Refleksje po Marszu dla Życia i Rodziny - Warszawa, maj 2011
W niedzielę miałem dużą przyjemność uczestniczyć w Marszu dla Życia i Rodziny w Warszawie. Impreza była bardzo udana. Udział wzięło kilka-kilkanaście tysięcy osób, przeważnie młodych. Wśród nich wyróżniało się wiele rodzin. Pojawili się goście z Stanów Zjednoczonych, Francji, Belgii czy Brazylii.
W powietrzu unosiła się ciepła, serdeczna atmosfera. Podczas Marszu słuchaliśmy przemówień Jana Pawła II i muzyki, nieśliśmy baloniki i transparenty z dobrym przesłaniem, skandowaliśmy pozytywne hasła. Przemarsz zakończył się rodzinnym piknikiem, na którym można było usiąść na trawce, posłuchać radosnej muzyki ze sceny, zjeść coś z grilla. Mój znajomy, który organizował podobny Marsz w Brukseli, był zachwycony.
Jestem bardzo głęboko przekonany, że Marsze takie jak ten mają olbrzymi sens. Jest to swoiste dawanie świadectwa, pokazywanie, że są ludzie dla których rodzina w tradycyjnej formie stanowi fundamentalną wartość, dla których życie zaczyna się w momencie poczęcia a kończy w momencie naturalnej śmierci. W momencie w którym 30% małżeństw w Polsce się rozwodzi, doświadczamy nachalnej promocji związków pozamałżeńskich (partnerskich) w tym osób tej samej płci, w którym ciągle legalnie można zabijać nienarodzone dzieci, takie świadectwo jest bezcenne. Zarazem jednak taki Marsz jest nie tylko świadecwem ale też po prostu świetną zabawą dla całych rodzin, dla grup znajomych.
To był dopiero drugi Marsz w którym wziąłem udział. Kiedyś wydawało mi się, że ponieważ jestem już bardzo zaangażowany w promocję wartości chrześcijańskich to nie muszę poświęcać dodatkowych godzin na maszerowanie, z którego bezpośrednio wynika mniej niż jak ten czas przeznaczę na organizację ciekawego spotkania. Otóż nie. Taką, czy podobną wymówkę mogłoby mieć wiele osób i tak jak ja dawniej na Marszu się nie zjawić. A tu chodzi by zjawiły się wszystkie osoby mające poglądy pro-life i by dać świadectwo poprzez ilość uczestników. Gdy kogoś nie ma to i świadectwo jest słabsze. Sądziłem, też że Marsz jest zwyczajnie nudny. Tylko się idzie i nic się nie dzieje. A tymczasem okazuje się on fajną imprezą.
Pamiętam też, że kiedyś, w 2007 r., jak jeszcze byłem Prezesem Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego Soli Deo, niektórzy moi koledzy byli bardzo oporni jeśli chodzi o wieszanie marszowych plakatów. Kojarzył on im się z jakimś złym radykalizmem, nie chcieli by Soli Deo traciło w oczach studentów przez negatywne skojarzenia. Tymczasem już po raz drugi mogłem się naocznie utwierdzić, że ten taki stereotypowy wizerunek jest totalnie niezgodny z rzeczywistością. Warto o tym głośno i dużo mówić, bo sądzę, że wiele osób mogło się niepotrzebnie zniechęcić.
W marszu przemaszerowało kilka-kilkanaście tysięcy osób w tym wiele znanych osób. Mimo to nie doczekałem się z niego praktycznie jakichkolwiek relacji w mediach. Nie było informacji w wiadomościach telewizyjnych, nie było na Onecie, w „Gazecie Wyborczej”, „Metrze” a nawet uchodzącej w oczach niektórych za konserwatywną „Rzeczpospolitej”. A przecież gdyby to był marsz homoseksualistów, miłośników wyzwolenia konopii, przeciwników PiSu, ateistów nabijających się z Kościoła, czy jeszcze nie wiadomo kogo, to nawet jakby osób było kilka razy mniej, to gazety i portale internetowe rozpisywały się o nim, a informacje byłyby we wszystkich możliwych serwisach informacyjnych w telewizji. Napiszę więcej. Gdyby w Marszu maszerowali głównie ludzie starsi, „obrońcy krzyża”, czy inne osoby, które możnaby obśmiać, albo gdyby pojawiły się jakieś transparenty, czy hasła którym możnaby przyprawić faszystowską gębę, to na pewno też byłby to news dnia. A tu szły zdrowe normalne rodziny, radośni młodzi ludzie, domagający się normalności. Przecież tego nie można pokazać! Jeszcze ludzie zobaczą, że Ci konserwatywni katolicy, to wcale nie jest jakiś moherowy margines!
Jaki z tego wszystkie płynie wniosek? Za rok musi być nas jeszcze więcej! Bądźmy tam my sami, a także przyprowadzajmy znajomych , mówiąc że jest to świetna, wesoła i na dodatek ważna społecznie impreza, a nie żaden nudny marsz radykałów. A jak nas będzie jeszcze więcej, to w końcu i media nie będą mogły udawać, że nic takiego się nie wydarzyło.
opr. mg/mg