Zaniedbani, ale nie źli

Salezjanie z Gostwicy dostrzegają społeczną potrzebę prowadzenia działalności wychowawczej

Do prowadzonego przez salezjanów ośrodka „Dom Bosko” trafiają chłopcy z trudną sytuacją rodzinną. Wychowawcy wzorem św. Jana Bosko chcą zapewnić normalne życie, nadrobić braki w wychowaniu i wykształceniu oraz wzbudzić w nich aspiracje życiowe.

Historia domu dziecka w Gostwicy sięga 2007 roku, kiedy uczestnicy salezjańskiej Kapituły Inspektorialnej postanowili otworzyć placówkę opiekuńczo-wychowawczą. Niedługo później pojawiła się możliwość przejęcia działki w Gostwicy pod Nowym Sączem. Była to ojcowizna ks. dr. Stanisława Janika, który wraz z prof. Krystyną Chałas prowadził dom polonijny. Z powodu niespodziewanej choroby księdza poszukiwano instytucji, która przejęłaby dzieło. W lipcu tego samego roku podpisano akt notarialny pomiędzy ks. Stanisławem Janikiem a Towarzystwem Salezjańskim Inspektorii Krakowskiej.

Prawie trzy lata zajęła salezjanom rozbudowa domu i przystosowanie go do obowiązujących wymogów prawnych. Dom udało się otworzyć w połowie 2010 roku. – Dokładnie szesnastego czerwca przyjęliśmy naszego pierwszego wychowanka – mówi ks. Gęca.

„Dom Bosko” może pomieścić maksymalnie czternastu chłopców. Do ośrodka przyjmowane są dzieci od ósmego roku życia. Oprócz salezjanów, którzy sprawują całodobową opiekę nad chłopcami, w ośrodku zatrudnieni są także świeccy wychowawcy.

Panorama nowosądecka

Ośrodek ściśle współpracuje z Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Nowym Sączu. - To ono przysyła nam chłopców do opieki – mówi ks. Jacek Gęca. - Najpierw sąd rodzinny wydaje decyzję o przeniesieniu dziecka do placówki wychowawczej. Następnie PCPR wybiera jeden z ośrodków na terenie powiatu i tam umieszcza taką osobę - wyjaśnia. - Oprócz naszego domu istnieje jeszcze placówka sióstr michalitek dla dziewcząt w Mochnaczce Niżnej oraz wiele innych prowadzonych przez państwo, a najbliższa w Klęczanach. Czasami bywa tak, że zanim sąd wyda decyzję o osadzeniu dziecka w ośrodku, rodzina już szuka odpowiedniej placówki, nawet spoza powiatu – mówi ks. Gęca. - Z tego powodu prawie połowa naszych wychowanków pochodzi z innych powiatów. Istnieje przekonanie, że domy prowadzone przez duchownych są lepsze od państwowych. My tu nie przychodzimy do pracy, ale jesteśmy tu cały czas, bo to jest nasz dom, nasze posłannictwo.

Luki w wychowaniu

Chłopcy, którzy stają u progu ośrodka zwykle mają braki edukacyjne i wychowawcze. - Największy wpływ na trafiające do nas dzieci ma ich najbliższe otoczenie. Niestety, większość z nich wychowywała się w rodzinach, w których nadużywano alkoholu – przyznaje ks. Gęca. – Złe nawyki opiekunów skrzywiają dziecięcą moralność. Gdy dziecko widzi, że rodzice żyją w kłamstwie i oszukują wizytujących ich domy asystentów rodziny, to samo zaczyna postępować w ten sposób. Nie ma poczucia winy, bo nie dostrzega w tym niczego nagannego. Takie środowisko nie zapewnia prawidłowego wychowania – przyznaje ksiądz.

Nowi mieszkańcy „Domu Bosko” zwykle nie widzą potrzeby dalszej nauki. Borykają się z problemem zaniżonej samooceny. Często nie mają żadnych zainteresowań prócz palenia. - Jednym z naszych największych kłopotów jest fakt, że nowi chłopcy nie mają aspiracji życiowych – mówi ks. Gęca. - Nie wiedzą, co chcieliby robić w przyszłości. Żyją codziennością, nie myśląc o tym, co będzie później. Dopiero w trakcie pobytu w naszej placówce niektórzy odkrywają swoje uzdolnienia.

Ucieczka przed problemami

„Dom Bosko” jest ośrodkiem otwartym. Wychowankowie nie tylko mogą przebywać poza terenem placówki w czasie wolnym, ale także uczęszczają do szkół razem z innymi dzieci. Wychowawcy z „Dom Bosko” muszą jednak radzić sobie z częstymi wagarami swoich podopiecznych. - Był okres, w którym chłopcy opuszczali dwanaście lekcji w ciągu miesiąca. Z tego powodu byliśmy codziennie wzywani do szkół - mówi ksiądz Gęca. - Nauczyciele często nie mają świadomości sytuacji rodzinnych tych chłopców. Dla nich ucieczka ze szkoły jest sposobem na ominięcie problemów, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Myślę, że w duchu zazdroszczą swoim rówieśnikom, mieszkającym razem z rodzicami.

Nauka życia

Pedagodzy, pracujący z młodzieżą w Gostwicy, starają się nadrabiać braki w wychowaniu swoich podopiecznych. - Trzeba koniecznie reagować, by chłopcy wiedzieli, co jest dobre, a co złe – mówi ks. Jacek. – Jeśli nie zwróci się im uwagi, odbiorą to jako przyzwolenie. Mieliśmy kiedyś kłopot z przeklinaniem wśród chłopców. Nie była to ich wina, ponieważ nie nauczono ich inaczej mówić. W tego typu przypadkach nie trzeba od razu karać. Wystarczy zwrócić uwagę, wypowiedzieć samo imię chłopca.

Wychowawcy starają się jak najczęściej rozmawiać ze swoimi podopiecznymi. W ten sposób zapobiegają nawarstwianiu się nierozwiązanych problemów. Przeszkodą w swobodnej dyskusji staje się jednak brak zaufania wobec dorosłych. – Chłopcom z trudem przychodzi mówienie o swoich problemach – wyjaśnia ks. Jacek Gęca. – Jednak próbujemy wsłuchać się w ich głosy. To oni przede wszystkim muszą mówić. Samo moralizowanie nic nie daje.

Salezjanom zależy na wyrównaniu braków w edukacji chłopców. Harmonogram dnia w ośrodku przewiduje dwie godziny na odrabianie lekcji oraz naukę. Oprócz teorii chłopcy przyswajają także wiedzę praktyczną. Uczą się wykonywania podstawowych prac domowych, takich jak sprzątanie, prasowanie, gotowanie. Ma to na celu usamodzielnienie chłopców i przygotowanie do przyszłego życia. - Z reguły do większości prac nie trzeba ich zachęcać. Największą barierę stanowi jednak zbyt duży wysiłek, którego unikają. Jednak gdy już zrobią coś samodzielnie, to mają wielką satysfakcję – dodaje.

Podejmują walkę o swoją przyszłość

Wychowawcy z „Domu Bosko” postrzegają swoją pracę jako misję społeczną. - Można powiedzieć, że młodzież, która trafia do naszego ośrodka, została wcześniej mocno doświadczona przez życie. Chłopcy nie są źli, tylko zaniedbani – mówi ks. Jacek Gęca. - Naszym zadaniem jest zabezpieczyć ich podstawowe potrzeby. Dopiero później można mówić o innych rzeczach. Jest to realizacja programu wychowawczego świętego Jana Bosko. On w ten sposób opiekował się swoimi chłopcami.

Salezjanie z Gostwicy dostrzegają społeczną potrzebę prowadzenia działalności wychowawczej. - Widzimy, że kierunek, który obrała Inspektoria, jest właściwy – przyznaje ks. Gęca. - Nasi obecni wychowankowie są ambitni, podejmują walkę o swoją przyszłość. Nawet Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zauważyło dużą różnicę w porównaniu do innych domów – mówi ksiądz dyrektor. – Najważniejsze to mieć silną wolę i chcieć coś osiągnąć. Pan Bóg ma swoje drogi – dodaje.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama