Tematy dotyczące seksu nie są jedyną złą rzeczą w programie nowego przedmiotu. Także w części dotyczącej ekologii czy psychologii tzw. edukacja zdrowotna jest zideologizowana, a niekiedy demoralizująca. Program napisano lewicowym żargonem, a niektóre lekcje przypominają publiczną samokrytykę z lat 50. Termin wypisania dziecka z zajęć mija 25 września.
„Szacunek dla decyzji życiowych innych osób” to temat nr 43, druga klasa liceum. W jednym rzędzie wymieniono tutaj „różnorodne decyzje życiowe”, czyli „związek formalny, nieformalny, brak związku, separacja, rozwód, rozstanie, rodzicielstwo biologiczne, adopcyjne, zastępcze, wielodzietność, bezdzietność”. Nie ma słowa o tym, że któraś z tych decyzji może kogoś krzywdzić. Jeden ma z żoną pięcioro dzieci, drugi żonę z dziećmi zostawił – ot, życiowe wybory. Ważne, żeby szanować „prawo do samostanowienia w kwestiach rodzinnych i osobistych” i „unikać języka stygmatyzującego”.
Nie wolno potępiać tego, że ktoś odszedł od bliskich; trzeba potępiać to, że ktoś skrytykował odejście od bliskich – taki przekaz dostają wchodzący z dorosłość uczniowie.
Dla dzieci z V klasy przewidziano natomiast lekcję o tym, że chłopcy mogą się bawić lalkami, a dziewczynki – grać w piłkę nożną. Zajęcia mają się kończyć publiczną samokrytyką: „uczniowie kończą zdania: «Nauczyłam (-em) się, że…», «Zrozumiałam (-em), że…»” – czytamy w programie. Nie przewidziano refleksji: „Od zawsze wiedziałem, że mogę się bawić lalkami, ale nie widzę w tym niczego ciekawego”, albo: „Oczywiście mogłabym grać w piłkę nożną, ale nie kręcą mnie wślizgi, wjeżdżanie w kogoś barkiem, albo stanie w murze, kiedy ktoś kopie z całej siły”. 11-letnie dziecko – pod hasłem walki ze stereotypami – dostaje informację, że jeśli chłopiec ma hobby typowo chłopięce, a dziewczynka typowo dziewczęce, to oboje postępują niewłaściwie.
Rewolucja zamiast wiedzy
Wśród krytyków „edukacji zdrowotnej” pojawia się czasem opinia, że to generalnie potrzebny przedmiot, tyle że wrzucono do niego także deprawujące treści. Nic bardziej mylnego. Szkodliwa wizja seksualności rzeczywiście jest, ale reszta programu także jest ideologicznie skrzywiona.
Program tzw. edukacji zdrowotnej pełen jest zwrotów wyjętych żywcem z lewicowej propagandy. Mowa tu o „zdrowiu reprodukcyjnym” (już w podstawówce) i „zdrowiu seksualnym”, „depresji klimatycznej” czy „orientacji psychoseksualnej”. Kobiecie pomaga „partner” (nie mąż), są też „związki partnerskie”, „relacje partnerskie” i „normy partnerskie”.
Już na początku czwartej klasy dzieci mają usłyszeć hasło: „Moje zdrowie – mój wybór”, zaskakująco podobne do tego, co skandują proaborcyjne feministki na ulicach.
Działać, nie myśleć
Nowy przedmiot ma w nazwie zdrowie, ale do programu wrzucono dosłownie co popadło: ekologię, psychologię, wykład „wartości i postaw” czy aktywność fizyczną (tzn. nie samą aktywność, ale lekcje o niej, podczas których uczniowie siedzą w ławkach).
Niewiele jest w tym wiedzy. Na zajęciach o ekologii uczniowie odmieniają przez wszystkie przypadki słowo „klimat” – mają działać na jego rzecz i jeść tak, żeby klimatu nie zmieniać (dosłownie – to temat nr 15 w I klasie LO), ale nikt nie tłumaczy, jaki jest mechanizm zmian klimatycznych.
Nie mówię już o poglądach, zgodnie z którymi te zmiany nie są powodowane przez człowieka – o tym w ogóle nie ma słowa – ale uczniowie nie usłyszą nawet tej teorii, według której za temperaturę na Ziemi odpowiada ludzkość. Muszą tylko przyjąć, że tak jest – i działać jako aktywiści. Np. napisać list do sąsiadów o segregacji śmieci (klasa V, temat 22).
Wyobrażam sobie taki list: „Panie sąsiedzie, wrzuciłeś pan reklamówkę do zmieszanych, wiesz pan, co z panem teraz będzie. Z pozdrowieniami, Pawka Morozow”…
Dobrzy znajomi
Niektóre fragmenty programu rażą oderwaniem od rzeczywistości. Przykładem dyskusja moderowana „Dlaczego unikamy badań profilaktycznych?”. W odpowiedzi chciałoby się zapytać: a ile się czeka na takie badania?
W ministerialnym programie są też wzmianki o konkretnych wymienionych z nazwy fundacjach.
Autorzy programu proponują spotkanie z wolontariuszem zajmującej się dawstwem szpiku Deutsche Knochenmarkspenderdatei, a uczniom mającym kłopoty zalecony jest kontakt z lubianą przez byłą minister sprawiedliwości Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę.
Więcej seksu niż profilaktyki
Wbrew temu, co mówią przedstawiciele rządu, seksualność nie jest małą częścią tematyki edukacji zdrowotnej. W podstawówce tematów z działu „zdrowie seksualne” jest więcej niż tych o dojrzewaniu, a w liceum prawie dwa razy więcej niż zajęć o profilaktyce uzależnień. W dodatku o seksie mowa jest też na innych lekcjach (np. zajęcia o zażywaniu narkotyków w celach seksualnych znalazły się w kategorii „profilaktyka”).
Na lekcji o antykoncepcji dzieci z VII klasy będą się uczyć o różnych metodach zapobiegania zapłodnieniu, przy czym w programie nie ma wzmianki o skutkach ubocznych zażywania pigułek. Nie ma też żadnego odniesienia do jakiegokolwiek systemu moralnego (choćby stwierdzenia: „niektórzy uważają, że…”). Wszyscy stosują, trzeba tylko wybrać metodę – to jasny przekaz.
W liceum, gdzie temat jest powtórzony, autorzy idą dalej –
15-latkowie będą się uczyć o „antykoncepcji chirurgicznej”.
„Antykoncepcja chirurgiczna” to eufemistyczne określenie sterylizacji. Chodzi o przecięcie i podwiązanie nasieniowodów lub jajowodów, albo o usunięcie całej macicy. Każdy z tych zabiegów jest nieodwracalny. Podczas lekcji uczniowie mają też przygotować „plakat informacyjny o metodach antykoncepcji”.
Dla siódmoklasistów przewidziano z kolei zajęcia o „tożsamości psychoseksualnej”. Mają poznać „różnicę między płcią biologiczną, tożsamością płciową a ekspresją płciową”. Krótko mówiąc, nauczą się, że biologia to jedno, a tożsamość to drugie.
To już ideologia trans bez owijania w bawełnę.
Także do siódmoklasistów adresowane są zajęcia o istocie popędu seksualnego. Nie ma w tym punkcie programu wzmianki o miłości, nie mówiąc już o małżeństwie.
W całym programie nie ma ani słowa o tym, że seks ma coś wspólnego z miłością.
Zresztą w części dla liceów, gdzie o seksie jest znacznie więcej, niż w podstawówce, wyraz „miłość” w ogóle się nie pojawia.
Na ostatnią chwilę
Program został opublikowany równo z początkiem roku szkolnego.
Zapewne nieprzypadkowo resort edukacji, reklamując swój nowy przedmiot, przekręca rzeczywistość do góry nogami (ostatni przekaz jest taki, że edukacja zdrowotna chroni przed pedofilią i seksualizacją dzieci). Sam program po prostu się nie broni.
Termin wypisania dziecka z tzw. edukacji zdrowotnej mija 25 września.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.