okazji zbiórki podpisów odbyło się tysiące rozmów dotyczących aborcji — w naszych rodzinach, w kręgach znajomych, przy stolikach, których były zbierane podpisy. Ludzie mogli usłyszeć nasze argumenty. Część osób dało się przekonać, części dało się do myślenia. Zaczęliśmy ludzi leczyć z kultu kompromisu aborcyjnego.

Musimy skończyć z filozofią akceptowania mniejszego zła i zacząć walczyć o większe dobro! To jedyna droga do tego, żeby nasze życie publiczne opierało się na moralności i wartościach.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama