Cotygodniowy felieton z "Gościa Niedzielnego" (11/2002)
Mój przyjaciel, prywatny przedsiębiorca, westchnął głęboko i stwierdził: „Najgorzej to jest misiom”. Spojrzałem nań z ukosa, bo chociaż na niejedno już narzekał, to przecież nad zwierzętami jeszcze się nie litował. Kryzys wieku średniego, czy co? „A wiesz ty, mój drogi, kto to miś?” — spytał po kolejnym westchnieniu. Wykształcony na lekturze „Trylogii”, z której zapamiętałem, że wuj to wuj, odparłem od razu, że miś to miś. Ale była to błędna odpowiedź. Na szczęście, aby usłyszeć poprawną, zbędny był telefon do przyjaciela.
Miś okazał się skrótem od „mały i średni”. Mali i średni — to całkiem spora grupa w naszym społeczeństwie, wzięta w dwa ognie przez dużych i całkiem małych. Całkiem mali chcieliby być więksi, a duzi żyją z tego, że im obiecują powiększenie. Ale tak naprawdę duzi nie mają na powiększanie żadnego pomysłu, ba, niektórzy obawiają się wzrostu innych, bo wtedy już nie byliby tacy duzi. Gdyby na przykład misie rosły w siłę, to mogłyby swoim misiowym rozumkiem wykoncypować, że duzi nie są im już tak bardzo do szczęścia potrzebni. A całkiem mali mogliby wpaść na pomysł, że zamiast liczyć na mrzonki i głosować co parę lat na kolejne elity, warto zaprzyjaźnić się z misiami, bo lepszy miód w słoiku niż kolejna ustawa o słodkim życiu — dolce vita. Nawiasem mówiąc, nie wiadomo dlaczego ktoś, na kogo głosuje nawet sto tysięcy ludzi, od razu staje się elitą. Zgadza się, w sejmie są ludzie wyjątkowi, ale nie tylko elity są wyjątkowe, to samo można powiedzieć o marginesie.
W każdym razie, z braku lepszych pomysłów, duzi wysługują się misiami. Snując rozważania o powstrzymaniu bezrobocia, nie chcą jasno powiedzieć, że w najbliższym czasie ani nawet nie w następnej kadencji nie ruszą w Polsce wielkie budowy kapitalizmu, jakaś Nowsza Huta albo Port Południowy nad Morzem Żywieckim. Wobec tego nie ma szans na to, by tysiące ludzi znalazło pracę u jednego, państwowego pracodawcy. Grupowe są tylko zwolnienia, nie ma co liczyć na grupowe zatrudnianie. Ale praca może się znaleźć, jeśli ci mali i ci średni będą mogli się rozwijać i będą potrzebowali po jednym, po kilku pracowników.
Na razie nikt z dużych nie wierzy w siły misiów, albo tych sił się boi. Misie służą do skubania, do płacenia coraz nowszych podatków, akcyz, opłat, winiet, składek — jak wiele jeszcze w języku polskim istnieje synonimów haraczu? A misie płacą, bo mają za dużo do stracenia, żeby bojkotować prawo, a jednocześnie za mało, żeby wykazywać duże straty i nic nie płacić dzięki dobrym — więc drogim — adwokatom i księgowym. Klinicznym przykładem są właściciele samochodów, którzy niezależnie od opcji politycznej mogą mieć pełne zaufanie do każdego rządu, że ów ma jakiś pomysł na uprzykrzenie im życia. Duzi wciąż mówią o Europie, obiecują dopłaty, inwestycje i fundusze. Zupełnie jakby nie wiedzieli, że tamten dobrobyt zbudowały tamtejsze misie. Niektóre z nich są teraz niedźwiedziami i stać je na subwencje. Ale nasze orły zawsze na misie z góry patrzyły.
opr. mg/mg