To ostatnia niedziela

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (43/2005)

Ostatnie ataki rozmaitych żywiołów i kolejne lekcje pokory, których udziela nam wszystkim natura, mogły sprawić, że kogoś zaniepokoił tytuł mojego felietonu. Ale proszę się nie denerwować: mam na myśli tylko to, że przed nami ostatnia już w tym roku niedziela wyborcza. Nie jestem Wernyhorą i nie zamierzam wieścić żadnych apokaliptycznych kataklizmów! Stać mnie, co najwyżej, na takie proroctwo: „Już niebawem nastaną pośród Lachy te pory/ Gdy słońce znów zajdzie i wzejdzie na niebie/ My od urn powróciwszy czem prędzej do siebie/ Usłyszymy, że kresu dobiegły wybory". I tyle mojego prorokowania, bo nawet nie mogę podać kto, moim zdaniem, zwycięży. Taki to czas - ciszy wyborczej.

Niechaj mi będzie wolno z tej przyczyny, zacni utracjusze raju, poużalać się nieco nad swoją dolą. Tegoroczny początek jesieni był bowiem naznaczony tyloma niedzielami wyborczymi, że felietoniści pisujący do tygodników musieli co dwa tygodnie nakładać swoisty kaganiec autocenzury. O tym, jak to boli, gdy człek nie może napisać tego, co chciałby, wie dobrze każdy, kto żył w czasach komunistycznej cenzury. Sam pamiętam np. jak pod koniec lat osiemdziesiątych próbowałem opublikować artykuł o odchodzeniu marksizmu na śmietnik idei. Pisałem w nim m.in. o tym, że powinniśmy raczej skoncentrować się na fenomenie ekspansji wojującego islamu, realnie zagrażającego naszej cywilizacji chrześcijańskiej. I to zarówno z Bliskiego Wschodu, Kaukazu, jak i zachodniej Europy. Usłyszałem wówczas, że nie będzie można opublikować takiego tekstu, bo jest zalecenie cenzury, aby nie zadrażniać stosunków z krajami islamskimi, z którymi prowadzimy interesy gospodarcze. Cóż, upłynęło kilkanaście lat i od działania wszechwładnej peerelowskiej cenzury wszyscy zdołaliśmy już odwyknąć.

Nic jednak nie poradzę, że wymóg ciszy wyborczej przywołuje takie wspomnienia. Tak się bowiem składa, że kolejne numery tygodnika ukazują się, zazwyczaj, pod datą pierwszego dnia tygodnia, czyli niedzieli. I chociaż felieton powstaje wcześniej, człek musi, rad nie rad, o tym pamiętać. Wszystko po to, aby jaki nadwrażliwy polityk, albo jego sztabowiec, nie uznał, że doszło do naruszenia ciszy wyborczej. Dlaczego tak jest, nie bardzo rozumiem, bo moim zdaniem kampania mogłaby trwać także w dniu samych wyborów. Skoro jednak jest jak jest, pozostaje mi zamilknąć. Ale, zapewniam, że tylko do następnego tygodnia, ktokolwiek by w tych wyborach nie wygrał.

Pragnę tym samym uspokoić owego zatroskanego jegomościa, który powątpiewał w swoim liście, czy będę równie krytyczny w stosunku do polityków prawicowych, jak byłem do tej pory wobec tych z lewicy. Zawsze, jeśli tylko będzie taka potrzeba. Choć z tą „prawicowością" bym nie przesadzał. Nie sądzi Pan, że do władzy doszedł pobożniejszy „centro-lew" i - nieco mniej pobożne - polityczne centrum?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama