Co dalej, pomarańczowa rewolucjo?

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (1/2005)

Ukraina ma nowego prezydenta. Został nim lider opozycji, były szef Narodowego Banku Ukrainy i były premier Wiktor Juszczenko. Zwycięstwo nie przyszło łatwo. Nie ograniczyło się bowiem do walki o głosy elektoratu. Pokonać trzeba było fałszujący wybory aparat władzy, popierany w dodatku wyraźnie przez Rosję. Zwyciężyć mróz, śnieg i strach, jaki przynajmniej z początku musieli odczuwać stojący tysiącami, dzień i noc na kijowskim placu Niepodległości, ludzie. Pomarańczowa rewolucja ma swoich victorów. To nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, Wiktor Juszczenko, ale nagle przebudzony ukraiński naród, dziennikarze, którzy jeszcze podczas trwania przedwyborczej kampanii zbuntowali się przeciwko naciskom władz, sędziowie Sądu Najwyższego, którzy nie patrząc na te naciski, unieważnili drugą, sfałszowaną turę głosowania. W wyborczą noc Wiktor Juszczenko zapewnił swych zwolenników, iż zdaje sobie sprawę z dążące] na nim odpowiedzialności i dodał, że zrobi wszystko, aby za kilka lat każdy, niezależnie od przekonań politycznych, mógł być dumny z tego, że jest obywatelem Ukrainy. Nie będzie to jednak proste. Zakończona właśnie zwycięstwem pomarańczowa rewolucja może okazać się najłatwiejszym etapem ukraińskiej walki o demokrację. Łatwiej jest bowiem stać dzień i noc na mrozie nawet przez kilka tygodni, niż latami godzić się na zaciskanie pasa, trudne reformy, wyrzeczenia. Przekonali się już o tym Polacy. To prawda, że protestujący teraz na Ukrainie ludzie nie domagali się chleba czy podwyżek wynagrodzeń, ale wolności i życia w normalnym państwie. Osiągnięcie tego będzie jednak równie trudne jak wprowadzenie nie oligarchicznej, ale normalnej, kapitalistycznej gospodarki.

Ukraina z ostatnich wyborów wychodzi podzielona. Nie grozi to, co prawda, rozpadem, jak przekonywały władze, niemniej brudna, ostra kampania stworzyła głębokie podziały pomiędzy południowo-wschodnimi obwodami a resztą kraju. Teraz Juszczenko będzie musiał cierpliwie te rowy zasypywać. Jest to tym trudniejsze, że właśnie na wschodzie znajdują się kopalnie i wielkie przemysłowe zakłady, które przynajmniej częściowo trzeba będzie zamknąć, a w dużej części sprywatyzować. Sytuację ekonomiczną dodatkowo mogą komplikować stosunki z Rosją. Wiktor Juszczenko, co prawda, deklaruje gotowość współpracy i zapowiada, że z pierwszą wizytą uda się do Moskwy. Jeżeli jednak ukraiński przywódca chce budować naprawdę niezależne demokratyczne państwo - kontakty z „Wielkim, wschodnim bratem" trzeba będzie znormalizować. To zaś oznacza także koniec pewnych gospodarczych przywilejów, takich jak chociażby niższe ceny za ropę i gaz, którymi za polityczne posłuszeństwo płaciła dla Kijowa Moskwa. Nie będzie to łatwe, ale jak już wspomniałam, Ukraina startuje z dobrego punktu - nagle obudzona świadomość, dojrzalszego niż ktokolwiek myślał społeczeństwa, sprzyjająca sytuacja międzynarodowa. Rosja jest stosunkowo słaba, Stany Zjednoczone wyraźnie wspierają ukraińskie przemiany. Niezwykle jak na europejskie standardy zainteresowana Ukrainą wydaje się Unia Europejska. A o to, by Bruksela nie zapomniała o Kijowie, powinni dalej dbać Polacy. Dotychczas udawało im się to naprawdę świetnie. I można chyba zaryzykować twierdzenie, że nowa, tym razem naprawdę głęboka, polsko-ukraińska więź, jest już trwałą zdobyczą pomarańczowej rewolucji.

Publicysta

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama