Artykuł z tygodnika Echo katolickie 25 (729)
Dlaczego tak ważny w wychowaniu dziecka jest ojciec?
Mimo podobnych obowiązków ojciec jest kimś innym dla dziecka niż matka. Staje się pierwowzorem mężczyzny dla córek i wzorcem do naśladowania dla synów. Chłopcy mający dobry kontakt z ojcem lepiej identyfikują się ze swoją płcią, a w przyszłości są bardziej odpowiedzialnymi ojcami, mężami czy pracownikami. Ponadto obecność ojca w rodzinie w przypadku chłopców daje większą nadzieję, że dziecko nie wejdzie na drogę przestępczą. Syn wychowany tylko i wyłącznie przez matkę upatruje w niej osobę, która ogranicza jego wolność. Wtedy może narodzić się bunt do matki i płci żeńskiej. Córka pozbawiona kontaktu z ojcem szuka męskiego wzorca u swoich rówieśników, którzy często to wykorzystują. Według amerykańskich statystyk 85% dzieci, które sprawiają problemy wychowawcze, pochodzi z rodzin bez ojca. W rodzinach dysfunkcyjnych wychowało się też 63% młodzieży popełniającej samobójstwa.
Według konstytucji każdy obywatel ma równe prawa. Dlaczego więc trzeba bronić praw ojców?
Chodzi nam nie tyle o obronę praw ojca, co przede wszystkim o dobro dziecka. Ani w konstytucji, ani w polskim prawie rodzinnym, nawet w prawie międzynarodowym, czyli w Konwencji o Prawach Dziecka ratyfikowanej przez Polskę, nie ma definicji dobra dziecka. Dlatego jest ono przez różne instytucje dowolnie interpretowane. To staje się pretekstem dla sądu rodzinnego do szykanowania i dyskryminowania w szczególności ojców. Naszym celem jest doprowadzenie do sytuacji społeczno-prawnej, w której będą oni mieli takie same prawa do dzieci, jak matki, mając oczywiście na celu nadrzędne dobro potomstwa.
W społecznej mentalności zakodowało się fałszywe przeświadczenie mitu Matki Polki, w związku z tym większość kobiet uzurpuje sobie prawo do wyłącznego posiadania dziecka. A my chcemy jedynie uzyskać prawo do wykonywania swoich obowiązków. Często poprzez postanowienia sądowe jesteśmy pozbawieni praw, które wynikają z sakramentalnego związku małżeńskiego. A ten sakrament jest dla nas katolików bardzo ważny i nierozerwalny.
Ale pomimo to małżeństwa się rozpadają, małżonkowie przestają ze sobą żyć...
Związek małżeński jest albo ważny, albo nie. O nieważności małżeństwa może zdecydować jedynie sąd biskupi. Jeśli jednak małżeństwo jest ważne, a małżonkowie nie mogą ze sobą być, to trzeba pomyśleć nad najlepszym wyjściem. W przypadku małżeństw kościelnych jest nim separacja. Reguluje ona sprawy związane z majątkiem, kontaktami z dziećmi. Dla małżonków to czas, w którym mają szansę porozumieć się, przebaczyć, wrócić do siebie. Ale przez cały czas trwania separacji mogą wykonywać swoje obowiązki. Prawo dziecka to prawo do kontaktu z obojgiem rodziców.
Co jednak wtedy, gdy okaże się, że małżeństwo było od początku nieważne. Małżonkowie definitywnie się rozstają. Co takie orzeczenia zmienia, gdy w grę wchodzi opieka nad dzieckiem?
Dużo zmienia, bo wtedy wiadomo z czyjej winy doszło do takiej sytuacji. Ta osoba nie ma mocnej pozycji, jeśli dochodzi do rozprawy w sądzie rodzinnym. W przeciwnym razie małżonkowie obarczają się wzajemnie winą. A zdarza się, że przy okazji takich spraw wychodzi na jaw, że dziecko nie jest z danego związku. To oczywiści drastyczny przykład. Orzeczenie sądu biskupiego jest po to, żeby wykluczyć tego rodzaju wątpliwości.
Kto stoi na przeszkodzie, aby ojcowie wykonywali swoje obowiązki?
Matka dziecka, a następnie sąd rodzinny, którego pracownicy w obecności krzyży na ścianie orzekają rozwody. Za czasów ministra Zbigniewa Ziobry mieliśmy nadzieję, że coś się w tych sądach zmieni. Wtedy zaczęto mówić głośno o stowarzyszeniach obrony praw ojca. Ale najbardziej czekaliśmy na wprowadzenie możliwości nagrywania posiedzeń sądów. Kiedy zgłaszane są wątpliwości do zapisu w protokole, poza naszymi świadkami - o ile tacy są na sali sądowej - nie ma innych osób, które potwierdziłyby, że nastąpiły nieprawidłowości. A zdarza się, że sędziowie nie robią nic, aby uzyskać miarodajną wiedzę od obu stron. Jednak ten pomysł nie został wprowadzony w życie.
Czy to oznacza, że sądy rodzinne dyskryminują ojców?
Charakterystyczne dla tych sądów jest to, że są one sfeminizowane. Starzy pracownicy sądów są zmanierowani, a młodzi niedoświadczeni. Młody sędzia chce tak rozsądzić sprawę, aby żadna ze stron się nie odwołała i nie zmieniła postanowienia, bo byłoby to rysą w jego karierze. Najczęściej przyjmują więc określony szablon, który mówi, że dziecko powinno pozostać z matką.
