Cotygodniowy felieton z "Przewodnika Katolickiego" (46/2003)
Pamiętamy jak w SLD, po serii afer z udziałem członków tej partii, obwieszczono czas weryfikacji. Nic się jednak nie stało i obyło się bez specjalnych emocji, bo po szumnych zapowiedziach wszystko zakończyło się jakąś groteskową „very-fikcją”.
O tym, że SLD nie potrafi skutecznie rządzić, przekonujemy się, niestety, na własnej skórze, aż nazbyt długo. Nawet wśród tych, którzy niegdyś zawierzyli SLD, wielu się srogo zawiodło. Jednych irytują obecne zabiegi Millera o umieszczenie w preambule Traktatu Europejskiego zapisu o wartościach chrześcijańskich, a innych oburza perspektywa antysocjalnego planu Hausnera. Niezadowolenie obu grup byłego elektoratu lewicy rośnie, uznano bowiem, że SLD sprzeniewierza się wizerunkowi socjaldemokracji. Gdzież się podział programowy antyklerykalizm i co się stało z osławioną wrażliwością społeczną lewicy? - pytają zdegustowani tym co widzą. Ale to już ich kłopot. Trzeba jednak przyznać, że i pośród nas, bracia chrześcijany - choć przecież wiemy, że to tylko gra - mało kto przewidywał, iż doczekamy się Leszka Millera jako rzecznika wartości chrześcijańskich. To jego kłopot.
Tylko jednak naiwni mogli wziąć taktyczne „zawieszenie broni” wobec Kościoła za trwały pokój i sądzić, że lewica na zawsze odrzuci swój antyklerykalizm. Obecnie kryzysowi tożsamości politycznej w SLD ma zapobiec polaryzacja sceny politycznej i ponowna integracja elektoratu wedle kryterium nieobyczajności. Powraca bowiem, raz jeszcze, temat aborcji, w nadziei na poklask zwolenników tej barbarzyńskiej metody regulacji narodzin. I, na dodatek, także tych, którzy opowiadają się za legalizacją związków homoseksualnych. Sekretarz Dyduch oświadczył, że to tylko „odkurzenie” haseł programowych i zapewnił, że takie są standardy socjaldemokracji europejskiej. Ciekawe, czy zdołają w taki sposób odwrócić uwagę ludu od afer, korupcji i nieudolnego zarządzania państwem oraz gospodarką? Czyżby agresja wobec dzieci nie narodzonych - ukryta pod hasłami rzekomej troski o los kobiet - i patronat nad związkami „kochających inaczej” mogły doprowadzić SLD do odzyskania głosów niedawnych wyborców? Byłby to chyba koniec nowego ugrupowania „Zieloni 2004”, zdominowanego przez środowiska feministek oraz homoseksualistów. Ich kłopot polega na tym, że same hasła ekologiczne nie wystarczą, aby zaistnieć na scenie politycznej.
Projekt Marii Szyszkowskiej z SLD, zmierzający do prawnej legalizacji sprzecznych z naturą homo-związków, świadomie uderza w fundamenty moralne naszej cywilizacji. Bo przecież nie o prawo do dziedziczenia majątku tutaj chodzi, skoro ten można i dzisiaj zapisać w testamencie komukolwiek. Wygląda na to, że prace nad prawem zezwalającym na aborcję z tzw. przyczyn społecznych oraz ustawą legalizującą związki homoseksualne są swoistym „prezentem” lewicy na jubileusz Jana Pawła II. Powinni się wstydzić, bo dobrze pamiętamy, jak politycy SLD, z prezydentem i premierem na czele, zabiegali przed referendum europejskim o pokazanie się w towarzystwie Ojca Świętego oraz polskich biskupów. Szkoda więc, że nie zapamiętali przestrogi Jana Pawła II, iż aborcja jest największym niebezpieczeństwem zagrażającym obecnie pokojowi!
Teraz, gdy osiągnęli swój cel, zaczynają sposobić się do wojny z Kościołem - mobilizacja już trwa. Ale przeliczą się w swych rachubach, bo to nie oni ostatecznie zwyciężą. Tylko że to także nie będzie nasz kłopot.
opr. mg/mg