Echo katolickie 25(677) 19 - 25 czerwca 2008
Przyznam się, że nie wierzę, by w polityce istniało coś, co moglibyśmy nazwać przypadkiem lub zbiegiem okoliczności. Najczęściej mamy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem, w którym społeczeństwo przychodzi odgrywać rolę statystów, choć wszyscy są święcie przekonani, że ich wolność i możność decydowania o własnym losie zgodnie ze swoim zdaniem nie zostają w żadnym wypadku naruszone. Tłum z natury jest ślepy, ale nie dlatego, że nie dostrzega obiektu swoich działań, ale dlatego, że nigdy nie wie, kto pociąga za sznurki w tym teatrze lalek.
Zupełnie niedawno rozegrał się medialny spektakl pt. „Nękanie małoletniej Agatki”. W roli głównej wystąpiła 14-letnia uczennica gimnazjum, która dotknięta nieszczęściem stanu błogosławionego postanowiła dokonać zdecydowanego skrócenia swoich mąk poprzez „legalną” aborcję. W przedstawieniu tym dobrą wróżką była Wanda Nowicka, dzielnie śpiesząca z pomocą zdesperowanej młódce, zaś ciemnymi charakterami - działacze organizacji pro life, a przede wszystkim ksiądz z diecezji lubelskiej, którzy chcieli ocalić życie dziecka. Bardzo prosta konstrukcja medialna. A jak było naprawdę?
Jak okazało się później, sprawa nie wyglądała tak jasno, jak podawały niektóre media. Dziewczyna wcale nie była zdesperowana, aby poddać się zabiegowi niszczącemu życie jej dziecka, a ciąża nie stanowiła wcale efektu gwałtu, ale współżycia z chłopakiem starszym od niej o rok. Ponadto wcale działacze pro life nie „wciskali się” na siłę w prywatne życie dziewczyny, a sam ksiądz został przez nią zaproszony, gdyż szukała jakiegoś oparcia w całej tej sytuacji. Ale nie to wydaje się najważniejsze. Chodziło raczej o wywołanie pewnego fermentu społecznego, który w połączeniu z jednostronnym opisem w mediach mógłby ponownie wywołać do tablicy sprawę legalizacji zabijania dzieci nienarodzonych.
Jest to tyle ciekawe, że automatycznie za tą sprawą w niektórych mediach w Polsce zaczęły pojawiać się różne artykuły i programy, które miały pokazać, że w Polsce jest strasznie, jeśli chodzi o „prawa kobiet” w kwestii „zdrowia reprodukcyjnego”, a straszliwa ustawa antyaborcyjna nawet w przypadkach dopuszczalnych nie jest w stanie zagwarantować możliwości dokonania aborcji. Natychmiast poinformowano, że lubelski działacz SLD postanowił zawiadomić prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez księdza i działaczy organizacji broniących nienarodzonych, a sama ta partia w propozycji działań programowych postanowiła połączyć dążenie do laickości państwa (czytaj: ateizacji) z działaniami na rzecz zmian ustawy oraz „pogłębienia edukacji seksualnej” w szkołach w Polsce. Ponadto media dwuznacznie zaczęły ukazywać stanowisko Kościoła w tej sprawie. Mówiono opinii publicznej, że abp Życiński, zwierzchnik owego księdza, nie chce zająć stanowiska w tej sprawie i dystansuje się od jego działań, a i sam Kościół nie jest tak jednoznaczny (w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z o. Jackiem Prusakiem SJ, publicystą „Tygodnika Powszechnego”, opatrzony znamiennym tytułem: „Szkoła musi uczyć o antykoncepcji”).
A wszystko to dzieje się w bieżącym roku, w którym obchodzimy 40. rocznicę ukazania się encykliki papieża Pawła VI „Humanae vitae”, mówiącej o zasadach moralnych w dziedzinie przekazywania życia ludzkiego, jak również 15. rocznicę publikacji encykliki Jana Pawła II „Evngelium vitae” o świętości i nienaruszalności życia ludzkiego. Czyżby cudowny zbieg okoliczności? Raczej nie. Wiadomą rzeczą od dawna było, że wszyscy obrońcy życia szykowali z okazji tych rocznic wiele inicjatyw, mających na celu promowanie ratowania życia dzieci zagrożonych aborcją. Miały one ukazywać dramat dziecka i matki, a także problemy społeczne, będące następstwem możliwości zabijania dzieci w łonach matek oraz „mentalności antykoncepcyjnej”. Trzeba było spacyfikować te wydarzenia poprzez medialną akcję, podobną do słynnego „uprowadzenia” Agaty Kern (cóż za zbieżność imion). A że posłużono się w całej sprawie spreparowanymi danymi oraz po prostu kłamstwami, to cóż? Nie pierwszy raz naprzeciw dziecka, zagrożonego zabiciem w łonie matki, stają kłamstwa.
35 lat temu w Stanach Zjednoczonych Ameryki zalegalizowano zabijanie dzieci nienarodzonych, a pretekstem do tego była słynna sprawa sądowa Roe vs. Wade. Młoda kelnerka, mieszkająca w Teksasie, chciała usunąć ciążę. Pretekstem do tego miał być fakt, że była ona efektem gwałtu. Złożyła odpowiednie zeznania i sprawa, pod parasolem rozgłosu medialnego, stała się pretekstem do legalizacji zabijania nienarodzonych. Ale jakże cicho było także i w naszym mediach o fakcie, że w 1980 r. owa kobieta, Norma McCorvey zeznała, że żadnego gwałtu nie było. Tak więc sojusznikiem działaczy proaborcyjnych stało się jawne kłamstwo, gdyż celem nie była pomoc kobiecie w ciężkim położeniu, ale jedynie dążenie do zmiany prawa, przy czym sama zainteresowana i jej dziecko były traktowane instrumentalnie przez rzesze prawników oraz przez działaczy pro choice.
Jawne kłamstwo idzie ręka w rękę z manipulacjami medialnymi, które, wykorzystując emocjonalność czytelników, starają się wpływać na kształtowanie opinii publicznej, aby zyskać sojuszników w procederze legalizacji zabijania nienarodzonych. Strach przed tak ukształtowaną opinią publiczną jest tak wielki, że nawet minister sprawiedliwości w rządzie polskim nakazał zbadanie legalności działania... obrońców życia (a nie Wandy Nowickiej i jej watahy). Manipulacja jest tym jawniejsza, gdy prześledzi się działania organizacji proaborcyjnych w innych krajach, gdzie również posługiwano się nieletnimi matkami, aby zmieniać prawo chroniące życie nienarodzonych, oraz zauważy się przemilczanie skutków aborcji u nieletnich (w słynnej sprawie 13-letniej Valentiny z Turynu, która chciała urodzić dziecko, ale zaszczuta przez działaczy pro choice poddała się aborcji, przemilcza się fakt, że w wyniku tego przeżycia dziewczynka trafiła ostatecznie do szpitala psychiatrycznego).
Dokumenty papieskie, których rocznice podpisania obchodzimy w tym roku, ukazują integralną wizję człowieka, będącego istotą odpowiedzialną za swoje życie i szanującą życie innego. Człowieka, który jest panem siebie, ponieważ umie nad sobą panować i dokonywać świadomych wyborów w oparciu o rzeczywiste dobro. Takiego człowieka nie chcą dzisiejsze elity, ponieważ ten człowiek nie będzie podatny na manipulację i dowolność działań polityków oraz wielkich tego świata. Takiego człowieka właśnie się obawiają. Bo tylko taki człowiek może zbudować cywilizację miłości.
opr. aw/aw