Cotygodniowy komentarz z Gościa Niedzielnego (45/2000)
Według ostatniego raportu Eurobarometru, instytucji badającej nastroje opinii publicznej, nastąpił gwałtowny spadek poparcia mieszkańców Unii dla rozszerzenia jej o nowe kraje. Jednocześnie opublikowano inny raport, w którym poddano analizie otwarcie dla nowych państw unijnego rynku pracy. Wprawdzie nadal dominuje stereotyp jakoby miliony bezrobotnych Polaków, Węgrów i Czechów już stały u bram Unii, chcąc doprowadzić do zalania tamtejszego rynku pracy tanią siłą roboczą, ale rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona. Unii po rozszerzeniu nie grozi inwazja siły roboczej z krajów Europy Środkowej, zwłaszcza emigracja bezrobotnych. Jeśli ktoś będzie szukał tam pracy, to raczej ludzie o profesjach i wykształceniu wręcz pożądanym na rynku europejskim. Paradoksalnie, nasze kraje mogą nawet więcej stracić na takim otwarciu, pozbywając się ludzi dobrze przygotowanych do podjęcia wyzwań przyszłości. Czego zatem boją się Austriacy, Niemcy i Francuzi? Jak się zdaje najbardziej obawiają się samego faktu rozszerzenia Unii i utraty wyraźniej przewagi w strukturach jednoczącej się Europy. Najbardziej nieprzychylni przyjęciu nowych państw są nadal Francuzi, choć jeśli musieliby się już pogodzić z nowymi krajami, to najchętniej widzieliby Polaków. Niestety, nie można tego powiedzieć o mieszkańcach Austrii - tylko 23 proc. obywateli tego kraju chce nas w UE, a przeciwnych jest aż 59 proc. Nieco lepiej jest u naszych zachodnich sąsiadów, gdzie ponad jedna trzecia mieszkańców zachodnich landów deklaruje poparcie dla naszych starań, a odsetek w tzw. landach nowych (czyli w byłym NRD) wzrósł nawet do 45 proc. Charakterystyczny wydaje się fakt, że poparcie dla idei rozszerzenia wzrosło jedynie w krajach Półwyspu Iberyjskiego, gdzie ten temat przerabiano niedawno poniekąd na własnej skórze. Można, a nawet trzeba, zastanowić się nie tylko nad przyczynami osłabienia akceptacji idei rozszerzenia Unii, ale także nad środkami, które pomogłyby w przełamaniu uprzedzeń i wykreowaniu nowego obrazu krajów Europy spoza Piętnastki. Same osiągnięcia ekonomiczne i kulturalne jeszcze o niczym nie muszą przesądzać. Przekonały się o tym Słowenia i Estonia, które mimo "dobrej prasy" na Zachodzie (zwłaszcza w kontekście zmian w gospodarce) wciąż są postrzegane jako nic nieznaczące i małe kraje na krańcach kontynentu. Także ostatnie sukcesy w promocji Polski (udana obecność na EXPO i spory sukces polskiej prezentacji na Targach Książki we Frankfurcie), jeśli nie będą kontynuowane, szybko staną się tylko wspomnieniem. Rządy krajów UE podjęły się sfinansowania kampanii promującej rozszerzenie Unii. Niestety, doświadczenie uczy, że musimy raczej liczyć na siebie. Zwykle łatwiej o słowa niż o pieniądze.
opr. mg/mg