Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (46/99)
Napisano w jednym z katolickich tygodników: „żyjemy w świecie zagrożonym, niestety, przez nowoczesność”. Następne zdanie zaś zaczyna się od stwierdzenia: „nie jesteśmy jej przeciwnikami”. Czytam i nie rozumiem. Bo jeśli zachodzi jakieś zagrożenie świata, toć przecież należałoby się mu sprzeciwiać. A tymczasem Autor pisze o sobie (i o kimś jeszcze, bo w liczbie mnogiej), że nie jest jej przeciwnikiem - czyli jest jej zwolennikiem albo przynajmniej pozostaje mu nowoczesność obojętna. Absolutnie wierzę Autorowi, że nie jest przeciwnikiem nowoczesności, skoro jej przejawem są komputery, bez których na pewno już nie może się obejść w pracy.
Nie byłoby to warte uwagi, gdyby nie fakt, iż mamy do czynienia ze zjawiskiem szerszym, charakterystycznym dla wcale niemałej części naszego społeczeństwa. Polega ono na lubowaniu się w pisaniu i opowiadaniu o zagrożeniach: świat postrzegany przez pryzmat zagrożeń. Udzieliło się takie widzenie świata wcale niewąskim kręgom katolików. Oczywiście, świat jest zagrożony, ale nie od dziś, ani dopiero w czasach „nowoczesnych”, lecz od momentu utraty raju. Zagrożenia to rzeczywistość towarzysząca światu odkąd jest światem (bo tylko byt doskonały - Bóg - nie jest zagrożony), ale wypacza obraz świata, kto patrzy nań wyłącznie przez pryzmat zagrożeń. Najpierw trzeba widzieć dobro, a potem dopiero to, co mu zagraża. Niektórzy skupiają się tak mocno na (rzeczywistych i urojonych) zagrożeniach, że wydają się nie pamiętać, co jest zagrożone. I jakby chcieli owe zagrożenia sprowokować. Zwłaszcza zaś w czasach trudnych należałoby zamiast straszyć katastroficznymi wizjami, przypomnieć, że ludzkość jednak sobie radzi, także dzięki wysiłkowi tych, których heroldowie zagrożeń tak zapamiętale krytykują czy zgoła potępiają.
Sięga się zwykle do utrwalonego katalogu straszydeł. Jedno z nich wymieniono w cytowanym zdaniu: „świat jest zagrożony przez nowoczesność”! Czyli przez co? Jeśli nowoczesność to nowy czas, to trudno dopatrzyć się tu odkrywczych myśli. Bo każda minuta to nowy czas. A ten jest zawsze niepewny, zna go tylko Bóg. Każda minuta może być zagrożeniem, ale też szansą. Wszelkie decyzje, które podejmujemy, są obarczone ryzykiem. Idąc dalej, trzeba by powiedzieć, że zagrożeniem jest np. zawarcie małżeństwa, więcej, nawet narodzenie człowieka niesie z sobą ryzyko („co z niego wyrośnie”).
Wydaje się przeto, że chodzi raczej o popularne rozumienie nowoczesności w sensie człowieka „nowoczesnego”, tzn. takiego, który jest na bieżąco w czasie, w jakim żyje. Ale takie rozumienie nowoczesności jest jak najbardziej chrześcijańskie. Człowiek winien bowiem realizować swoje powołanie życiowe właśnie w czasie, w jakim się znalazł - czas jest mu dany do dyspozycji i w czasie ma on odpowiedzieć na wezwanie Boże. „Profil czasu”, także naszego, owej nowoczesności, zależy od tego, jak ludzie, odpowiadając na wezwanie Boże, go kształtują.
Przestańmy już straszyć się nowoczesnością, w ogóle przestańmy się straszyć, a w zamian uczmy się korzystać z czasu i posługiwać się urządzeniami tego świata, tak by były nam ku zbawieniu. Unikajmy też zdań gramatycznie wprawdzie poprawnych, ale o treści pozornej. Bo cóż można począć np. z twierdzeniem, że to nie komputer winien kierować życiem, zwłaszcza (?) społecznym? Czyżby gdzieś skonstruowano już komputer, który nie jest zaprogramowanym narzędziem, lecz sam czymkolwiek kieruje?
ks. Remigiusz Sobański