Emocje opadły. Sekretarka została mianowana. Pytanie: "co dalej z UE?" pozostaje jednak nadal bez odpowiedzi
Emocje opadły. Sekretarka została mianowana, albowiem sekretarki się mianuje, a nie wybiera. Przy czym warto zauważyć, że zarzucenie sekretarce, że jest lojalna swojemu szefowi (czy szefowej) jest niepoważne — na tym przecież polega praca sekretarki. Można mieć tylko nadzieję, że szefowa upomniała swojego podwładnego, że nie należy się wymądrzać i obrażać interesantów. Tak czy inaczej Pani Kanclerz mocną ręką rządzi Europą i tylko można podziwiać, że słaba kobieta ma siłę rządzić jeszcze swoim krajem.
Polska pokazała pazurki, co chyba nikomu nie zaszkodziło. Czy będzie wdrażany projekt „Europa dwóch prędkości”? Czy oznacza to cichą zgodę na powolny rozkład UE? Zobaczymy. Generalnie Europa stoi w miejscu lub się cofa, więc temat prędkości niezbyt jest adekwatny do obecnej sytuacji. Afera się zakończyła. Problemy zostały.
Jaki jest fundamentalny problem? Jest nim pytanie: Czym jest Unia Europejska i na jakich fundamentach się opiera? Ten problem naświetlić można na przykładzie Turcji. Otóż Turcja podąża teraz w kierunku UE najwyżej z 3 lub 4 prędkością. Doszło do tego, że w Niemczech władze utrudniają ludziom Erdogana organizowanie kampanii wyborczej — tego Erdogana, który to miał Turcję do Europy wprowadzić! Jaką wspaniałą rzeczą jest demencja! Bo przecież jeszcze tak niedawno, to właśnie Niemcy walczyli o miejsce Turcji w UE. Turcja wręcz była stawiana zacofanym członkom EU za wzór europejskości, europejskich standardów i wartości. Każdy, kto zwracał uwagę, że to inna cywilizacja, inna religia, że demokracja i świeckość podpierana tam była bagnetami, że niezbyt według europejskich norm Turcy poczynają sobie z Kurdami, że nie kwapią się uznać holokaustu Ormian, taki człowiek stawiany był do kąta jako faszysta i ksenofob. Teraz elity nabrały w sprawie Ankary i UE wody w usta, a nawet ostro najeżdżają na Turków, że totalitaryzm, przemoc itd. Coś się zmieniło za kilka lat? Otóż nic. Po prostu wyszło szydło z worka, tzn. że Turcja to inna kultura, cywilizacja i wartości. Po prostu świat turecki pasuje do UE jak pięść do nosa. Szczególnie ze względu na islam. Jednym z niewielu autorytetów, który wyrażał się sceptycznie o miejscu Turcji w UE był Benedykt XVI, choć starał się to robić w ten sposób, aby go nie oskarżano o wtrącanie się do polityki.
Dlaczego jak wykazała praktyka Turcja nie nadaje się do UE? Ponieważ to inna cywilizacja, inne wartości. Elity unijne wmawiają nam, że Europa opiera się na takich wartościach jak: otwartość, różnorodność, tolerancja, stabilność i dobrobyt. Wszystko to jakieś bardzo powierzchowne i bez wyrazu. Jeśli popatrzymy na geografię, to zwrócimy uwagę, że UE obejmuje kraje , na których bardzo mocne piętno odcisnęło chrześcijaństwo, co więcej zasadniczo są to kraje, gdzie religią dominującą jeszcze do niedawna było chrześcijaństwo zachodnie. Krajom prawosławnym trudno wejść do UE, czego przykładem Bułgaria i Rumunia — nie dały rady wejść razem z innymi demoludami w 2004. Zaś bez problemu weszły kraje bałtyckie, które były republikami radzieckimi, tak jak prawosławne Białoruś i Ukraina, którym do UE jeszcze bardzo daleko. Weszła katolicka Chorwacja, a ciągle puka sąsiednia prawosławna Serbia, a prawosławna Mołdawia w ogóle pod znakiem zapytania. Takie są fakty i czy to się komuś podoba, czy nie, to chrześcijaństwo, a szczególnie zachodnia jego odmiana, a nie islam czy hinduizm, to fundamenty Europy.
Ludzi, którzy wyrażają się krytycznie wobec obecnego kursu UE obrzuca się inwektywą eurosceptycy, tymczasem jest to typowe programowanie lingwistyczne. Otóż człowiek krytykujący UE, krytykuje UE, a nie Europę! Takiemu człowiekowi właśnie Europa leży na sercu i nie jest do niej sceptycznie nastawiony, tylko wręcz na odwrót. Europa to nie UE. Bo czy Szwajcaria lub Norwegia są mniej europejskie od Grecji czy Słowacji? UE to pewien ubiór, który włożono na Europę i wielokrotnie w ostatnich latach przerabiano, w rezultacie czego, ani grzeje, ani od deszczu nie chroni i za przeproszeniem człowiek z gołą dupą chodzi. Bo co powiedzieć jeśli realnym wyróżnikiem i fundamentem UE jest wrogość wobec chrześcijaństwa, rodziny i życia? Przy takiej polityce „otwartość, tolerancja, różnorodność” to puste frazesy. Europejskość jest czymś bardzo konkretnym i namacalnym. Nie da się jej jak majtek założyć komuś na siłę. Próbowano to robić w krajach muzułmańskich. Co się stało po „arabskiej wiośnie” — każdy widzi. Europejska demokracja to coś bardzo specyficznego i właśnie europejskiego. Afrykańczycy naiwnie ją sobie zaaplikowali i do to tej pory się męczą. Nawet w takiej świeckiej Turcji nie wychodzi. A i tak euroelity powinny się cieszyć, że rządzi tam Erdogan, a nie jakiś zwolennik ISIS. Turcja ma swoją kulturę, swoją religię i swoją cywilizację i dlatego trudno jej będzie się zmieścić w UE.
Trzeba więc ciągle walczyć o Europę, aby była Europą, a elementem tej walki jest reforma UE i odbudowanie jej fundamentów. Niestety aby naprawić fundamenty, trzeba zazwyczaj zburzyć wszystko, co jest ponad nimi. Tymczasem nasze obecne euroelity dyskutują, czy szariat można włączyć w europejski porządek prawny? Himalaje absurdu i głupoty. Czyżby Europa miała tak wiele wspólnego z Arabią Saudyjską i ISIS? Bo przecież to właśnie w tych krajach szariat jest prawem państwowym. Oderwanie euroelit od realności i ideologiczne zagubienie jest nieprawdopodobne. W takim razie podyskutujmy o tym, czy Prawo Kanoniczne nie powinno mieć jakiejś większej roli w Europie. To w końcu najstarszy funkcjonujący nieprzerwanie system prawny w Europie i do tego oparty w swoich zasadach na prawie rzymskim.
opr. mg/mg