Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (49/99)
W dniu, w którym piszę te słowa, Rosjanie podejmują kolejną próbę zamknięcia wokół stolicy Czeczenii pierścienia okrążenia. W Nazarecie wmurowano natomiast kamień węgielny pod meczet na placu, przy którym stoi Bazylika Zwiastowania. Jakoś łatwiej jest myśleć o tych faktach oddzielnie. Oddzielnie widzieć to, że przeciwko rozpoczęciu budowy meczetu protestują wspólnoty chrześcijańskie zamykając na dwa dni kościoły, oraz to, że laureat nagrody Nobla Aleksander Sołżenicyn popiera dzielnych rosyjskich żołnierzy w ich walce z terroryzmem. Oddzielnie widzieć to, że wygłodniali chłopcy w rosyjskich mundurach ostrzałem artyleryjskim wymuszają haracz w postaci żywności, wódki i pieniędzy od czeczeńskich wiosek, i to, że o zatrzymanie budowy w Nazarecie upomniał się nie tylko Watykan, ale również Najwyższa Rada Islamu i rząd Arabii Saudyjskiej, zawsze hojnie i prężnie popierający budowę islamskich świątyń — i równie hojny i prężny w organizacji szkół islamskich na byłych radzieckich terenach Azji Środkowej i Kaukazu.
Jak strasznie mało wiemy wzajemnie o sobie — my, podzieleni czciciele Boga w Trójcy Jedynego, i oni, nie mniej skłóceni między sobą wyznawcy Allaha. Już ponad tysiąc lat wybuchają, krwawią, przygasają i tlą się dalej konflikty między nami, konflikty beznadziejnie uwikłane w sprawy politycznego władania kulturowej dominacji handlu bronią, dostępu do surowców, światowej granicy między bogactwem a nędzą.
Doprawdy nie wiem, czy życzyć Rosjanom, aby szybko i bez wystrzału wzięli Grozny, czy raczej tego, aby ponieśli tam druzgocącą klęskę. Warszawa była kilka razy zdobywana przez Rosjan, kilka razy w historii Rosjanie dobitnie udowadniali Europie, że bunty Polaków to wewnętrzna sprawa ich imperium. Tak jak niedawno Jelcyn i Iwanow tłumaczyli w Stambule, że Czeczenia jest wewnętrzną sprawą Rosji. Nie łudzę się — te podobieństwa mogą mieć wagę sentymentów, abstrakcyjnej sprawiedliwości. A jaka jest polska racja stanu? Zwycięstwo Czeczenów nad Rosjanami oznaczałoby jednocześnie zwycięstwo islamskich integrystów w Czeczenii. Czy ja chcę jeszcze jednego państwa w Azji z islamskim prawem szariatu zamiast demokratycznej konstytucji z wychowaniem chłopców w duchu dżihadu, świętej wojny?
Sądzę, że ta moja niewiedza, te rozdroża, to coś ważnego. Sądzę, że to sprawy nie mniej istotne niż stawki i progi podatkowe, zagrożenie bezdomnych mrozem, podpis prezydenta pod ustawą podatkową, strajki nauczycieli, niewydolność systemu komputerowego w ZUS, próby uzdrowienia sądów, pytanie o to, z jakim rolnictwem mamy szanse wejść do Unii. Te wszystkie polityczne sprawy w kraju mają swoje zespoły ekspertów, polityków i publicystów, swoje grupy zainteresowanych i zaciekawionych obywateli. Nawet sprawy czeczeńskie mają swoich stronników — bardzo oni denerwują dyplomację rosyjską.
Nie sądzę jednak, aby nawet oni stawiali pytanie o przyszłość stosunków wzajemnych islamu i chrześcijaństwa. A już na pewno nie przyjdzie im na myśl, aby na placu w Nazarecie, między bazyliką chrześcijańską a miejscem, gdzie ma stanąć meczet, zorganizować wspólne modły o pokój w Czeczenii.
J.J.R. Tolkien, brytyjski humanista i autor sławnego cyklu baśni „Władca pierścieni”, napisał w jednym z esejów, że baśnie ofiarują nie tylko to, co inne gatunki literackie: ...baśnie ofiarują także coś więcej: oferują fantazję, uzdrowienie, ucieczkę i pociechę, a więc wszystko to, co bardziej jest potrzebne dorosłym niż dzieciom...
Zagubiony w dylematach, chcę uciec do baśni. I już mam początek — młodzi chrześcijanie związani z ekumenicznym ośrodkiem Taizé zapraszają do Nazaretu żołnierzy oblegających Grozny i czeczeńskich separatystów — wszyscy razem zaczynają pracę przy budowie meczetu pod wielkim transparentem we wszystkich językach świata: lepiej modlić się osobno niż razem strzelać do siebie nawzajem.
Naiwne, prawda? Ale jest w tym okruchu fantazji odrobina ucieczki, uzdrowienia i pociechy. Jak to w baśni.