Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (30/2001)
Wybory jeszcze się nie dokonały, ale w prasie ukazuje się coraz więcej nekrologów prawicy. Tomasz Wołek w "Życiu" napisał jeden z nich, analizując przyczyny, dla których prawica musi umrzeć lub pogrążyć się w stanie hibernacji niczym kolonia nietoperzy. Obawiam się, że ta hibernacja może potrwać bardzo długo - trzeba się liczyć z modelem szwedzkim, albo meksykańskim, gdzie partie lewicowe rządziły przez dziesięciolecia. Główną winą obciąża się w tych nekrologach tzw. polityków prawicowych - tak zwanych, bo często odmawia im się przymiotów polityka.
Nie jest łatwo bronić tych ludzi, wśród których znajdzie się sporo wspaniałych Polaków (ale nawet na tych wspaniałych ciąży zarzut zaniechania walki z bylejakością, tolerowaną zbyt długo). Nie jest łatwo, bo ktoś, kto pisze w gazecie może napisać tylko tyle, ile się dowie - zaś argumenty świadczące na rzecz prawicy są najlepiej strzeżoną tajemnicą ostatnich lat. Sama prawica nie chce lub nie umie ich formułować. Tak więc potencjalny obrońca prawicy jest w sytuacji egzaminatora, który może oceniać tylko na podstawie odpowiedzi egzaminowanego - jeśli ten nic nie powie, to dostanie dwóję niezależnie od tego, czy się uczył, czy nie.
Jednak o popularności prawicy nie decydują wyłącznie politycy. Owszem, oni sprawują się tym gorzej, im bardziej usuwa im się grunt pod nogami. Gdy czują, że pozostało już tylko ratowanie własnej skóry, to zachowują się histerycznie i stąd owe zdumiewające (biorąc pod uwagę godną postawę w przeszłości) napaści na przyjaciół, wybuchy nielojalności, głęboko słuszne lecz kompletnie niezrozumiałe wypowiedzi albo ucieczki w prywatę naruszające jeśli nie przepisy antykorupcyjne, to w każdym razie przyzwoitość.
Dlaczego grunt usuwa się spod nóg? Może twarde oparcie w społeczeństwie zawsze było tylko pobożnym życzeniem? Żaden polityk społeczeństwa nie oskarży, ale ja nie jestem politykiem i mogę powiedzieć, dlaczego prawica - ani ta swojsko byle jaka, ani ta hipotetyczna, ideowa - długo nie znajdą poparcia.
W jednej z parafii mojego miasta powstał projekt budowy cmentarza
dla dużego osiedla. Teraz można być przeciw, więc przeciwników nie
brakuje. Wszakże jeden z argumentów, wysuwanych przez rzekomą katoliczkę
powala, otrzeźwia albo bulwersuje - jak kto woli. Pani ta stwierdziła,
że proboszczowi zależy na cmentarzu, bo wszak z niego będzie czerpał
dochody na potrzeby kościoła. I ona dlatego była przeciw. Ludzie,
kto wam zrobił taki kisiel z mózgu? Upały czy Urban? A z czego ma
się ten kościół utrzymać? Z tych dwudziestu groszy, które rzucacie
na tacę? Dawniej panowie fundując parafię wyposażali ją w majątek,
żeby się mogła utrzymać. Dzisiaj nominalnie my jesteśmy panami,
ale dopóki nie poczujemy zależności między naszą pracą i naszym
wkładem a istnieniem parafii, to choć wolni - nadal będziemy mieć
mentalność pańszczyźnianych chłopów. Ta mentalność jest najpewniejszą
zaporą przeciw prawicy. I prawdziwym problemem dla wszystkich, którzy
umiłowali wolność, choć nie należą do żadnej partii.
opr. mg/mg
Copyright © by Gość Niedzielny (30/2001)