A może winni są sami ojcowie, którzy rzadko występują o powierzenie opieki nad dziećmi?
Ilekroć ktoś mówi nam, że nie robimy nic, by było inaczej, zadaje pewien kłam. Często, kiedy my zwracamy się do sądu o to, aby dziecko było z nami, jest już za późno. Matki stawiają nas przed faktem dokonanym, zabierają dziecko i uniemożliwiają kontakt z nim. Mam kolegę, który od kilku lat jest pozbawiony kontaktu z dzieckiem, choć ma postanowienie sądu do wizyt dwa razy w miesiącu, i nie ma możliwości ich wyegzekwowania. Skierował sprawę do sądu, ale nic nie uzyskał. Sądy nie mają innych narzędzi w takich przypadkach, jak jedynie karanie symboliczną kwotą matki, która nie dopuszcza do kontaktów ojca z dzieckiem. Ale to i tak najczęściej odbija się na dziecku, któremu matka powie, że przez ojca nie może czegoś mu kupić, bo musiała zapłacić karę.
Na niekorzyść mężczyzn może też działać fakt, że to jednak oni, gdy w grę wchodzi alkohol czy agresja, są często przyczyną rozpadów małżeństw...
Jest kategoria mężczyzn winnych rozpadowi małżeństwa i kategoria kobiet, której można postawić takie same zarzuty. Do rozstania często przyłączają się dodatkowo rodzice, znajomi czy środowisko w pracy. My stanowimy kategorię osób, która nie ucieka od obowiązków, ale chce się nimi dzielić. Dziwimy się kobietom, które sprawiają wrażenie zapracowanych, a jednocześnie uniemożliwiają kontakty ojca z dzieckiem. Przecież one by w tym czasie odpoczęły.
Może dobrym rozwiązaniem byłaby, praktykowana w wielu krajach, naprzemienna opieka?
Jest ona możliwa, gdy oboje rodziców mieszka blisko, bo dziecko nie może zmieniać miejsca nauki. Jeśli ojcowie mieliby ofertę naprzemiennej opieki, zrobiliby wszystko, żeby być blisko dziecka. Komunikacyjnie to nie jest aż tak trudne. To tylko kwestia dobrej woli obojga rodziców. Wystarczyłoby określić, że jeden tydzień dziecko spędza u jednego z rodziców, drugi - u drugiego. Można też ustalić, że dziecko przychodzi po szkole do ojca, ale nocuje u matki czy odwrotnie. Musi być to przyjęte przez obie strony. Ale często jest tak, że ojcowie godzą się na warunki, które zaproponował sąd, matka nie oponuje, a potem łamie postanowienia i jest bezkarna. Usłyszałem kiedyś od działaczki fundacji kobiecej, że dopóki dziecko jest z matką, żadnej sprawy ojciec w sądzie nie wygra. Ale my nie chcemy wygrać sprawy. Nas interesuje uregulowanie tego, co dziecku jest najbardziej w okresie rozwojowym potrzebne.
Czy w poprawie sytuacji ojców pomogłaby zmiana prawa, czy mentalności?
Rodzina w naszym kraju nie jest hołubiona. Preferuje się samotne macierzyństwo. Na udogodnienia w systemie podatkowym mogą liczyć kobiety samotnie wychowujące dzieci. Takich preferencji nie mają już natomiast rodziny wielodzietne. Prasa kobieca pełna jest porad dotyczących tego, jak przygotować się do rozprawy sądowej, jak zmusić mężczyznę do zwiększenia alimentów. Podczas gdy nie ma porad dla mężczyzn, które mówiłyby, jak postępować w podobnych sytuacjach.
Na jakie wsparcie ze strony stowarzyszenia mogą liczyć ojcowie?
Staramy się oddziaływać na zmianę negatywnych społecznych stereotypów, według których ojciec traktowany jest jako osoba drugoplanowa w wychowywaniu potomstwa. Niesiemy pomoc dyskryminowanym w zakresie ich praw i obowiązków w stosunku do dzieci. Te cele realizujemy poprzez działania i zabiegi w urzędach ustawodawczych, wykonawczych oraz sądowniczych. Ale przede wszystkim udzielamy porad prawnych, wspieramy psychologicznie, wysyłamy osoby zaufania publicznego na salę rozpraw oraz świadka na spotkanie ojca z dzieckiem czy w końcu kierujemy do adwokata. Sugerujemy też „zbadanie”, czy małżeństwo z punktu widzenia prawa kościelnego jest ważne. Działamy od 2003 r., a spotykamy się zawsze w drugą niedzielę miesiąca, bez względu na to, czy przyjedzie jedna, czy dwadzieścia osób.
Chcemy też nawiązać kontakt z Instytutem Studiów nad Rodziną w Łomiankach, który stworzył nieżyjący już abp Kazimierz Majdański. Będziemy starali się przekładać ich doświadczenie i wiedzę na nasze problemy, ale też służyć własnym doświadczeniem, aby nasze traumatyczne przeżycia nie poszły na marne. Być może w ten sposób komuś pomożemy.
Dziękuję za rozmowę.
opr. aw/aw