Śmieszny Łukaszenka

Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (10/2006)

Cztery europejskie dzienniki opublikowały w tym tygodniu karykatury Aleksandra Łukaszenki. Czesi, Polacy, Słowacy i Węgrzy chcą w ten sposób pomóc białoruskiej opozycji. Jak napisał jeden z komentatorów, trzeba pokazać, że śmiech to oręż demokracji. Pięknie, ale białoruski prezydent już zapowiedział, że marcowe wybory wygra z osiemdziesięcioprocentowym poparciem. I najprawdopodobniej tak właśnie będzie. Oczywiście, szczęściu pomoże i lokalna administracja, i podporządkowani Łukaszence członkowie komisji wyborczych; słowem, powtarzające się już regularnie na Białorusi cuda nad urną. Tyle tylko, że jak wykazują niezależne sondaże, gotowość głosowania na swego prezydenta deklaruje ok. połowa białoruskiego elektoratu. W zasadzie trudno się dziwić - państwowe media elektroniczne służą niemal wyłącznie do gloryfikacji ukochanego „baćki" i opluwania opozycji - zdrajców za amerykańskie pieniądze i przy pomocy takich sługusów imperializmu jak Polacy, Litwini czy Czesi, którzy niszczą Białoruś. Samym śmiechem na zmianę opinii publicznej jednak się nie wpłynie. Tymczasem szumnie zapowiadane przez Unię Europejską stworzenie niezależnych stacji radiowych i telewizyjnych się ślimaczy. Najpierw Bruksela odwlekała moment podjęcia decyzji, którą z czterech złożonych propozycji zaakceptować. W końcu wybrała niemieckie konsorcjum, aby przy pomocy rosyjskiej (sic!) telewizji oraz polskiej i litewskiej radiostacji dostarczało na Białoruś niezależną informację. Cóż, może przy ich pomocy uda się wpłynąć na demokratyzację następnych wyborów.

W tej sytuacji należy się cieszyć, że polski rząd, nie czekając na brukselskie decyzje, reanimował białoruskie „Radio Racja", które od połowy miesiąca nadaje wiadomości na część terytorium Białorusi. Dla obecnych wyborów specjalnego znaczenie to mieć nie będzie, ale przynajmniej, jak mawiają Rosjanie - „proces paszoł". Malkontenci co prawda narzekają, że dwie dublujące się inicjatywy - polska i brukselska - są niepotrzebne. Jednak, po pierwsze, rozgłośnie mogą współpracować; po drugie, do unijnych przedsięwzięć dziwnie jakoś nie mam zaufania. Także dlatego, że uczestniczyłam ostatnio w międzynarodowej konferencji, zorganizowanej w Kijowie, której celem było wsparcie ukraińskich dziennikarzy w tworzeniu i umacnianiu rynku niezależnych mediów. Po raz pierwszy i pewnie ostatni w życiu mieszkałam w hotelu tej klasy i jadałam kawior na śniadanie. To bardzo miłe, mniej sympatyczne było natomiast obserwowanie min ukraińskich kolegów, którym francuscy dziennikarze wyjaśniali subtelności karykatur Mahometa, czy jako przykład udanej riposty na rozdmuchiwane przez gazety antyunijne obawy, podawali polskiego hydraulika.

Co to ma wspólnego z ukraińskim rynkiem medialnym? Ano nic, ale hotel był naprawdę dobry. Nie wiadomo: śmiać się czy płakać.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama