Co tam robimy

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (1/2004)

Wielką zaletą i siłą amerykańskiej demokracji jest jej przejrzystość w każdej możliwej sferze. Także w sferze idei. Wiadomo, jakie pomysły i zamiary przyświecają któremu politykowi, bo dojrzewają one na łamach pism i podczas otwartych konferencji. Na przykład architektami polityki zagranicznej prezydenta Busha są tzw. neokonserwatyści, grupa, którą trzydzieści lat temu skupił wokół siebie i pisma „Commentary" Norman Podho-retz. Chcecie wiedzieć, o co chodzi Bushowi? Och, po prostu poczytajcie. Zwłaszcza wydaną po polsku książkę Podhoretza „Dlaczego byliśmy w Wietnamie". Swego czasu była to jedna z fundamentalnych prac konserwatywnej kontrrewolucji - autor dowodził w niej, zwalczając tezy lewackich pacyfistów, że Ronald Reagan miał rację, nazywając wojnę w Wietnamie „szlachetną sprawą". Myślę, że gdyby nie ta książka, tłumacząca obecność Amerykanów w Sajgonie, nie byłoby ich dziś w Bagdadzie, a Polaków w Karbali.

Bardzo brakuje nam w Polsce kogoś, kto napisałby analogiczny tekst „Dlaczego jesteśmy w Iraku". Zwłaszcza w takich chwilach, jakie przyniósł ostatni tydzień mijającego roku. Decyzje polityczne, które spowodowały, że dwa tysiące Polaków spędzało święta daleko od domu, narażając się na rany i śmierć, nie mogły być szeroko konsultowane, bo musiały zapaść szybko. Ale decyzje te mogły być społeczeństwu wytłumaczone, czego zaniechano. Gorzej - w dość bezładnej debacie publicznej na ten temat wysunięto argumenty finansowe, sprawiając wrażenie, jakoby istotną przyczyną wysłania do Iraku żołnierzy była chęć załatwienia dla polskich firm kontraktów na powojenną odbudowę tego kraju. Większość zaś wystąpień polityków kończyła się na konkluzji, że zrobiliśmy tak, jak chcieli Amerykanie, bo zależy nam na sojuszu z nimi.

Nie w tym rzecz, i gdyby ktoś czytał u nas stare artykuły obecnych doradców prezydenta USA, zrozumiałby to od razu. Ameryka poważnie traktuje rolę supermocarstwa, wiążąc ją z odpowiedzialnością za minimalny przynajmniej ład na świecie. Region bliskowschodni jest dla tego ładu ogromnym zagrożeniem. Obalenie Husajna, obok doraźnego odsunięcia groźby użycia przez niego broni masowego rażenia, jest okazją do zbudowania państwa, które ten region ustabilizuje. Co robią Amerykanie w Iraku? Dokładnie to samo, co zrobili po 1945 w Niemczech i Japonii, a wcześniej, po wojnie domowej, na własnym południu - zaprowadzają lad oparty na wolności, przemieniają agresywnego wroga w dostatniego sojusznika. A co robimy tam my? Pomagamy w tej szlachetnej sprawie. Bez żadnej przesady, po to, aby nasze dzieci miały szansę żyć w pokoju.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama