Od piątku 19 lutego trwa w służbie zdrowia stan strajku generalnego, który na szczęście, tak dla nas wszystkich, jak dla ludzi w białych fartuchach, ma na razie formę ograniczonego protestu czy nawet tylko symbolicznych znaków solidarności. Media w większości rychło utraciły zainteresowanie dla tego zjawiska, wolą zajmować się gremialnym w opinii publicznej poparciem dla blokujących niedawno drogi hodowców i ich przywódców, razem z jego atakami na rząd i groźbami. Trudno zresztą, żeby czyniły inaczej, skoro przed nikim dotąd rząd nie ustąpił tak czołobitnie i tak wszechstronnie. Co jednak dalej z opieką nad chorymi w naszym kraju? Sytuacja przypomina chroniczną chorobę, po części utajoną. Lekarze i pielęgniarki, obrzucani napomnieniami moralnymi, upominają się w sposób umiarkowany, przestają więc automatycznie być atrakcyjni czy groźni. Resort dalej powtarza, że wszystko uzdrowi reforma, a mnożące się sygnały o jej słabych stronach i błędnych rozwiązaniach to albo zła wola mediów, albo niedoinformowanie. Za doprowadzenie do obecnego stanu rzeczy nikt nie czuje się odpowiedzialny. I to miałoby uleczyć sytuację chorą od dziesiątków lat?
opr. ab/ab
Podziel się tym materiałem z innymi: