Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (50/99)
Z pewnym zażenowaniem spojrzałem na grządki w „ogródku felietonistów” w niedawnym (48.) numerze GN. Ks. Remigiusz Sobański — o podatkach. Maciej Sablik — o podatkach. I ja też trochę o tym. Jakbyśmy dali się zwariować i sami dalej przekazywali owo wariactwo zasługującym na coś lepszego Czytelnikom. Coś to jednak znaczy, skoro tak się zgraliśmy w „trio podatkowe”. Media nadały ogromny rozgłos najpierw debacie w komisji sejmowej, potem obradom parlamentarnym, doprowadziły do szczytu napięcie przed decyzją prezydenta, a potem nie pozwalały stygnąć emocjom, gdy czekano na reakcję wicepremiera Leszka Balcerowicza.
Tymczasem wiadomo, że te próby wytrzyma i nasza gospodarka, i układ koalicyjny. A skutki, jakie odczują polskie rodziny, ich budżety domowe — i tak trudne są jeszcze do przewidzenia, złoży się na nie wiele wewnętrznych i zewnętrznych przyczyn, nie tylko system stawek, progów i ulg podatkowych.
Czy więc cała batalia była mało ważna, a medialny spektakl miał wartość wielkiego mydlenia oczu? Nie byłbym aż takim pesymistą. Obywatele jako telewidzowie, radiosłuchacze i czytelnicy przeszli kolejny przyśpieszony kurs demokracji, z pokazem słabości i mocy jej procedur, zależności interpretacji danych ekonomicznych od politycznych zamiarów. A przy okazji chętni mogli skorzystać z paru lekcji na temat postaw postkomunistycznej lewicy, jej języka — z tematem „czy obecny prezydent jest prezydentem wszystkich Polaków?” włącznie.
Patrząc krytycznie na raczkującą demokrację, nie traćmy jednak z pola widzenia tych rzeczy, które mogą nam dodać otuchy. A są to zarazem rzeczy godne naśladowania. Ileż dobrych inicjatyw dokonuje się u podstawy wielopiętrowej struktury demokracji — na poziomie parafii, stowarzyszeń, grup nieformalnych, ruchów! Proszę zauważyć, jak rośnie autorytet tych ruchów w przestrzeni działań na rzecz ubogich, bezdomnych, chorych — ile tu się ujawnia dobrej woli, uczciwości, taktu — tego, czego „na górze” często brakuje. Co więcej — jak dobrze z tymi ruchami współpracują ludzie z mediów, nawet tych, które goniąc za sensacją, potrafią demoralizować i ogłupiać. Przykładem takiej współpracy mogły być akcje „dnia bez papierosa” i akcja przeciwalkoholowa. To są zjawiska na skalę krajową, ale najcenniejsze są inicjatywy lokalne.
Rozmiary tych działań bywają różne: od pomocy sąsiedzkiej aż po stypendia, nagrody, dobroczynne bale i aukcje dzieł sztuki. Ostatnio parafie warszawskie poszukują rodzin, które chcą przyjąć młodych uczestników międzynarodowego spotkania organizowanego przez ekumeniczną wspólnotę z Taizé. To nie tak mało — dać nocleg, śniadanie, mieć parę dni kogoś w kuchni i w łazience, czasem pewnie podjąć pożegnalnym obiadem, i to wszystko w okresie przygotowań do Sylwestra i Nowego Roku. Sypią się jednak zgłoszenia, często od rodzin mających niełatwe warunki mieszkaniowe i materialne. Wydaje się, że Warszawa nie pozostanie w tyle za społecznością Wrocławia, która zadziwiła gościnnością i włączeniem się we wspólną modlitwę.
Co jeszcze dzieje się „na dole”? Społeczność Uniwersytetu Warszawskiego zorganizowała z okazji 2000 lat chrześcijaństwa sympozjum naukowe „Człowiek — Nauka — Wiara”, w Krakowie dominikanie otwarli biuro „Espaces”, włączając się w nasycenie idei integracji europejskiej duchem Ewangelii, w diecezji katowickiej rozdawane są rodzinom Ewangelie św. Łukasza, w całym kraju zaczyna się sprzedaż caritasowych świec. Obywatelskie splata się z chrześcijańskim pięknie, naturalnie, bez wielkich trąb. Chciałoby się, aby ta „wierność w małym” objęła także inne dziedziny polskiej rzeczywistości.