Cotygodniowy komentarz z "Przewodnika Katolickiego" (9/2007)
Ośli upór - mówiła moja Babunia, gdy nie zważając na argumenty dorosłych, twardo obstawałam przy swoich racjach. Rodzinne gremium nieuznające politycznej poprawności przeprowadzało wówczas najczęściej swoją wolę, co zresztą w większości wypadków wychodziło mi na zdrowie. Powiedzenie Babuni kilkakrotnie przychodziło mi na myśl, gdy obserwowałam wydarzenia minionego tygodnia.
Dominował spór o Dolinę Rospudy. Nie jestem wielbicielką ekologów, często po doktrynersku broniących tego, co uważają za słuszne, tutaj jednak upór widziałam raczej po drugiej stronie. Rozumiem, że obwodnica jest Augustowowi niezbędna, czy jednak naprawdę musi ona przechodzić przez tereny chronione, zgłoszone przez samą Polskę na listę rezerwatów przyrody? Władze bronią swojej koncepcji dowodząc, że inna trasa będzie biegła przez kilka gospodarstw, ergo mogą być problemy z jej przeprowadzeniem. Tymczasem od roku działa nowe prawo pozwalające w imię wyższej konieczności budować drogę nawet wbrew woli właściciela gruntów. Naturalnie za stosownym odszkodowaniem. Inna sprawa, że taka decyzja raczej nie przysparza popularności, a jak wiadomo w wyborach głosują nie lęgnące się na torfowiskach Rospudy ptaki, ale ludzie. Z drugiej strony poprowadzenie autostrady przez rezerwat pociągnie za sobą solidne kary, których nałożenie już zapowiada Unia Europejska. Te pieniądze zapłacimy my wszyscy, podatnicy. Premier Kaczyński znalazł, wydawałoby się, salomonowe rozwiązanie - trzeba zorganizować w Augustowskiem referendum. Problem w tym, że po pierwsze, prawnicy mają pewne wątpliwości, czy to kwestia wyłącznie lokalna, po drugie, już teraz mogę przedstawić wynik głosowania. Przynajmniej 80 proc. mieszkańców opowie się za autostradą przez Rospudę. Skąd wiem? Co roku jeżdżę do małej miejscowości leżącej pośród wspaniałych lasów, co roku narzekam na ich wycinanie i co roku, nieodmiennie budzę niechętne zdziwienie miejscowych obywateli, którzy z tej wycinki żyją. O tym, że jak nie będzie drzew, to zabraknie nie tylko pracy, ale i turystów większość nie myśli. Jestem pewna, że prawa do wycinania lasu broniliby inaczej jak niepodległości.
Bardziej niż Rospuda zmartwiła mnie jednak kolejna odsłona historii abp. Wielgusa. Tuż przed Środą Popielcową hierarcha ujawnił list otrzymany od Benedykta XVI. List, który można było zrozumieć jako poparcie Watykanu dla niedoszłego metropolity warszawskiego. I pewnie tak właśnie przyjęli go ci wszyscy, którzy nie wiedzieli, że była to odpowiedź na wcześniejsze, nieujawnione pismo arcybiskupa skierowane do Papieża. W efekcie w niektórych kościołach, np. w mojej diecezjalnej katedrze św. Floriana na warszawskiej Pradze, zamiast zapowiadanych na Środę Popielcową przeprosin za słabości polskiego Kościoła, wierni usłyszeli papieski list. Moim zdaniem źle się stało. Tym bardziej że to nie koniec historii. W czwartek sąd przychylił się do prośby abp. Wielgusa o autolustrację. Historycy zarówno z kościelnej, jak i IPN-owskiej komisji są zgodni, że zmiany sytuacji arcybiskupa raczej spodziewać się nie należy. Czy więc naprawdę chodzi o dobro Kościoła, jak dowodzi sam zainteresowany i jego zwolennicy?
Jeden z mądrych ludzi powiedział kiedyś, że pycha jest ulubionym grzechem szatana. Ja jednak wolę uważać, że to tylko upór.
opr. mg/mg