Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (49/2004)
Można powiedzieć, że posłaliśmy Ukraińcom w sukurs to, co mamy najlepszego - naszego prezydenta. Tylko którym Ukraińcom, tym od Janukowycza, czy tym od Juszczenki? Życiorys i dokonania Aleksandra Kwaśniewskiego czynią go autorytetem raczej dla tego pierwszego niż drugiego. I to właśnie w rozmowach z nim ma szansę odegrać ważką rolę urzędujący prezydent RP. Po prostu, on właśnie jak nikt inny ma szansę skłonić postkomunistyczną mafię rządzącą Ukrainą do ustępstw - po prostu poprzez wytłumaczenie, że te same cele może ona osiągnąć bez tak grubymi nićmi szytych fałszerstw i oszustw. Kto jak kto, ale Kwaśniewski stanowi żywy dowód, że oddać władzę nie znaczy wcale ją utracić, i że umiejętnie zestawiony Okrągły Stół lepiej może posłużyć interesom aparatu, niż ponadstuprocentowa frekwencja. Co prawda, aby tak się stało, potrzeba kogoś takiego jak Adam Michnik, kto by promował interesy komunistów, uchodząc w oczach społeczeństwa za bohatera walki z nimi, a o ile mi wiadomo, nikogo takiego na Ukrainie nie ma. Ale o tym proszę nie mówić ludziom Janukowycza, bo usztywnią kurs.
Żarty na bok; wydarzenia ostatnich dni pokazały nam, jak złudne jest nasze poczucie bezbrzeżnego bezpieczeństwa. Od kilkunastu lat korzystamy ze zbiegu pomyślnych okoliczności, o jakich pokolenia poprzednie, dziesiątkowane w beznadziejnej walce o wolną Polskę, nie mogły nawet marzyć. I od tych kilkunastu lat zachowujemy się tak, jakbyśmy mieli pisemne gwarancje od samego Pana Boga, że nic się już nigdy w międzynarodowym układzie sił nie zmieni, że nic nigdy polskiej niepodległości nie zagrozi i możemy sobie radośnie walczyć o prawa socjalne i wyrywanie od państwa przywilejów dla kolejnych grup społecznych, kosztem jego ciągłego osłabiania i degradacji. A tymczasem żaden liczący się w Rosji politolog, żaden ważny przywódca, żaden analityk sztabów, nigdy w ciągu ostatnich piętnastu lat ani jednym słowem nie dał do zrozumienia, że Rosja godzi się z uwalnianiem spod jej dominacji środkowej Europy. Wręcz przeciwnie, każdy z nich w mniej lub bardziej zawoalowany sposób twierdzi, że niepodległość Polski czy Ukrainy to tylko chwilowy epizod. I idzie za tymi twierdzeniami konkretna polityka i konkretne fundusze.
Większość polskiej klasy politycznej zachowała się wobec Ukraińskiego buntu przyzwoicie. Ale nie zabrakło również głosów haniebnie głupich, a wręcz podłych - i to nie tylko w „Trybunie" towarzysza Barańskiego, SLD i „Samoobronie", ale i w rzekomo prawicowej LPR. Wyciągnijmy z tego lekcje, póki gra idzie o niezawisłość naszych sąsiadów, a nie nas samych.
Publicysta
opr. mg/mg