Zaplątani w sieć

O ciemnych stronach portali społecznościowych


Jolanta Krasnowska-Dyńka

Zaplątani w sieć

Psychologowie biją na alarm: wirtualna rzeczywistość kradnie nam życie. Zamiast spotykać się ze znajomymi, wolimy rozmawiać on-line za pośrednictwem naszej-klasy czy Facebooka. Tracimy kilka godzin dziennie przeglądając zdjęcia, pisząc komentarze czy budując stodołę na wirtualnej famie.

 

W Polsce z portali społecznościowych korzysta kilkanaście milionów osób. Mówi się nawet, że jeśli nie ma cię na naszej-klasie czy Facebooku, to tak jakbyś nie istniał, a usuwanie wirtualnych kont nazywa się e-samobójstwem. Fenomen tych portali polega przede wszystkim na tym, że przełamały one wszelkie bariery, które utrudniały kontakty międzyludzkie: czas, odległość, finanse, nieśmiałość i trudność w nawiązywaniu relacji. Jednak oprócz tych wszystkich zalet, portale i fora społecznościowe mają również swoje ciemne strony.

Wirtualny nałóg

Jedną z nich jest uzależnienienie. Okazuje się, że nasza-klasa czy Facebook mogą stać się takim samym nałogiem jak alkohol czy papierosy. Szacuje się, że objawy uzależnienia mogą występować nawet u trzech milionów Polaków. Wśród nich jest 33-letnia Asia, urzędniczka. - Konto na Facebooku założyłam prawie dwa lata temu. Namówiła mnie kuzynka. Na początku portal w ogóle nie przypadł mi do gustu, bo na profilu każdej osoby były jakieś prośby o pomoc w grach. Stwierdziłam, że nie jest to miejsce dla mnie. Do czasu - wspomina. - W święta Bożego Narodzenia, kiedy ta właśnie kuzynka zamiast rozmawiać ze mną, bo widujemy się raz w roku, siedziała i grała. Budowała wirtualną farmę. Przyglądałam się bacznie i stwierdziłam, że to całkiem fajna zabawa, na pewno lepsza od oglądania telewizji - opowiada Joanna. Dodaje, że nie pamięta momentu, kiedy interaktywna gra, w której zarządza się wirtualnym gospodarstwem, wciągnęła ją do tego stopnia, że potrafiła spędzić przy komputerze większość dnia. - Nie mam dzieci, męża więc mogłam sobie na to pozwolić. Najwięcej czasu przy komputerze spędzałam w weekendy. Zdarzało się, że znajomi próbowali wyciągnąć mnie do kina, ale dla mnie zbieranie ziemniaków na mojej wirtualnej farmie było ważniejsze niż spędzenie czasu z przyjaciółmi - dodaje. - Najgorsze męki przeżywałam, kiedy byłam w pracy i nie mogłam grać, a moja farma popadała w ruinę. Opamiętanie przyszło, kiedy moja przyjaciółka miała wypadek. Kiedy czuwałam przy jej szpitalnym łóżku, pomyślałam, że kiedy ona śpi, ja mogłabym przecież trochę pograć. Przeraziło mnie to. Wtedy dotarło do mnie, że potrzebuję pomocy - mówi.

Dzięki wsparciu przyjaciółki, która jest jednocześnie psychiatrą, Aśce udało się wyrwać z uzależnienia, w jakie bez wątpienia popadała. Pierwszym krokiem było zlikwidowanie profilu na Facebooku. Jednak nie było łatwo. Bowiem zanim usuniemy konto na wspomnianym portalu, musimy zaznaczyć sześć powodów, dla których chcemy zrezygnować z jego usług. A jeśli zmienimy zdanie, zawsze możemy się ponownie zarejestrować, używając takiego samego loginu i hasła.

Dzisiaj, opowiadając o swoim życiu sprzed kilku miesięcy, Joanna wciąż nie może zapanować nad emocjami. - To było chore, ale wirtualna stodoła, przy budowie której akurat zabrakło mi desek, była ważniejsza niż sprawy najbliższych - przyznaje 33-latka, nie kryjąc irytacji, że dorośli ludzie mogą tracić po kilkanaście godzin dziennie w tak bezsensowny sposób.

Tylko on-line

Życia bez inetrnetu, a konkretnie bez wirtualnych znajomych, nie wyobraża sobie 31-letni Piotr. Każdy dzień zaczyna tak samo: od sprawdzenia kont na niemal wszystkich portalach społecznościowych. - Na gry szkoda mi czasu, ale jestem uzależniony od poczty. Gdy widzę kopertę z wiadomością, skacze mi adrenalina - przyznaje. Komputer Piotra jest włączony nieustannie. Facebook też. Używa go od kilku lat. Zachęcili go do tego niemieccy znajomi, których poznał podczas studenckiego stypendium w Kilonii. Na początku Facebook służył mu tylko do kontaktu z kilkoma przyjaciółmi z zagranicy. Od dwóch lat, kiedy stał się modny w Polsce, liczba jego znajomych wzrosła dwudziestokrotnie. Piotr, jak większość Polaków, ma również konto na naszej-klasie. - Dzięki temu jestem w ciągłym kontakcie z przyjaciółmi ze szkoły. Wiem na bieżąco, co się u nich dzieje: kto wyszedł za mąż, komu urodziło się dziecko i gdzie kto był na wakacjach - mówi. Dodaje, że choć spędza w wirtualnej społeczności kilkanaście godzin dziennie, to jednak nie czuje się uzależniony.

- Nie mam drgawek, nie skręca mnie żołądek, kiedy nie mogę wejść na swój profil. A przecież są tacy, dla których presja zalogowania się i sprawdzenia najświeższych informacji dotyczących znajomych, obejrzenie ich najnowszych zdjęć oraz porównanie wyników gier czy testów, jest tak silna, że zapominają oni o swoich „ziemskich” obowiązkach. Dlatego nie jest ze mną jeszcze aż tak źle - pociesza się 31-latek.

Najcięższym przypadkiem uzależnienia od internetu, o którym usłyszał cały świat była historia opisana w New York Timesie przez amerykańskiego psychologa i dyrektora projektu Initiative on Technology and Self - Sherrego Turklea. Jego 18-letni pacjent padł ofiarą portalu społecznościowego. Chłopiec korzystał z Facebooka tak często, że zapomniał, kim jest i czym się zajmuje „w realu”. Przyczyną choroby najprawdopodobniej była depresja, która utrudniała życie w prawdziwym świecie - jego jedyną atrakcją stało się istnienie on-line...

Rozstania, oszustwa, skandale

Jednak uzależnienie nie jest jedynym zagrożeniem, jakie niosą ze sobą wirtualne społeczności. Kilka lat temu dwaj wrocławscy studenci założyli portal Nasza-Klasa. Miał być miejscem, w którym można spotkać kolegów z dawnych lat, umówić się na spotkanie, dowiedzieć się co słychać u Aśki z III C. Niestety, dla wielu nasza-klasa okazała się przekleństwem. Niektórzy stracili przez nią żony, mężów, inni dobre imię albo majątek.

Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę hasło „nasza-klasa” i odnajdziemy pierwsze lepsze forum - zobaczymy, że zdrady i rozstania to najgłośniejsze tematy związane z tym portalem.

- Myślałam, że te historie o rozwodach przez naszą-klasę są wyssane z palca. Dzisiaj oddałabym wszystko, by cofnąć czas i nie zakładać konta na tym portalu. W ogóle chciałabym żyć w świecie bez sieci, ale teraz jest już na to za późno - mówi 40-letnia Sylwia. Profil na naszej-klasie założył sobie też jej mąż. Przyznał, że za pośrednictwem portalu odezwała się do niego jego wielka miłość z liceum. - Powiedział, że wymienili kilka e-maili i numery telefonów, bo pojawił się pomysł zorganizowania spotkania klasowego. Kiedy zapytałam męża, jak dzisiaj wygląda jego „była”, odpowiedział, że się postarzała i pod względem urody nawet nie może ze mną konkurować. Uwierzyłam mu. Szybko jednak okazało się, jak bardzo byłam naiwna - opowiada 40-latka. Mąż pojechał na spotkanie klasowe do swojego rodzinnego miasta, gdzie po prawie ćwierć wieku spotkał swoją wielką miłość „w realu”. Dopiero po kilku tygodniach Sylwia dowiedziała się, że podczas tego szkolnego zjazdu uczucie wróciło ze zdwojoną siłą. Dokładnie o czwartej nad ranem, w formie pocałunku na parkiecie, kiedy pozostali uczestnicy spotkania zajmowali się zbiórką pieniędzy na kolejną butelkę alkoholu.

Mąż Sylwii wyprowadził się z domu prawie pół roku temu. Wtedy ona wykasowała swoje konto z portalu. Nie chciała, żeby znajomi oglądali jej profil i plotkowali o tym, że mąż zostawił ją i dzieci dla byłej dziewczyny.

Na szczęście nasza-klasa to nie tylko pułapki zastawiane przez nieżyczliwych ludzi. Jest też miejscem, w którym można pięknie powspominać. Odradzają się dawne przyjaźnie. To też nowe - stare kontakty, które dziś możemy wykorzystać, bo okazuje się nagle, że Aśka z III C też teraz urodziła córeczkę i mimo że kiedyś nie było z nią o czym rozmawiać, to teraz spotykacie się raz w tygodniu i plotkujecie o dzieciach bez końca.

Złudne poczucie akceptacji

Rozmowa z Moniką Dreger, psycholog Warszawskiej Grupy Psychologicznej.

Na czym polega fenomen popularności portali społecznościowych?

Po pierwsze, zapewniają ciągły kontakt ze znajomymi. Nie trzeba wychodzić z domu, wystarczy tylko kliknąć a już jesteśmy wśród przyjaciół. Długa lista znajomych daje nam też złudne poczucie akceptacji i bezpieczeństwa, a bliskie emocjonalne relacje z rodziną i przyjaciółmi uzupełniamy niezobowiązującymi kontaktami z dalszymi znajomymi. Po drugie, portale społecznościowe cieszą się popularnością, bo pomagają kreować siebie. Dzięki nim możemy pokazać się od takiej strony, od jakiej chcemy.

Czy można uzależnić się od naszej-klasy bądź Facebooka?

Oczywiście. Podobnie jak od alkoholu, nikotyny. Obserwujemy nawet zespół odstawienia, objawiający się poczuciem dyskomfortu, agresją, czasem objawami psychosomatycznymi, jak bóle głowy czy skurcze mięśni.

Kto jest najbardziej narażony?

Najbardziej narażeni są początkujący użytkownicy portali społecznościowych. Przede wszystkim te osoby, które mają problem z kontaktami interpersonalnymi w rzeczywistym świecie. Chowają się wtedy za monitorem komputera i nie muszą konfrontować się z realnymi ludźmi. Czują się bezpieczniejsi.

Jakie objawy powinny nas zaniepokoić?

Wszystko jest w porządku do czasu, gdy takie osoby są w stanie wywiązywać się ze swoich ról społecznych. Ale jeśli w pewnym momencie zaczyna się to odbijać na nauce czy na rodzinie, jeśli nie wyobrażamy sobie dnia bez zalogowania się na portalu, gdy cały czas o tym myślimy, wtedy możemy mówić o uzależnieniu.

Dziękuję za rozmowę.

opr. aw/aw



Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama