Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (46/2006)
Wyrok śmierci na Saddama Husajna nie powinien być specjalnym zaskoczeniem. Były „władca" Iraku to jeden z najkrwawszych dyktatorów, winien nie tylko masakry 148 szyitów w Dudżailu. Lista zbrodni jest długa - wytrucie w 1988 roku gazem musztardowym 5 tysięcy mieszkańców kurdyjskiej wioski Halabdża, krwawe stłumienie powstania szyitów w 1991 roku, wysuszenie mokradeł między Tygrysem a Eufratem, mające na celu wyniszczenie mieszkających tam od setek lat Arabów, wojna iracko-irańska, w której zginęło milion osób, wreszcie grzechy „codzienne", czyli masowo stosowane tortury wobec przeciwników politycznych.
Równie przewidywalne jak wyrok są reakcje świata - radość Stanów Zjednoczonych, które uznały decyzję irackiego sądu za zwycięstwo rodzącej się demokracji, dystans Rosji, przestrzegającej przed wzrostem napięcia, czy wreszcie mieszane uczucia Unii Europejskiej, domagającej się, aby wyroku śmierci na dyktatorze nie wykonywać. Rozumiem europejskie opory, obawiam się jednak, że zachodnie podejście do kary śmierci w krajach arabskich jest kompletnie niezrozumiałe. Podobnie jak zachodni stosunek do takich kwestii jak religia czy prawa człowieka. Dla świata arabskiego zrozumiały jest natomiast wyrok śmierci, który może stać się swoistym ostrzeżeniem - nie tyle dla całej międzynarodowej społeczności (wątpię, aby przejął się nim np. ukochany wódz Korei Północnej Kim Dzong Il), co właśnie dla szefów państw Bliskiego Wschodu. Jak zauważył znany polski arabista prof. Danecki, po raz pierwszy „arabski władca" może zginąć nie w wyniku przewrotu, ale wskutek wyroku wydanego przez sąd jego kraju, czyli oficjalnie i zgodnie z prawem zapłacić za własne zbrodnie. To lekcja dosyć istotna.
Czy śmierć Saddama może jeszcze bardziej podzielić Irak? Nie sądzę. Podział na sunnitów, szyitów i Kurdów nastąpił wcześniej, a jak twierdzą dosyć zgodnie komentatorzy, w tej chwili dla bardzo wielu Irakijczyków Saddam Husajn jest już postacią z przeszłości, czyli niewartą specjalnego zainteresowania.
Jedyne, co może budzić pewne wątpliwości, to data ogłoszenia wyroku. Cała rzecz ma miejsce niemal w przeddzień amerykańskich wyborów do Kongresu, wyborów, w których republikanom, a więc partii Georgea Busha, grozi przegrana. Oczywiście, może to być zbieg okoliczności, takie zbiegi nie są jednak zdrowe, stwarzają bowiem wątpliwości co do czystości intencji, także w sprawie, która z prawnego, a nawet politycznego punktu widzenia wydaje się bezdyskusyjna.
opr. mg/mg