Dalsze dobre pomysły

Cotygodniowy felieton z Gościa Niedzielnego (23/2000)

Trochę znudzili mnie politycy — jak można tak dokładnie potwierdzać diagnozy felietonistów? Przeczytali w GN tekst „Koalicja czy koafikcja” i już zabrali się do rozwalania koalicji, którą tak lubiłem. Jako siły niszczącej użyli sprawy samorządu warszawskiego — i słusznie. Gdyby bowiem koalicja nie była fikcją, dawno uporządkowałaby ten samorządowy absurd, spowodowałaby przyjęcie przez Sejm ustawy ograniczającej liczbę jednostek samorządowych i radnych. Taka ustawa powinna mieć wyjątkowo wyraźne zabezpieczenia antykorupcyjne. Warszawa, a szczególnie gmina Centrum, to miejsce, przez które płyną miliardy dolarów, a to wielka pokusa.

Teraz koalicja się wali. Szkoda, bo to było spotkanie dwóch ugrupowań wyrosłych z „Solidarności”. Gdyby obydwaj partnerzy byli wierni solidarnościowemu etosowi, oparliby istnienie koalicji nie na wilczej konkurencji, a na strukturze dialogu. W przyszłości różne ugrupowania zakorzenione w ideałach lat osiemdziesiątych będą się spotykały na politycznej arenie. Jeśli będą chciały zachować tożsamość i utrzymać przy sobie wyborców — będą musiały podjąć ze sobą szczerą rozmowę. Jeśli powiedzą nam, wyborcom, co jest ich wspólnym dziedzictwem, a jakie sfery problemów wyznaczają odrębność i kierunek polityczny każdej z nich, wtedy będziemy mogli głosować bez poczucia zagubienia i manipulacji. Być może jasne postawienie spraw będzie miało dobry wpływ na frekwencję wyborczą.

Za głowę się łapię, gdy słyszę o propozycjach tworzenia rządu mniejszościowego przez AWS. Gdyby ta koncepcja zwyciężyła, spadłyby szanse Mariana Krzaklewskiego w wyborach prezydenckich. Źle odbiłoby się to również na wyborach parlamentarnych za półtora roku. Przez te kilkanaście miesięcy powinna rządzić „brzydka koalicja” Unii Wolności z SLD i PSL. Dla uzdrowienia i oczyszczenia sytuacji wewnątrz AWS przyda się powrót do opozycji. „Brzydka koalicja” nie zaszkodziłaby specjalnie sprawom dla Polski priorytetowym, dostarczyłaby politykom i wyborcom Unii Wolności dodatkowych doświadczeń i „słodyczy” współpracy politycznej z postkomunistami.

Myślę, że uzdrowienie i oczyszczenie AWS mogłoby się zacząć od wewnętrznej dyskusji nad długofalową strategią dla Polski. Nawet jeśli powiedzie się wstąpienie do Unii Europejskiej, nie będzie to cud, który załatwi wszystkie polskie kłopoty. Negocjujemy z pozycji słabszego i wstąpimy jako słabszy. Dowiemy się, ile jeszcze musimy się nauczyć w dziedzinie pracowitości, punktualności, wydajności, precyzji, czystości. Co teraz ma być polskim przebojem, polskim produktem narodowym? Agroturystyka czy transport tranzytowy Rosja—Europa? A może ekologiczna żywność z gospodarstw biodynamicznych, zioła lecznicze, koniki huculskie i wczasy w siodle? Co potrafimy zaprojektować, wykonać, zareklamować? Co będzie Europejczykom potrzebne?

W jednym z rosyjskich telewizyjnych programów informacyjnych zakomunikowano, że po obydwu stronach frontu wojny między Etiopią a Erytreją walczy już 800 tysięcy żołnierzy — w większości używają oni sowieckiej i rosyjskiej broni. Po obydwu stronach zatrudnieni są instruktorzy i doradcy z byłego ZSRR, w powietrzu walczą po obydwu stronach samoloty sowieckiej produkcji, pilotowane przez pilotów z kraju, który ten sprzęt wyprodukował. Byłoby smutno, gdybym się dowiedział, że jakiś procent amunicji i rakiet pochodzi z polskich fabryk. Ciągle jeszcze eksportujemy broń i materiały wybuchowe. Zarobek na tym musi być niezły, ale czy powinniśmy robić z tych towarów nasz eksportowy szlagier w przyszłości?

A może raczej uczynić Polskę sławną przez radykalne propozycje rozbrojeniowe, udział w siłach pokojowych, akcjach ratowniczych i humanitarnych, eksporcie wiedzy i pomocy medycznej do rejonów zadłużonych i zaniedbanych. Byłoby elegancko, gdyby to stawało się naszą specjalnością. Mamy w tym pewną wprawę, a Papież na pewno ucieszyłby się z takich osiągnięć.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama