Cotygodniowy komentarz z "Gościa Niedzielnego" (11/2001)
Brak jednomyślności wśród polityków prawicy co do tego, kto ma skorzystać z reprywatyzacji, może w ogóle zaprzepaścić szansę na rozliczenie się z dawnymi właścicielami, którym po wojnie znacjonalizowano majątki. Najpierw bowiem rządowy projekt ustawy przewidywał zwrot połowy majątku wszystkim pokrzywdzonym w tym względzie przez władze komunistyczne. Poparły go stowarzyszenia skupiające dawnych właścicieli, wychodząc z założenia, że lepiej jest odzyskać połowę, niż nic. Jednak Sejm dopisał warunek: starający się o zwrot zagrabionego mienia musieli posiadać obywatelstwo polskie ostatniego dnia 1999 r. Z tym zapisem nie zgodził się Senat, który przywrócił prawo do reprywatyzacji także dzisiejszym cudzoziemcom. Projekt ustawy trafił ponownie do Sejmu. Ten głosami SLD, PSL i części AWS zdecydował o ponownym wpisaniu wymogu polskiego obywatelstwa.
Lewica, która jest przeciwna ustawie reprywatyzacyjnej, zagłosowała przekornie, bowiem ograniczenie liczby uprawnionych do niej, daje prezydentowi kolejny pretekst do zawetowania całej ustawy. A prezydent jeszcze przed głosowaniami w Sejmie wypowiadał się o niej krytycznie, podzielając pogląd SLD, że naszego kraju nie stać na rozliczenia majątkowe.
Tymczasem nie stać nas właśnie na brak ustawy reprywatyzacyjnej. Jeśli ustawa upadnie, pokrzywdzeni będą dochodzić swoich praw na drodze sądowej i uzyskiwać zwrot całego majątku wraz z utraconymi korzyściami. A to będzie nasz kraj kosztowało o wiele więcej niż ustawa reprywatyzacyjna. Resort skarbu wymienia nawet kwotę 270 mld zł. Niestety, podobne skutki odniesie „okrojona” ustawa, która wprawdzie ureguluje zwrot mienia Polakom, ale nie uchroni nas przed procesami międzynarodowymi. Cudzoziemcom, którzy udowodnią przed sądami swoją krzywdę, trzeba będzie zwracać całość majątku lub stosowne odszkodowanie.
Ustawa reprywatyzacyjna, w wersji zaproponowanej przez rząd, miała godzić kwestię historycznej sprawiedliwości z obecnymi możliwościami finansowymi państwa. Na ten kompromis przystali dawni właściciele. Wersja przegłosowana przez posłów budzi wątpliwości i zarzuty: konstytucjonalistów o to, czy jest zgodna z konstytucyjnym zapisem ochrony majątku; cudzoziemców o pominięcie ich w reprywatyzacji. Nie trzeba być jasnowidzem, by przewidzieć, co w tej sytuacji zrobi prezydent. Ale jeśli ustawa upadnie, problem pozostanie. Tym większy, że rozbudzono nadzieje dawnych właścicieli.
opr. mg/mg