Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (40/2000)
Historię piszą zwycięzcy - ta myśl George'a Orwella, jednego z najwybitniejszych pisarzy XX wieku, jest aktualna bez względu na ustrój polityczny i czasy, w jakich przyszło żyć jego czytelnikom. Zwycięzcy mają prawo interpretacji tego, co wydarzyło się w przeszłości bez względu na charakter "obiektywnej prawdy". Dlatego Aleksander Kwaśniewski, zywięzca wyborów sprzed 5 lat, mimo że kiedyś członek partii stanowiącej jeden z filarów Układu Warszawskiego (a jeszcze w roku 1990 polityk sceptycznie nastawiony do możliwości wejścia Polski do NATO), dziś kandyduje już jako, zdawałoby się, wieloletni zwolennik Paktu Atlantyckiego. Choć w NATO jesteśmy niejako na przekór historycznemu dorobkowi kandydata, a nie "dzięki" jego zasługom, to dzisiaj już nikt o tym nie pamięta.
Inny wybitny pisarz, zmarły niedawno Gustaw Herling-Grudziński, w ostatnich latach swojego życia wielokrotnie podkreślał, że polskie społeczeństwo pogrąża się w amnezji historycznej. Formułując swój dekalog uwag dotyczących życia politycznego Polski, Grudziński zauważył, że część byłych środowisk opozycyjnych, która zapałała miłością do postkomunistów, winna jest zacieraniu prawdy historycznej. Bardzo łatwo bowiem manipulować społeczeństwem, w którym upodlenie ekonomiczne i wyjałowienie inteligencji osiągnęło po latach PRL zatrważające rozmiary. Grudziński zauważał, jak wiele obłudy było w haśle wyborczym kampanii prezydenckiej sprzed 5 lat: "Wybierzmy przyszłość", którego proamnezyjnego charakteru trudno nie zauważyć.
Mamy jednak kolejne wybory prezydenckie. Powinny wywołać w nas chwilę refleksji. Za następne 5 lat być może przeczytamy, że obalenie komunizmu zawdzięczamy Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który jako członek liberalnego skrzydła PZPR wyzwolił nas od PRL dzięki pomocy laickiej części opozycji. Niemożliwie? Historię piszą zwycięzcy, więc czasami lepiej jest zachorować, nawet na groźną chorobę amnezji, bo może się okazać, że historia i pamięć nie idą ze sobą w parze. Pamięć może okazać się niebezpieczna dla dalszego życia w "Domu wszystkich - Polsce" - w kraju, w którym 10 lat po obaleniu komunizmu z trzech najważniejszych kandydatów w wyborach prezydenckich jeden należał do kierownictwa PZPR, jeden był współpracownikiem służb specjalnych PRL, a trzeci, choć nie należał i nie współpracował, to na zwycięstwo nie może liczyć.
Marianowi Krzaklewskiemu pozostaje gorzka satysfakcja, że w ramach relaksu od kampanii prezydenckiej może spokojnie wybrać się do kina na wyświetlaną właśnie ekranizację "Folwarku zwierzęcego" Orwella. Tylko czy śmiać się, czy płakać? Wszelka zbieżność występujących w nim postaci z sytuacją w Naszym Folwarku jest bowiem absolutnie nieprzypadkowa.
opr. mg/mg