Leszek Miller kończy

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (14/2004)

Leszek Miller kończy

Maria Przełomiec

Leszek Miller kończy

Wypominanie w tej chwili premierowi (byłemu?) jego bon motów nie jest może zbyt uprzejme, trudno jednak nie stwierdzić, że Leszek Miller kończy długo i boleśnie. Do rezygnacji skłonił "żelaznego kanclerza" dopiero rozłam w jego partii. Nawet nie tyle rezygnacji, co jej zapowiedzi, ponieważ jednak nazwisko następcy ma być znane już w obecnym tygodniu, wszystko wskazuje, że koniec "ery Millera" nadchodzi nieuchronnie. Co potem? W ostatnią sobotę Sojusz Lewicy Demokratycznej zdecydowanie sprzeciwił się przyspieszonym wyborom parlamentarnym. Wcześniejszego głosowania nie chcą także rozłamowcy, czyli powstała w piątek Socjaldemokracja Polska Marka Borowskiego. Można to zrozumieć, gdyż większość lewicowych posłów raczej nie ma szans na reelekcję. W tej sytuacji jeszcze rok czy półtora pobierania wysokich diet i korzystania z miłych przywilejów są rzeczą wartą obrony. Przynajmniej z punktu widzenia osobistych interesów. Może się jednak okazać, że interesy te, po pierwsze, są sprzeczne z dobrem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, po drugie zagrażają "świetlanej przyszłości" samej lewicy. Słaby gabinet, a takim będzie przyszły rząd, niezależnie, kto stanie na jego czele, to najgorsza rzecz w obecnej sytuacji, zarówno wewnętrznej, jak zagranicznej Polski. Wewnątrz dziura budżetowa oraz ciągle nie przeprowadzona reforma finansów publicznych, na zewnątrz końcowy etap negocjacji dotyczących kształtu unijnej konstytucji i pierwszy rok członkostwa w UE. Trudno sobie wyobrazić, że słaby rząd, w każdej decyzji uzależniony od niepewnego parlamentarnego poparcia, da sobie radę z tymi problemami. Tym bardziej, że, wbrew szumnym zapewnieniom o ciągłym wzroście gospodarczym, sytuacja w kraju szybko poprawiać się nie zacznie. Do tego dojdą problemy związane z członkostwem w Unii, czyli wzrost cen niektórych podstawowych towarów, wyższa akcyza na inne. Słowem, rozczarowanie, jakie przeżywała większość krajów zaraz po wstąpieniu, zanim jeszcze zaczęły być odczuwalne korzyści płynące z przynależności do Wspólnoty, stanie się także udziałem Polski. Wszystko to może sprawiać, że głównym wygranym w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych będzie nie Platforma Obywatelska, a Andrzej Lepper. Nie jest to dobry prognostyk dla Polski, ale jeszcze gorszy dla lewicy, bowiem właśnie do Samoobrony ucieka sfrustrowany eseldowski elektorat. Zwycięstwo Leppera oznacza więc najprawdopodobniej sromotną klęskę, czyli nieprzekroczenie 5-proc. progu wyborczego przez SLD i nowo powstałą Socjaldemokrację Polską. W przyspieszonych wyborach ugrupowanie Marka Borowskiego może natomiast liczyć na nieco większe poparcie, będące premią chociażby za odcięcie się od kompletnie już skompromitowanego SLD. Kilkanaście mandatów albo nic to sprawa warta rozważenia. Innym argumentem, chociaż mniej przemawiającym do lewicowych działaczy, powinna być sytuacja samej III RP. Wybory wiosną lub (co bardziej prawdopodobne) jesienią tego roku oznaczają niemal pewne zwycięstwo PO. Zdaję sobie sprawę z wszystkich braków tego ugrupowania, jak również wad ewentualnego koalicjanta, czyli PiS-u, niemniej te dwie partie dają nadzieję powstania przewidywalnego i w miarę silnego gabinetu. Po raz kolejny więc i być może ostatni lewica ma decydujący wpływ na przyszłość państwa. Pytanie, czy zdecyduje się poprzeć przyspieszone wybory, czy też wzorem swego lidera wybierze długi, bolesny koniec.

Korespondent Sekcji Polskiej BBC


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama