Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (15/2004)
Na naszych oczach rozpadł się Sojusz Lewicy Demokratycznej. Jest to wydarzenie bardzo ważne, nie tylko dlatego, że spowoduje w nieodległej przyszłości zmianę rządu i nowe wybory.
Od 60 lat Partia, powstała pod kuratelą Armii Czerwonej i towarzysza Stalina, przekształcana na różne sposoby i nazywana raz partią, raz socjaldemokracją, a raz sojuszem podzieliła się i nie jest monolitem. Straciła swoją siłę i traci możliwość wpływu na to, co dzieje się w Polsce.
Jest to zmiana porównywalna z tym, co stało się w roku 1989. Wtedy Partia postanowiła wpuścić do władzy ludzi spoza formalnych struktur. Na swoich warunkach, zachowując większość wpływów w ekonomii i w służbach specjalnych, ale jednak. Tamte wydarzenia zmieniły Polskę. Ukształtowały jednak system, w którym najważniejsze decyzje podejmowano gdzieś w szarej polityczno - biznesowej strefie. Niezależnie od tego, kto był w rządzie, interesy Partii kręciły się nieźle. „Towarzystwo" nadal rządziło Polską.
Pierwszy poważny wyłom w tej komfortowej sytuacji uczyniła sprawa Rywina, w czasie której, by użyć cytatu z rozmowy Rywina z Michnikiem, „front podzielił się po równo". Interesy poróżniły zgodnie dotychczas kooperującą ekipę. Coś pękło, coś się skończyło.
Podział SLD jest kolejnym krokiem w tym kierunku. Oczywiście pojawiają się pytania, czy rozłam nie jest tylko przedstawieniem dla publiczności? Czy część partii nie musi być poświęcona, by cala struktura mogła przetrwać burzę?
Wydaje mi się, że tym razem tak nie jest.
Dlaczego? Dlatego, że poziom wzajemnej agresji między uczestnikami przedstawienia dla publiki nigdy nie jest taki, jak w czasie obecnej walki na lewicy. Fakt, że sam Wiesław Kaczmarek ośmielił się zaatakować premiera, zarzucając mu instrumentalne wykorzystywanie służb specjalnych w biznesowych rozgrywkach, świadczy o poziomie, na jakim toczy się gra. Kaczmarek sam ma sporo za uszami i można się domyślać, że atak na premiera jest swoistą formą obrony. Przy tej okazji Kaczmarek naruszył jednak tabu, jakim jest przyznanie, że przy ogromnych kontraktach na zakup ropy na Wschodzie dochodzi do dzielenia jakichś „prowizji". Dotychczas tego rodzaju opłaty nazywało się w Polsce łapówkami. Jak dalece zdeterminowany musi być były minister i jeden z ważnych rozgrywających SLD, skoro publicznie ujawnia takie rzeczy?
W grę wchodzą ogromne pieniądze. Firmy pośredniczące w handlu ropą zarabiają na czysto miliony dolarów. Za takie sumy można kupić prawie wszystko: kampanię polityczną, media, gwiazdy sportu i kultury, przychylność państwowych instytucji, może i więcej. Nawet, jeśli wspominane przez Wiesława Kaczmarka „prowizje" dzielić trzeba i w Polsce i w Rosji.
Korupcjogenny mechanizm jest akceptowany przez polityczne elity i służby państwowe od lat, niezależnie od aktualnego układu władzy.
Oto jedna z tajemnic III RP, którą poznajemy dzięki rozłamowi na lewicy.
Talach tajemnic poznamy, niestety, a może i na szczęście, więcej. Na pewno nie będzie to wiedza przyjemna. Jednak tylko zdając sobie sprawę z tego, co się z Polską dzieje, mamy szansę na zmianę złego stanu rzeczy, na wyeliminowanie ludzi i mechanizmów, które wyszły na jaw przy sprawie Rywina, aferze starachowickiej i w wielu innych przypadkach. Świadomość przyczyn choroby to pierwszy krok do zdrowia.
opr. mg/mg