Sprawa stosunku chrześcijan do uchodźców nie jest prosta i oczywista. Wezwanie do pomocy i otwartości nie oznacza braku roztropności, a wielu proponowanym rozwiązaniom brakuje realizmu wobec skali problemu
Często ludzie pytają mnie co myślę o uchodźcach i jak chrześcijanin powinien odnosić się do tego problemu? Przecież Papież wzywa, aby nie budować murów, a Ewangelia mówi, aby przyjąć przybysza, odziać nagiego i nakarmić głodnego. Już sam fakt zadawania takich pytań świadczy o tym, że sprawa nie jest prosta. Co więcej jest to prawdziwy węzeł gordyjski zaplątany przez złego ducha. Aby go rozwiązać, trzeba dokonać głębokiego rozeznania duchowego, tzn. rozważyć starannie, gdzie jest prawda, a gdzie jej pozory. Problem uchodźców i imigrantów jest dla Polaków ciągle problemem teoretycznym, ale musimy się nad tym zastanowić, aby mieć dobrze przemyślaną, racjonalną politykę w tej dziedzinie.
Po pierwsze należy odróżnić uchodźców, którzy uciekają od prześladowań i imigrantów, którzy szukają lepsze życia. Pierwszym jesteśmy zobowiązani pomagać, drudzy podejmują podróż na własne ryzyko i nie mogą żądać, aby traktować ich jak święte krowy. Uchodźcy, którzy bezpośrednio uciekają z miejsc, gdzie grozi im śmierć, to jedna sprawa, a jeśli potem jadą gdzieś dalej, to już inna sprawa. Muszą się zadeklarować, że są gotowi powrócić do swoich domów, jeśli Państwo Islamskie jednoznacznie padnie. W 2010 roku byłem w Kirgistanie podczas wojny etnicznej. 100 tyś. Uzbeków uciekło do Uzbekistanu w ciągu dwóch dni. Po zakończeniu walk prezydent Karimow wydał polecenie i wszyscy uciekinierzy wrócili do swoich domów. Imigranci muszą być także gotowi podjąć pracę w kraju, który ich gości. Nie może przecież być tak, że imigranci będą siedzieć z założonymi rękami i czekać na zasiłki, gdy w tym samym czasie w pewnych zawodach brakuje rąk do pracy. Jako kraj przyjmujący mamy prawo decydować ze względu na sytuację na rynku pracy kogo możemy przyjąć, a kogo nie. Nasze władze w przypadku nacisków powinni stawiać jasne kryteria, kogo możemy, a kogo nie chcemy przyjmować.
Uchodźcy i imigranci winni zadeklarować, że są gotowi szanować nasze zwyczaje i wartości. To oni są w gościach, a nie my i powinni się zachowywać grzecznie. Np. nie mogą żądać, aby w miejscach gdzie żyją obowiązywał szariat. Muszą zgodzić się na równouprawnienie kobiet, posyłać dzieci do szkoły, itp. szanować i pracować dla dobra swojej nowej ojczyzny. Powinien istnieć mechanizm, który pozwoli wysłać z powrotem każdego, kto narusza prawo i nie chce się podporządkować określonym przez władze zasadom.
Jasne jest, że należy przyjmować w pierwszym rzędzie chrześcijan, jazydów, szyitów, sieroty, starców, wdowy, rodziny z dziećmi. Co innego młodzi mężczyźni. Czy nie powinni raczej wrócić do swojego kraju i walczyć o swoje domy niż klepać po pośladach niemieckie blondynki? Czy młodzieniec ze smartfonem i plikiem euro w kieszeni jest „biednym, gołym przybyszem'? Mam co do tego poważne wątpliwości. Pomoc nie oznacza jakiejś chorej filantropii, która demoralizuje obydwie strony. Jeśli sąsiad nazapraszał sobie krzykliwych gości, to nie może potem żądać, abyśmy ich gościli. Choćby dlatego, że tylko ponosząc konsekwencje swoich nierozsądnych czynów, będzie bardziej roztropny w przyszłości. Nie może być w żadnym wypadku tak, że Polacy będę płacić za głupotę Niemców — to nie solidarność, tylko szantaż. Musi być szanowane prawo i nie można krytykować np. Orbana, że je stosował.
Nie ma wątpliwości, że kryzys uchodźczy wielu muzułmanów traktuje jako rodzaj wojny demograficznej z Europą. Trzeba mieć tego świadomość i troszczyć się nie tylko o swoją skórę, ale również o następne pokolenia. Jeśli przybysze nie chcą się integrować, to oznacza to bombę z opóźnionym zapłonem — Szwecja, Francja, Niemcy, Holandia już są na skraju wybuchu (groźnego dla obu stron). Trzeba też pamiętać, że praktyka wykazuje, że nawet jeśli pierwsze pokolenie imigrantów żyje spokojnie, to drugie lub trzecie, już urodzone w Europie, może się radykalizować pod wpływem islamu i nawet wspierać działalność terrorystyczną. To że imigranci i uchodźcy są muzułmanami jest niezwykle ważne, bo może być przyczyną wielkich trudności w integracji i tragicznej w konsekwencjach wrogości. Wystarczy sobie przypomnieć, że muzułmanie potrafią prześladować, a nawet zabijać swoich chrześcijańskich współtowarzyszy niedoli.
Biskupi w krajach arabskich niezbyt byli zadowoleni, kiedy Papież wezwał, aby każda parafia przyjęła jedną rodzinę uchodźców. Podkreślają ciągle, że zadaniem chrześcijan na Zachodzie jest pomóc wyznawcom Chrystusa, aby pozostali w swoich domach, a nie pomoc ISIS w wyganianiu ich do Europy. Powinniśmy więc ze wszystkich sił doprowadzić do pokoju oraz odbudowy Syrii i Iraku. To możemy robić już dzisiaj np. poprzez Caritas.
I jeszcze kilka myśli na marginesie. Kryzys imigrancki związany jest z globalizacją. Po prostu ludzie w biednych krajach wiedzą jak dobrze żyje się w Europie i chcą żyć tak samo. To jest zasadnicze źródło problemu. Aby go rozwiązać należałoby ruszyć problem dysproporcji w rozwoju ekonomicznym Południa i Północy. Nawet jeśli przyjmiemy wszystkich mieszkańców Afryki, to nie znaczy, że Afryka przez to stanie się bogatsza — na odwrót: wyjeżdżają młodzi, energiczni, wykształceni. Północ i Zachód powinny zmienić swoje konsumpcyjne nastawienie do życia. Może trzeba skończyć z subsydiami dla rolnictwa, zainwestować w przemysł w krajach ubogich, dać im po prostu zarobić? Być może oznacza to mniej samochodów, mniej wycieczek zagranicznych dla Europejczyków? Wiadomo, że byłoby to bardzo trudne. Lżej popłakać nad martwym chłopcem nad brzegiem morza i dyskutować ile to imigrantów powinna przyjąć każda parafia, w której ostatni raz byłem 20 lat temu.
Przy okazji o odpowiedzialności za martwego chłopczyka, którą media próbowały nam włożyć na plecy. Za jego śmierć przede wszystkim odpowiedzialny jest ISIS, Asad i temu podobni. Następnie jego ojciec, który będąc bezpiecznym w obozie uchodźców, wyruszył w szaloną podróż. Potem Turcja, która ten exodus stymulowała i Angela Merkel, która go sprowokowała. Jeśli chciała zaprosić biednych uchodźców do Niemiec, to powinna też zabezpieczyć im bezpieczny transport, inaczej była prowokatorką zachęcającą ich do śmiertelnego ryzyka. Takimi samym prowokatorami są wszyscy, którzy krzyczą cuda niewidy o przyjmowaniu uchodźców. Następni odpowiedzialni to dziennikarze, którzy najpierw stworzyli uchodźczą histerię, a potem filmowali martwego chłopca. Dalej politycy europejscy, którzy w ideowym amoku wspierali walkę o demokrację i arabską wiosnę w krajach, której na żadną europejską demokrację nie są przygotowane.
I jeszcze jeden element szerokiego tła kryzysy: Europa wymiera duchowo i realnie. Nie dziwi więc to, że ktoś chce to puste miejsce zająć. Być może jest już za późno, być może czeka nas katastrofa. W tym kontekście Kościół popełnia ogromny błąd zajmując się w temacie uchodźców i imigrantów jedynie aspektem materialnym tego problemu. Źródłem nieszczęść krajów muzułmańskich jest islam, który sankcjonuje przemoc i agresję. Kto mieczem wojuje od miecza ginie. Powinniśmy przede wszystkim głosić muzułmanom Ewangelię miłości i przebaczenia. Obok talerza z zupą i ciepłych koców powinni otrzymywać Biblię po arabsku, której u siebie w domu nie mogli czytać. Nie należy się wstydzić Jezusa i Ewangelii, tylko ją głosić. To jest jedyna droga rozwiązania spirali nienawiści i przemocy, która niszczy kraje muzułmańskie i przenosi się do Europy.
opr. mg/mg