Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (48/99)
Z ogłoszoną publicznie opinią międzynarodowych obserwatorów, iż wybory na Ukrainie były "demokratyczne, ale nieuczciwe" zgadzają się w zasadzie wszyscy. To - pozornie wewnętrznie sprzeczne - określenie, oznacza mniej więcej tyle, że co prawda zarówno przebieg głosowania, jak i procedura liczenia głosów nie odbiegały rażąco od norm przyjętych w państwach demokratycznych, ale nie można tego samego powiedzieć o kampanii wyborczej. Zwłaszcza o przestrzeganiu zasady równego dostępu do mediów dla wszystkich kandydatów. Ukraińskie media, szczególnie elektroniczne, zdominował Leonid Kuczma, pozostawiając swoim przeciwnikom niewiele czasu antenowego. Z nieprzychylnymi mu środkami przekazu rozprawiał się ostro - zamykając nieprzyjazne mu gazety pod niezwykle "naciąganymi" pretekstami lub wymieniając składy redakcji. Wiedzieli o tym wszyscy, ale nikt, zwłaszcza na Zachodzie, zbyt ostro nie protestował. Za granicą żaden z kontrkandydatów Kuczmy nie budził szczególnej sympatii. Na samej Ukrainie zaś w pozytywne rezultaty takich protestów po prostu nie wierzono. Niezależnie jednak od tego, jakie metody walki z przeciwnikami stosował ukraiński prezydent, jego zwycięstwo od kilku miesięcy było i tak niemal przesądzone. Mogło być tylko nieco mniej spektakularne. Leonid Kuczma został po raz drugi prezydentem niepodległej Ukrainy nie dlatego, że cieszy się szczególną sympatią swoich rodaków, ani nie dlatego, że przedstawił jakiś zdecydowany i klarowny program niezbędnych pogrążonemu w kryzysie gospodarczym państwu reform. Przeciwnie - wielbicieli Kuczmy jest na Ukrainie bardzo niewielu, a program prezentowany w kampanii wyborczej nie wykraczał poza znane już dobrze ogólniki. Można odnieść wrażenie, że Kuczma wygrał po prostu dlatego, że wyborcy dobrze znali jego nazwisko. Naprawdę jednak przyczyny jego zwycięstwa są nieco bardziej skomplikowane. Po pierwsze, na Kuczmę głosowali wszyscy, którzy nie chcą powrotu komunizmu i zdążyli już polubić ukraińską niepodległość. Po drugie, głosowali na niego ci, którzy nie chcą dalszego zbliżenia z Rosją, wspierają prozachodnią politykę zagraniczną Kijowa i mają nadzieję na przeprowadzenie gospodarczych reform rynkowych. Po trzecie, poparli go ukraińscy oligarchowie związani z obecnym prezydentem silnymi więzami legalnych i nielegalnych interesów. Po czwarte, głosowali na niego wszyscy, którzy boją się jakichkolwiek radykalnych zmian i mają nadzieję, że Kuczma po prostu nie doprowadzi do pogorszenia ich i tak już fatalnej sytuacji materialnej - tych było najwięcej. Mówiąc wprost - głosując na Kuczmę, Ukraińcy odrzucili możliwość powrotu komunizmu na rzecz kulawej stabilizacji. To niewiele. Ale przecież mogli wybrać gorzej.